30 najlepszych gier 2013 roku według redakcji Polygamii - miejsca 20‑11
To jeszcze nie pierwsza dziesiątka i największe emocje, ale i tak robi się coraz ciekawiej. To kolejne dziesięć naszym zdaniem najlepszych gier tego roku.
25.12.2013 | aktual.: 15.01.2016 15:40
< Miejsca 30-21 opublikowaliśmy wczoraj Miejsca 10-1 opublikujemy jutro .
20. DESKTOP DUNGEONS (QCF Design)
Kochałem tę grę już dawno, dawno temu, gdy była darmowa i wyglądała koszmarnie. W sumie pod pewnym względami niewiele się zmieniło - oprawa nadal szału nie robi. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Nie, bo najważniejsze, czyli przebijanie się przez kolejne losowo generowane podziemia - skrzyżowanie roguelike'a z grą logiczną - też pozostało na swoim miejscu. Desktop Dungeons to tryumf doskonale przemyślanej mechaniki. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, każda najmniejsza zmienna ma sens, każda jest istotna. Pisałem to już w recenzji, ale powtórzę raz jeszcze: w tej grze, jeśli idzie ci źle, to znaczy, że czegoś nie rozumiesz - myśl. A to myślenie uzależnia jak mało co i może zapewnić dosłownie setki godzin zabawy, upakowane w niewielkie sesje, idealne na krótkie posiedzenia. Zdecydowanie najlepsza gra logiczna ostatnich lat. (Mac, Windows) /T.K.
19. POKEMON X/Y (Game Freak)
Choroba na zbieranie rzeczy to dość powszechna i znana rzecz. Dziadek zbierał absolutnie wszystko. Jeżeli czegoś było więcej niż jedna sztuka, to dziadek to zbierał. Kiedyś znaleźliśmy np. kilka skrzyń z metalowymi puszkami po kawie, w których znajdowały się zardzewiałe gwoździe. Kiedyś mogły się do czegoś przydać, prawda? Ta mania kolekcjonowania udzieliła się też gdzieś w międzyczasie babci, która była z zawodu krawcową i zbierała guziki. Niby wszystko się zgadza: krawcowa - guziki, ale babcia zbierała po jednym i miała ich... dużo. Bardzo dużo. Choróbsko przeszło metodą dziedziczenia genów na mojego tatę. Długo krył się z tą klątwą, ale gdy zaczął zbierać zegary z kukułkami, to już nie dało się tego ukryć. O każdej równej godzinie mieliśmy ochotę odciąć sobie uszy, by nie słyszeć tych wszystkich ptaków. Pewnego dnia mama nie wytrzymała i wszystkie zegary musiały zmienić właściciela. One albo mama... Ja oczywiście cierpię na to samo (stąd wiem, że nie jestem adoptowany!). Nie będę wymieniał wszystkich rzeczy, które zbieram, bo mi po prostu wstyd. Ważne w tej całej historii jest to, że istnieją gry, które potrafią człowiekowi ulżyć w tego typu chorobie. Jedną z nich jest m.in. Pokemon X/Y reklamowane od lat hasłem - "Zbierz je wszystkie". Dla mnie gra I-DE-AL-NA! (3DS) /W.K.
18. DMC: DEVIL MAY CRY (Ninja Theory)
Restart serii - nowe studio i nowy bohater. Nowy Dante, na którego jeszcze przed premierą posypały się gromy. Po pojawieniu się gry na rynku kpiono jakby trochę mniej, ale graczom ciężko było zaakceptować zmiany i bardziej mainstreamowy kierunek, w jakim poszła seria. Też na początku miałem obawy, ale najpierw rozwiał je świetny teledysk/zwiastun z muzyką japońskich gwiazd z One Ok Rock, a potem... wsiąkłem. Nie interesowało mnie, ile w DmC starego Devil May Cry, czy nowy Dante jest lepszy, czy gorszy od starego. Dostałem wyszczekanego, charakterystycznego bohatera, którego błyskawicznie polubiłem. Sprezentowano mi najfajniejszy slasher ostatnich lat, w którym poziom trzymał zarówno system walki, fabuła, jak i odpowiednie na 2013 rok wykonanie. Na początku roku zamierzam ponownie wcielić się w Dantego i jeszcze raz wziąć udział w demonicznej przygodzie, która, mam nadzieję, porwie mnie ponownie równie mocno. To chyba najlepsza rekomendacja. (X360, PS3, Windows) /P.W.
17. PHOENIX WRIGHT: ACE ATTORNEY - DUAL DESTINIES (Capcom)
Na punkcie Phoenixa jestem lekko zwichrowany (choć przed pisaniem recenzji przykładałem sobie lód do czoła, żeby spojrzeć na grę chłodno) i na nową odsłonę czekałem z niecierpliwością. Nie zawiodła mnie - adwokat nowej ery, czyli w 3D, z animacjami i nowymi pomysłami na rozgrywkę zachował swoje największe atuty, a w finale wspiął się na wyżyny narracyjnych hokusów pokusów, fundując jazdę bez trzymanki. Główny wątek przewijający się w tle wszystkich spraw trzyma poziom, a ekipa ze świetną nową postacią - Atheną - jak zwykle rządzi. Jest zabawnie, wzruszająco i zawsze kończy się w sposób, którego się nie spodziewaliśmy. Oczywiście to wciąż liniowa "gadanina", ale chciałbym więcej takich "gadanin"! (3DS) /M.Kos.
16. RAYMAN LEGENDS (Ubisoft Montpellier)
Nie było w tym roku bardziej pociesznej platformówki. Michael Ancel i jego współpracownicy mają za sobą lata doświadczeń w tworzeniu gier, które potrafią być wyzwaniem i jednocześnie bawić na każdym kroku. Właśnie tego potrzebował ten podupadły ostatnio gatunek. Pomysły na plansze są szalone, ale równocześnie szalenie grywalne. Rayman co rusz otrzymuje nowe umiejętności, więc o żadnej monotonii mowy być nie może. Do tego co jakiś czas trafiamy na etapy muzyczne, w których odgrywamy popularne utwory skacząc, bijąc i szybując odpowiednio do ich rytmu. Rayman Legends to czysta radocha. To gra, na którą nie wściekamy się nawet, gdy coś nie wychodzi. Z ekranu promieniuje świąteczna atmosfera, która udziela się graczowi. To definicja współczesnej platformówki. Skupiona na tym, co najważniejsze - rozgrywce i zabawianiu gracza kłodami rzucanymi u pod nogi, bogata w pomysły i nie udziwniająca zabawy na siłę nietrafionymi rozwiązaniami. To też gra dla absolutnie każdego. W jej opisie powinna widnieć notka, że nadaje się dla graczy od 3 do 133 lat. (X360, PS3, PSV, Wii U, Windows) /M.Kow.
15. STATE OF DECAY (Undead Labs)
Gier z zombie w roli głównej mamy na pęczki, ale State of Decay i tak jest wyjątkowe. Bo to nie liniowa przygoda, w której musimy zabić hordy przeciwników. To gra, w której chodzi o przeżycie garstki. W zasadzie to namiastka symulacji zombie-apokalipsy, bo troszczyć musimy się tu o wszystko, nie tylko o dobrego gnata (tego trzeba najpierw zdobyć, a potem traktuje się jak relikwię) i plecak pełny amunicji. Musimy zadbać o schronienie dla naszej grupy. Za małe nie pomieści wszystkich chętnych, których też musimy zrekrutować. Bez odpowiedniej liczby łóżek ludzie będą niewyspani i nie zregenerują sił. Bez szpitala polowego nie wyleczą ran. A każda z tych rzeczy wymaga środków, po które trzeba się wybrać na teren będący we władaniu zombie. A tam nie czujemy się jak bohaterski wojownik - jesteśmy zwierzyną. Każdy strzał oznacza przyciągnięcie uwagi wrogów. Każdy pośpiech przy otwieraniu skrytki może ściągnąć na kark kłopoty. Tymczasem co zrobić, jeśli przez radio dostajemy jednocześnie informacje o tym, że jest misja do wypełnienia, o potencjalnych rekrutach, którym trzeba szybko pomóc i o ataku na nasze schronienie? State of Decay to gra o wyborach. Tym trudniejszych, że śmierć bohatera oznacza wyeliminowanie go z rozgrywki do końca... (X360, Windows) /M.Kow.
14. METRO: LAST LIGHT (4A Games)
Grając w M:LL postępowałem wbrew własnym zasadom, bo pominąłem poprzednią część. Nie żałuję, że nie poczekałem, aż w ręce trafi mi M2033. Last Light można pochwalić za wiele elementów, ale dwa szczególnie utkwiły mi w pamięci. Po pierwsze: klimat. Miło jest czasem pooddychać powietrzem innym niż amerykańskie. Moskiewskie metro to inny świat, inny do wizji postapokaliptycznego świata znanej z serii Fallout. Wiem, że zasługa koncepcji urządzenia nowego życia w moskiewskim metrze nie należy się twórcom gry, ale ich mogę pochwalić za wizualizację tego pomysłu. W tym zakresie spisali się na medal.
Drugi ze wspomnianych elementów, który mnie zaskoczył, to jak sprawną skradanką jest M:LL. Lwią cześć gry można pokonać poruszając się w cieniu, unikając bezpośredniej konfrontacji i potajemnie plądrując posterunki wroga. Nie spodziewałem się tego po tej grze. A pozytywne to zawsze najprzyjemniejsze ze wszystkich zaskoczeń. (X360, Mac, Linux, PS3, Windows) /M.J.
13. KILLZONE: NAJEMNIK (Guerilla Cambridge)
Killzone: Liberation na PlayStation Portable było świetne, jednak na prawdziwego przenośnego Killzone'a musieliśmy poczekać aż do 2013 roku i konsoli, dzięki której nie trzeba iść na żadne wizualne kompromisy. Ale Killzone: Najemnik, który wylądował na PlayStation Vita to, z drugiej strony, nie tylko kieszonkowa wersja hitów z PlayStation 3. To zupełnie inne podejście do fabuły, bo choć rozgrywa się w tym samym uniwersum, to daje nam możliwość nie angażowania się w konflikt. Dla bohatera największą wartość mają pieniądze i to właśnie one wskazują, która ze stron jest w tym momencie wrogiem. Gra wynagradza sposób, w jaki bohater - i gracz - wykonuje akcje, delikatnie nawiązując do zręcznościowej rozgrywki z Bulletstorm. Jednocześnie nowy przenośny Killzone oferuje świetne tryby rozgrywek sieciowych, które udowadniają, że można czerpać frajdę z wieloosobowej zabawy w FPS-ach nie tylko na stacjonarnych sprzętach. Bardzo żałuję, że to nie był startowy tytuł na Vitę, ale - jak to mówią - lepiej późno, niż wcale. (PSV) /P.W.
12. PATH OF EXILE (Grinding Gear Games)
Gra-fenomen, przynajmniej dla mnie. Niewielkie studio Grinding Gear Games z Nowej Zelandii z niczego stworzyło rozbudowanego sieciowego hack'n'slasha. Z początku myślałem, że to się nie uda, a w miarę kolejnych wersji beta zacząłem dla nich czuć coraz większy podziw. W efekcie powstała gra, którą wielu graczy postawiło ponad dotychczasowego króla. Niektórzy mówią, że to lepsza kontynuacja Diablo 2, że tak wyglądałoby Diablo 3, gdyby Blizzard nie porwał się na innowacyjność i kombinowanie. Nawet postaci są podobne. Jest w PoE trochę hołdu dla starych Diablo.
To gra dla największych fanów gatunku, którzy nie boją się ogromnego systemu umiejętności, rozlicznych kombinacji przedmiotów z klejnotami i powtarzania walk z bossami, by zdobyć jak najlepszy sprzęt. O tym, jak jest dobra, niech świadczy fakt, że przy Diablo 3 nie było końca narzekaniom na to, że trzeba grać po sieci - w Path of Exile jest to zupełnie naturalne.
A najlepsze? Jest za darmo. I to, że w tym zestawieniu jest coraz więcej takich gier pokazuje, jak zmienia się branża. Czy jeśli będą powstawać tak dobre gry jak Path of Exile, ktoś zechce jeszcze zapłacić 200 zł za Diablo 4? Ryzykując, że może się zawieść tak bardzo, jak niektórzy na trójce. (Windows) /P.K.
11. SHELTER (Might and Delight)
Shelter to dla mnie trochę smutny przykład tego, jak wielką rolę w świecie gier odgrywa marketing. Rok temu było Journey i "ochom" oraz "achom" nie było końca. Sony zrobiło wiele dla promocji tego tytułu i to zdecydowanie się opłaciło. Podróż już wspomina się z rozrzewnieniem - jaki to przełom i jaka wspaniała metafora. Jakie to emocje i jakie przeżycia.
Shelter pod wieloma względami jest grą bardzo podobną do Journey. Podobnie liniową i niespecjalnie bogatą pod względem mechaniki. W podobny sposób opowiadającą historię. Pod wieloma względami lepszą i mniej pretensjonalną. I co? I nic. O grze napisali nieliczni, jeszcze bardziej nielicznie się nią zachwycili. Trochę szkoda.
Szkoda, bo to wzruszająca, alegoryczna opowieść o życiu i naturze. Bliska każdemu, bo dziejąca się w zwykłym lesie, a nie w wymyślonej, baśniowej przestrzeni. Opowieść z prostym przesłaniem i mocną puentą (oraz fantastyczną oprawą dźwiękową). Niektórzy twierdzą, że takich gier "nie ma", tylko to "strzelanie i strzelanie". Robią błąd - po prostu za słabo szukają. Może kiedyś usłyszą o Shelter. (Mac, Windows) /T.K.
< Miejsca 30-21 opublikowaliśmy wczoraj Miejsca 10-1 opublikujemy jutro .
W głosowaniu wzięli udział, w kolejności alfabetycznej: Marcin Jank, Paweł Kamiński, Marcin Kosman, Maciej Kowalik, Wojciech Kubarek, Tomasz Kutera, Paweł Winiarski.