20 najlepszych gier 2012 roku według redakcji Polygamii - miejsca 20-11

20 najlepszych gier 2012 roku według redakcji Polygamii - miejsca 20‑11

20 najlepszych gier 2012 roku według redakcji Polygamii - miejsca 20-11
marcindmjqtx
31.12.2012 09:00, aktualizacja: 15.01.2016 15:41

Graliśmy w tym roku w mnóstwo gier. Wśród nich dużo było produkcji, które zapadły nam w pamięć, dużo było takich, do jakich będziemy jeszcze wracać i o których będziemy pamiętać. Wybraliśmy 20 naszym zdaniem najlepszych gier 2012 roku. Dziś prezentujemy Wam miejsca 20-11 (finałową dziesiątkę przedstawimy już jutro).

Miejsca 10-1 opublikujemy już jutro.

20. JOURNEY (Thatgamecompany)

Pamiętam uczucie towarzyszące oglądaniu pierwszych materiałów z tej gry. „To niemożliwe - myślałem - to nie może tak wyglądać w rzeczywistości”. I okazało się, że jednak mogło. Thatgamecompany stworzyło produkcję lekką, elegancką, niepozostawiającą wątpliwości co do wyobraźni i zdolności stojących za nią grafików i programistów. Magia „Journey” polega na tym, że przy pomocy najbardziej prostych i przystępnych mechanizmów znanych z miliona trójwymiarowych gier platformowych opowiedziała uniwersalną historię, którą przeżyć może każdy, o ile tylko przezwycięży uprzedzenia do tych strasznych niezależnych gier. Patrząc z perspektywy całego roku, gra nie wywołała takiego zamieszania jak swego czasu „Flower”,  ale też ukazała się w zupełnie innych czasach, ciekawszych, w których znacznie łatwiej jest znaleźć na rynku nieoczywisty, interesujący projekt, co po części jest m.in. zasługą Thatgamecompany. „Journey” nie zmieniło świata, ale wielu osobom zrobiło dobrze. I sprawiło, że zaczęły się zastanawiać, czy przypadkiem podczas ślizgania się po wirtualnych wydmach nie wdały się w romans z przypadkowym graczem. (PS3) /K.H.

19. ASURA'S WRATH (CyberConnect 2)

Uwielbiam anime, lata temu spędzałem przed telewizorem długie godziny, oglądając kolejne filmy i seriale na VHS. Miękły mi kolana przy kolejnych odcinkach serii Dragon Ball Z, a wszystkie niesamowite akcje zapierały dech w piersiach. To samo poczułem, grając w „Asura's Wrath” - to najbardziej związana z anime gra, z jaką kiedykolwiek miałem styczność. Niesamowita, pełna fabularnych twistów historia, obłędnie wykręcone akcje i uczucie obcowania z czymś wyjątkowym, czymś, czego próżno szukać w zachodnich produkcjach ostatnich lat. Emocjonalne rozterki głównego bohatera to Japonia pełną gęba, podobnie jak drzemiąca w nim moc, którą wraz z postępem przygody wyzwala. Asura's Wrath to również najbardziej wykręcone projekty bossów, jakie ostatnio widziałem, a walki z nimi są jakieś sto razy lepsze od akcji z „God of War”. Obowiązkowa rzecz dla wszystkich fanów anime. Dla wszystkich innych zaś „Asura's Wrath” może być świetnym początkiem fantastycznej przygody z japońską animacją. (360, PS3) /P.W.

18. PAPO & YO (Minority)

Przyzwyczailiśmy się do sytuacji, w której nad grami pracują tak liczne zespoły tak długo, że ich dzieła wydają się wytworem nadmyśli i podczas gry nie zastanawiamy się, ile w danym elemencie rozgrywki/grafiki/ścieżki dźwiękowej jest osoby, która ją wymyśliła. Stworzone przez kilku ludzi „Papo & Yo” jest zaś zdominowane przez osobę głównego projektanta. Ta gra to historia dzieciństwa Vandera Caballera, jego rozliczenie się z alkoholizmem ojca. Opowieść tak osobista, że momentami czułem się, jakbym nie powinienem w ogóle w to grać - to w końcu kawałek autora. Ale jednocześnie jest to historia stworzona po to, aby ktoś ją przeżył. Pełna wdzięku, bezpretensjonalnego czaru, owszem, także i smutku, ale jednocześnie krzepiącego ukojenia. Niektórym może się wydawać szokujące, że o alkoholizmie i przemocy domowej można opowiadać za pomocą rozgrywki polegającej na skakaniu z platformy na platformę i rzucaniu owocami. Ale „Papo & Yo” nie jest grą dla osób, które nie szukają. (PS3) /K.H.

17. DUST: AN ELYSIAN TAIL (Humble Hearts)

PRZEŚLICZNA bajka, napędzana tysiącciosowymi combosami i świetny przykład na to, że szufladkowanie gier może być krzywdzące. Bo jeśli powiedziałbym wam, że „Dust” jest nawalanką (bo jest), nikomu nie przyszłoby do głowy szukać w niej ciekawej opowieści, dowcipnych dialogów i wielu misji pobocznych, które sprawiają, że ostatni boss pada po ponad 10 godzinach. A nudno nie jest nawet przez chwilę, bo nawet jeśli akcja zwalnia, to na pierwszy plan wysuwają się ciekawe postacie, których dialogi rozśmieszają do łez. I niech nie zwiodą was pastelowe kolory, z biegiem czasu gra ujawnia swoje mroczniejsze oblicze, co dodatkowo motywuje do parcia naprzód, by poznać kolejne rozdziały opowieści.

„Dust” to gra kompletna - długa, ciekawa i dopracowana. Dla mnie to zdecydowanie największa i jednocześnie najmilsza niespodzianka roku. Wisienką na torcie niech będzie fakt, że to arcydzieło stworzył jeden człowiek. Dean Dodrill pracował nad Elysian Tail przez cztery lata. Wielki szacunek. (360) /M.K.

16. LOLLIPOP CHAINSAW (Grasshopper Manufacture)

Rzeczy, które są w tej grze: 18-letnia czirliderka w miniówce, wielgachna piła mechaniczna, zombie, genialna muzyka autorstwa duetu Akira Yamaoka/Jimmy Urine (tak, facet nazwał się „Jimmy Siki”), wnętrze umysłu Sudy 51 (swoją drogą to jego najlepiej sprzedająca się gra), zombie, lizaki, głowa chłopaka jako breloczek, cycki, szaman w cylindrze i różowym futrze z keytarem w ręku, dobra zabawa, Justin Bieber , hołd dla Johna Romero, absurd, SEKS, PRZEMOC, FLAKI oraz KREW, serduszka, iskierki, kombajn, kicz, konfetti, gwiazdki, najfajniejsi bossowie na świecie, Facebook, zombie na jetpackach (tak jest!), kurczaki, prostackie żarty, wyszukane żarty, fajny system walki, przekleństwa, kolor różowy, zaglądanie pod spódniczkę, osiągnięcie/trofeum za zaglądanie pod spódniczkę, gadające zombie, głupota (ale taka dobra), kucyki (takie na głowie).

Rzeczy, których w niej nie ma: sens, nuda, przyzwoitość, coś, co nadałoby się do pokazania babci, odpowiedź na wielkie pytanie o życie, wszechświat i całą resztę, długi czas gry.

Moje zastrzeżenia: za mało miejsca na wypisanie rzeczy, które są. (360, PS3) /P.B.

15. FORZA HORIZON (Playground Games, Turn 10 Studios)

Co za dzień! Dojechałem dziś rano do Kolorado, gdzie odbywa się największy tego typu festiwal o nazwie Horizon. Gdybym miał określić, czym jest, to pewnie powiedziałbym, że to trwające kilka dni połączenie koncertu z targami samochodowymi. Wszędzie pełno ludzi, sceny z zespołami grającymi na żywo i samochody... pełno samochodów. Te najdroższe, najszybsze, najrzadsze oraz mój - volkswagen z 1995 roku. Ale nie poddaję się. To festiwal skierowany do wszystkich kierowców.

Zwiedziłem przy okazji okolicę, po której będą prowadzić trasy wyścigów. Kolorado o tej porze roku wygląda przepięknie. Góry, doliny, mosty, tunele, olbrzymia zapora na rzece, tu jest wszystko! Najlepsze jest to, że cała okolica jest zamknięta dla policji. Można więc robić wszystko, czego dusza zapragnie. Ba! Im bardziej szalona jest twoja jazda, tym większą popularnością cieszysz się wśród publiczności.

Początek festiwalu rozpoczął się niespodziewanie. Siedziałem w przydrożnym barze, gdy w radiu (swoją drogą, całkiem niezłą muzykę tu grają) ogłoszono, że pierwsze 10 samochodów dostanie automatycznie wejściówkę na festiwal. Tak szybko jeszcze chyba nie jechałem, ale udało się. Dojechałem ostatni, ale dojechałem. Biorę udział w festiwalu! To będzie najlepsza samochodowa przygoda w tym roku! (360) /W.K.

14. FTL: FASTER THAN LIGHT (Subset Games)

Przez moment ten tekst był zagrożony. Sama myśl o napisaniu krótkiej notki na temat FTL sprawiła, że zachciałem wrócić na pokład USS Groinhammera (nazwa mojego okrętu) i podjąć walkę z rebelianckimi szumowinami. 100 skoków między układami i 3 godziny później zdałem sobie sprawę, że znów wsiąkłem. Taka to właśnie gra. Oszczędna w oprawie graficznej, ma niezwykle sprawny i przejrzysty mechanizm, z którym zechcecie się siłować godzinami, wcielając się w rolę kapitana statku kosmicznego. Werbowanie załogi, rozdzielanie obowiązków, zarządzanie zasobami, rozbudowa i ulepszanie statku... Do tego konfrontacje z rebeliantami, piratami, handlarzami, zbuntowanymi systemami obronnymi i kosmicznymi burzami. Dzięki banalnemu w obsłudze panelowi sterowania statkiem nawet nowicjusz nie będzie miał problemów z wprowadzaniem w życie tak szczegółowych planów jak zamykanie czy otwieranie grodzi między poszczególnymi sekcjami okrętu.

Losowy charakter sprawia, że każda przygoda w FTL jest inna i każda bez wyjątku nadaje się na scenariusz przynajmniej odcinka Star Treka, jeśli nie na własny film sci-fi. Nawet jeżeli nie jest to przygoda ze szczęśliwym finałem, to krótki czas rozgrywki (od 10 minut do godziny) zachęca do podjęcia kolejnej próby podboju galaktyki. I kolejnej, i kolejnej, i kolejnej... (Mac, Linux, Windows) /M.J.

13. TORCHLIGHT 2 (Runic Games)

„If it ain't broke, don't fix it” - taką maksymę musieli mieć wypisaną na ścianie pracownicy Runic Games. A zaraz obok, sprejem, „Good Artists Borrow, Great Artists Steal” oraz, choć nie podejrzewam ich o znajomość „Rejsu”, „Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”. „Torchlight 2” to próba stworzenia hack'n'slasha idealnego - jeśli za ideał uznacie kompilację masy pomysłów z innych gier (głównie z Diablo 1/2), nad którymi niegdyś pracowali jego twórcy oraz oczywiście z pierwszego „Torchlighta”.

Czy to znaczy, że „Torchlight 2” jest zły? Nie, jest świetny. Schodzenie do lochów nigdy się nie znudzi. Gra Runic ładnie wpasowała się w ten rok. Zamiast zostać zmiażdżoną przez „Diablo 3”, jak prorokowali jedni, lub pokonać je na luzie, jak wróżyli inni, znalazła swoją niszę. Zadowoleni powinni być głównie starzy wyjadacze gatunku - w „Torchlight 2” mana jest niebieska, umiejętności rozwija się co poziom, a za dolary niczego się nie kupi. Jest w tej grze coś starego, znanego jak lochy pod Tristram, ale w nowej oprawie.  (Windows) /P.K.

12. MARK OF THE NINJA (Klei Entertainment)

To zabawne, jak odbiór warstwy fabularnej „Mark of the Ninja” zmienia się z kolejnymi godzinami spędzonymi z grą. Początkowo wydaje się, że „eeee, to tylko jakaś głupia historyjka o ninja” i zupełnie nie zwraca się na nią uwagi. Niczego się zresztą nie żałuje, bo sama rozgrywka i tak wciąga niesamowicie. Tymczasem mniej więcej w połowie twórcy atakują gracza jednym niespodziewanym twistem fabularnym, potem drugim... i na koniec trzecim.

Gdy minęły już napisy po ukończeniu gry, spędziłem dziesięć minut, wpatrując się w przestrzeń. Bez przesady, obyło się bez jakichś łezek w oku i wielkich wzruszeń, ale twórcom udało się zabić mi ćwieka. Tym mocniej, że przecież w ogóle, ale to w ogóle się tego nie spodziewałem.

Biorąc pod uwagę, że mamy też do czynienia z platformówką 2D (gatunek, który zabrałbym ze sobą na bezludną wyspę, gdybym mógł wybrać tylko jeden) i skradanką jednocześnie (według mnie najlepszą tego roku), nie mógłbym nie być zachwycony. Dwunaste miejsce? Cóż, taki głos ludu, ale moim skromnym zdaniem - o dziesięć za nisko. (360, Windows) /T.K.

11. HALO 4 (343 Industries)

„Pamiętasz te ściany, które postawiłam?” - pyta Beyonce rozpoczynając „Halo”, trzeci singiel z płyty „I Am Sasha Fierce”. „Cóż, kochanie, właśnie się walą” - oświadcza.

Nie wiem, czy diwa, nagrywając ten utwór, miała na myśli przystojnego młodzieńca z Polski, który lata temu zbudował ściankę dzielącą jego serce od serii Halo. Jeśli tak, to brawo, bo prawie zakręciła mi się łezka. Grałem w gry z laserkami, blasterkami i zieloną szafą pancerną jeszcze na pierwszym Xboksie. Fajnie się strzelało, ale poprzednie zdanie pokazuje mój stosunek do nich - nigdy nie byłem fanem.

A potem zjawiła się ona. Co prawda była tylko „czwórką”, ale i tak zawróciła mi w głowie.

"Jakbym nagle się ocknęła, złamałam każdą ze swoich zasad" - tutaj podmiotem lirycznym jest już gra. „Halo 4” to powiew świeżości. Seria wreszcie doczekała się nowych rozwiązań i zmian, ale nie są one tak drastyczne, żeby fani musieli pisać na forach, że „Hejlo saks”. Chyba właśnie tym mnie oczarowała. No i jest piękna, nie wiem, czy nie najpiękniejsza, jaką widziałem.

Chłopakom z Bungie musi być głupio, że przez prawie dziesięć lat walczyli o moje względy, a 343 Industries zdobyło je w parę minut. (360) /P.B.

Miejsca 10-1 opublikujemy już jutro .

W głosowaniu wzięli udział, w kolejności alfabetycznej: Piotr Bajda, Konrad Hildebrand, Marcin Jank, Paweł Kamiński, Maciej Kowalik, Wojciech Kubarek, Tomasz Kutera, Paweł Winiarski.

http://polygamia.pl/Polygamia/1,97394,10352868,Offline__FIFA_12___recenzja.html?bo=1

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)