30 najlepszych gier 2013 roku według redakcji Polygamii - miejsca 30-21

30 najlepszych gier 2013 roku według redakcji Polygamii - miejsca 30‑21

30 najlepszych gier 2013 roku według redakcji Polygamii - miejsca 30-21
marcindmjqtx
24.12.2013 14:00, aktualizacja: 15.01.2016 15:40

Nadszedł coroczny czas podsumowań. Głosowanie na Grę Roku Czytelników Polygamii już trwa, tymczasem pozwólcie, że przedstawimy listę ułożoną z głosów redaktorów serwisu. Jak zawsze, podzieliliśmy ją na części. W tym roku wybraliśmy 30 tytułów - zaczynamy od końca...

Miejsca 20-11 opublikujemy jutro .

30. DRAGON'S CROWN (Vanillaware, Atlus)

Nikt nie robi takiej oprawy 2D jak Vanillaware. Nawet, jeśli jej częścią są niewiarygodnie monstrualne biusty, skaczące na ekranie tyłki i ogólnie seksistowski wydźwięk. Cóż z tego, gdy w ślad za tym idzie doskonała zabawa, łącząca klasykę beat 'em upów w stylu Knight of the Round czy Cadillacs & Dinosaurs z pogonią za lootem w typie Diablo 3 i zaliczaniem gry raz za razem wespół z kumplami? Przy pełnej świadomości ułomności Dragon's Crown wybornie się z tym tytułem bawiłem i bawię, choć zasadniczo za diablopodobnymi tytułami nie przepadam. Przekonała mnie wspomniana konwencja chodzonej bijatyki - z przedstawicielkami tego gatunku spędziłem w salonach gier niejedną godzinę, co rusz rzucając "ostatnią złotówkę". Przy Dragon's Crown jest o tyle dobrze, że nic wrzucać nie trzeba. (PS3, PSV) /M.Kos.

29. ANOMALY 2 (11 bit studios)

Drugie Anomaly od zdolnej, polskiej ekipy 11 bit studios dosłownie musnąłem na komputerze. Podobnie jak w przypadku pierwszej części, czekałem na wersję dla tabletu, bo to gra idealnie dopasowana do takiego sposobu sterowania. Anomaly było dobre, Anomaly Korea delikatnie rozwijało pomysły oryginału, a w przypadku Anomaly 2 nie tylko dopracowano pomysł, czyli grę typu tower offense, ale jednocześnie rozwinięto go do tego stopnia, że o jakiejkolwiek nudzie czy uczuciu grania w to samo nie może być mowy. Jest dynamiczniej, często o wiele trudniej, poza tym fabuła wydaje się być ciekawsza i bardziej wciągająca niż w jedynce. Anomaly 2 to również jedna z najlepiej wyglądających gier na smartfony i tablety, która niejednokrotnie potrafiła wcisnąć w fotel/kanapę czy inne miejsce, w którym aktualnie grałem. A pomysł na optymalizację wersji na platformy z Androidem przy udziale graczy? Genialny. (Android, BlackBerry, iOS, Mac, Linux, Windows) /P.W.

28. TELEGLITCH (Test3 Projects)

Kto powiedział, że do wystraszenia gracza potrzebna jest realistyczna grafika? Pewnie nikt, a nawet jeśli ktoś, to i tak się myli. Dokładnie widoczny potwór jest zawsze mniej straszny, niż ten kryjący się w cieniu. W Teleglitch przeciętny potwór składa się z kilku pikseli, podobnie jak ciemność, która zasłania przed wzrokiem komentarze stacji kosmicznej. To ona jest najgorszym wrogiem. Ona i brak zapasów. Zużyć ostatni ładunek wybuchowy i sprawdzić, czy za ścianą jest schowek? Może będzie tam trochę amunicji, której wiecznie brakuje. A może nie... Są jeszcze  dźwięki. Wszędzie dźwięki. Groźne i tajemnicze. Co to za skrobanie? Czy to za rogiem - czy w tym korytarzu, który właśnie minąłem? To jeden mały potwór czy cała horda? I jeszcze wyjścia są koszmare - zwłaszcza te na otwarty teren. Tam zawsze się coś czai. Jedyną taktyką jest marsz tyłem w kierunku, z którego właśnie się przyszło i celne strzelanie. Bo wrogów jest zawsze za dużo, a pocisków zawsze za mało. A śmierć to start od początku...

Teleglitch może wyglądać brzydko, ale ostatnio takie emocje i napięcie czułem w System Shocku. Dorwiecie za grosze, a bawić będziecie się lepiej niż w niejednym horrorze AAA. (Mac, Linux, Windows) /P.K.

27. VÖLGARR THE VIKING (Crazy Viking Studios)

Poziom pierwszy zaczyna się od długiej prostej, na której nieustannie pojawiają się wrogowie. Trzeba się przez nich przebić i zaraz potem zeskoczyć w dół, przez otwór zatkany kamieniem, który da się zniszczyć. Tam znajduje się skrzynka z uzbrojeniem i dwie niegroźne pszczoły nad nią. Uwaga - z naprzeciwka nadejdzie jaszczuroludź, warto go od razu wyeliminować oszczepem. Powrót na powierzchnię i dalej w prawo. Dwa skoki - uwaga, bo z prawej będą szli przeciwnicy, na szczęście na jeden cios. Potem wąż do rozwalenia (można go uderzyć tylko kucając) i skok na linę. Warto zejść na dół i uderzyć w ścianę - tkwi tam młot Thora, sekretne wzmocnienie. Potem na górę - warto wskoczyć na platformę po lewej, jest pszczoła, dwa pająki do rozwalenia i skrzynka. A z powrotem po prawej - kolejna pszczoła i plująca kwasem roślina...

Mógłbym tak dalej, z pamięci opisać wszystkie poziomy Völgarr the Viking - bez tego nigdy bym tej koszmarnie trudnej gry nie przeszedł. To dwuwymiarowe Dark Souls w miniaturze, satysfakcjonujące i przemyślane. Nad jednym etapem siedzi się parę godzin, by ostatecznie, po jeszcze kilku próbach, przechodzić go w niecałe 10 minut. Nie sposób opisać satysfakcji, jaką się wtedy czuje. (Windows) /T.K.

26. CALL OF JUAREZ: GUNSLINGER (Techland)

Po nieudanym The Cartel wrocławski Techland postanowił odmienić serię - i zrobił to na każdym froncie. Po pierwsze, na powrót uczynił z niej western. Po drugie, zamiast typowego FPS-a sięgnął po formułę arcade'owego shootera. Po trzecie, zrezygnował z pudełka na rzecz gry w cyfrowej dystrybucji. Efekt? Bardzo udany. Gunslinger doskonale uchwycił klimat Dzikiego Zachodu, oferując intensywną wymianę ognia i nabijanie punktów w stylu - nie przymierzając - Bulletstorma. A przy tym nieźle wyglądał, ze swoją oprawą graficzną z dominującym na ekranie czarnym konturem. Podchodziłem do tej gry nieufnie od samego początku, ale po zagraniu wiedziałem już, że przeczucie mnie tym razem myliło. (X360, PS3, Windows) /M.Kos.

25. DON'T STARVE (Klei Entertainment)

Doskonale pamiętam tę historię. To była moja trzecia albo czwarta próba przetrwania w strasznym lesie. Miałem już ciepłe schronienie na jakiejś łące, ale zapędziłem się trochę za daleko w poszukiwaniu pożywienia i rozmaitych dóbr... Noc złapała mnie na pustkowiach, hen, hen od "domu". W panice zacząłem szukać drogi powrotnej, aż nagle trafiłem do wioski świnioludzi. To było moje pierwsze spotkanie z nimi i spodziewałem się, że, jak wszystko w tym świecie, będą mi wrodzy, ale wydali się raczej obojętni. Może wręcz trochę przestraszeni. Mieli pochodnie, więc z niepewnością, ale i ulgą, spędziłem noc u nich. W ciągu następnych dni nawet się zaprzyjaźniliśmy. Mieszkałem pod ich chatkami, podkradałem pożywienie (wiecie, rozumiecie...), a oni chrumkali - wmawiałem sobie, że na powitanie. Aż pewnego razu postanowiłem wyciąć parę drzew z lasu pod wioską. Potrzebowałem drewna na sam już nie pamiętam co. Uderzyłem w pierwszy pień z brzegu i... roślina ożyła. Wielki stwór był mało przyjaźnie nastawiony, więc dałem dyla. Pomyślałem, że świnioludzie dadzą mu radę (pająki rozwalali jednym ciosem), ale, niestety, zginęli wszyscy, jeden po drugim, miażdżeni potężnymi konarami.

Było mi bardzo smutno. (Mac, Linux, Windows) /T.K.

PS Pozbierałem i zjadłem mięso pozostałe po świnioludziach. Smutno nie smutno, jeść trzeba.

24. DEAD SPACE 3 (Visceral Games)

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, żeby ktoś próbował mi sprzedać grę, która robi tak wiele rzeczy dobrze, w sposób, który wskazuje na tak wiele popełnionych błędów. Najpierw ta reklamowana powierzchnia lodowej planety i otwarte przestrzenie, a potem nieszczęsne, bo fatalnie skrojone, demo. Gdy wydawało się, że jest już "po serii", dostałem pełną grę do recenzji. Ależ byłem zdziwiony! Wspomniana zimowa planeta to ledwie ułamek całości, a deweloper nie dość, że dodał nowe lokacje i mechanizmy to zrobił to w sposób absolutnie wierny oryginałowi. Znów byłem sam w przestrzeni lub na pokładzie opuszczonego okrętu. Znów włóczyłem się po ciasnych korytarzach. No i ten system konstrukcji własnych broni - najważniejszy mechanizm całej gry! (Zaraz po tych odpowiedzialnych za chodzenie i strzelanie, ma się rozumieć). (X360, PS3, Windows) /M.J.

23. THE LEGEND OF ZELDA: A LINK BETWEEN WORLDS (Nintendo, Monolith Software)

Przyznam bez bicia - o Zeldzie dowiedziałem się tak na dobrą sprawę dopiero po przeprowadzce z Polski do Ameryki. Jakimś cudem nigdy wcześniej nie miałem ani styczności, ani okazji zagrać w Zeldę mieszkając w Polsce. W USA sytuacja się zmieniła. Tutaj ten tytuł ma ogromną rzeszę fanów. Powiedziałbym nawet "maniaków". Ludzie tatuują sobie przeróżne loga, postacie i sławniejsze teksty z gier, nazywają potomstwo imionami bohaterów. Potem to samo potomstwo na Halloween chodzi przebrane za postacie z serii (oczywiście, wciąż istnieje problem mylenia Linka z Zeldą, to już chyba nigdy się nie zmieni). Przez lata seria wpadła jednak w pułapkę, w którą wpadło sporo innych gier. Gdzieś z postępem czasu i technologii przybywało trójwymiarów, poligonów i tekstur, ale ubywało niestety duszy. Nie zrozumcie mnie źle. Dalej graliśmy, ale oficjalne stanowisko między graczami było takie - "Zagrałbym w starą, dobrą Zeldę..." Nintendo posłuchało (sam nie wierzę, że to napisałem). The Legend of Zelda: A Link Between Worlds jest dokładnie tym, o czym marzyłem ja i reszta fanów - powrotem do świetności. Ciężko jest opisać twarz, która pokazuje jednocześnie zaskoczenie i uśmiech od ucha do ucha (spróbujcie sami), ale taką właśnie minę miałem już po kilku minutach gry i z takim głupim wyrazem twarzy ją kończyłem. (3DS) /W.K.

22. GEARS OF WAR: JUDGMENT (Epic Games, Epic Games Poland)

Nigdy nie ukrywałem tego, że Gears of War jest jedną z moich ulubionych serii - i nie chodzi tylko o minioną generację konsol. Wielcy, napakowani faceci z ogromnymi karabinami, którzy kładą hordy paskudnych przeciwników. Coś dla prawdziwych fanów filmów ze Stalloniakiem, w dodatku w ponurym, apokaliptycznym uniwersum science-fiction. Oryginalna trylogia była świetna, ale seria potrzebowała czegoś nowego. I tą nowością były polskie pomysły twórców Bulletstorma, warszawskiej ekipy People Can Fly (teraz Epic Games Poland). Fajnie opowiedziana historia Bairda nie gra tu jednak pierwszych skrzypiec. Najlepiej sprawdza się mocno zręcznościowy charakter rozgrywki, który wynagradza punktami ciekawe akcje i każe skupiać się na czystej walce. Jako odskocznia od "poważniejszych" odsłon serii Judgment sprawdza się świetnie i na pewno pozwoli odetchnąć od tego, co Epic przygotuje na nowej generacji Xboksa. I choć fabularnie to najsłabsza odsłona Gears of War, to dla okraszonego systemem ocen modelu rozgrywki warto po nią sięgnąć - i po prostu dobrze się bawić, nie zagłębiając w opowieść. (X360) /P.W.

21. SAINTS ROW IV (Volition)

Saints Row IV nie miało łatwo w tym roku. Zamknięto THQ - poprzedniego wydawcę, twórcy przeszli do kogoś innego. Do tego bliskość premiery GTA V i pogłoski, jakoby czwórka miała być kiedyś tylko dodatkiem do trójki, a potem zrobiono z tego osobną grę. W sumie pewnie masa z Was w Saints Row IV nie zagrała.

Wasza strata.

Przegapiliście tytuł, który jest nieślubnym dzieckiem Prototype i Grand Theft Auto pomalowanym na fioletowo. Sandbox, w którym wszystkie elementy podporządkowane są jednemu: by gracz się dobrze bawił. Potęga trafia do gracza praktycznie od razu, a potem hulaj dusza, piekła nie ma. To tytuł, w którym znajdziecie supermoce, strzelaniny, pościgi, wielkie roboty, alternatywne światy, nagłe powroty, kosmiczne bazy w centrum miasta, starych znajomych i nowych wrogów.

I scenę seksu z Kinzie (kto grał w trójkę, ten wie). Mam coś dodać? (X360, PS3, Windows) /P.K.

Miejsca 20-11 opublikujemy jutro .

W głosowaniu wzięli udział, w kolejności alfabetycznej: Marcin Jank, Paweł Kamiński, Marcin Kosman, Maciej Kowalik, Wojciech Kubarek, Tomasz Kutera, Paweł Winiarski.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)