Wszystko w wersji mobilnej, więc dlaczego nie Project Cars
Project Cars GO. Naprawdę.
Jakiś przesadnie mobilny mam dzień. Ale co zrobić. Najpierw, bardziej z ludzkiej ciekawości oraz przekonania, że to „ważny temat”, wdepnąłem w mobilne Call of Duty, które powstaje w studiu King (tak, tym od Candy Crush). A teraz Eurogamer wyskakuje z nagłą, ale oficjalną zapowiedzią przenośnej wersji… Project CARS. Tak, tego superdrobiazgowego symulatora dla najbardziej zajaranych motoryzacją wśród wszystkich zajaranych motoryzacją. A co, kurde, niech będzie równouprawnienie, każdy zasługuje na mobilny spin-off!
"Przy pomocy studia Gamevil Project Cars GO umożliwi graczom przeżycie pompującego adrenalinę wyścigu w całkiem nowy sposób. Gatunek gier ściganych ma olbrzymią, oddaną bazę fanów, którzy już wkrótce nacisną pedał gazu i spalą trochę gumy” - mówi w typowo marketingowy sposób Ian Bell, szef Slightly Mad. A ja (mam nadzieję, że nie tylko ja!) próbuję sobie wyobrazić, w jaki sposób Project Cars miałoby „zadziałać” na ekranie mojego telefonu. Ba, oryginalna seria traci jedną trzecią swoich zalet, gdy gramy na padzie, a nie kierownicy. Do tego ledwo śmiga na współczesnych sprzętach. A jej wielbiciele obserwują, jak na zachowanie samochodu wpływa… zmiana temperatury na torze.
Tymczasem mobilne gry wyścigowe charakteryzuje maksymalna przystępność, arcade’owy klimat, sterowanie dotykowe lub żyroskopowe i całkiem szczerze - po prostu nie rozumiem decyzji stojącej za tym projektem. Może kiedyś wypluję te słowa. Ale hej - tutaj należałoby celować raczej w konkurencję dla Mario Kart Tour, a nie autentyzm serii-matki. Nie wiem, nie rozumiem, czekam na więcej informacji. A tych - prócz wspomnianego „już wkrótce” - na razie zdecydowanie brakuje.
Adam Piechota