Wszystkie moje śmierci w Dark Souls
Jedna gra, jeden śmiałek, bardzo, bardzo dużo zgonów.
18.10.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:43
Śmierć pierwsza Portal buchający białą mgłą. Zostało mi kilka punktów życia, ale przecież po drugiej stronie portalu musi być ratunek, tak? Przechodzę, stoję na balkonie prosto nad demonem, przed którym udało mi się uciec na początku. Potwór macha łapą, spadam na ziemię w deszczu gruzów.
Śmierć druga Na podwórzu, od trzech ciosów maczugi demona. Jak się piło mikstury lecznicze?
Śmierć trzecia Zeskoczenie z balkonu prosto na demona daje zaskakująco dobre rezultaty. Szkoda tylko, że potem nie udało mi się do niego doskoczyć i znowu dostałem trzy ciosy maczugi w twarz. Kiedyś uda mi się znaleźć sposób na picie mikstur bez zaglądania do ekranu ekwipunku.
Śmierć czwarta Powolny, okuty w zbroję szkielet, który wcześniej służył mi do treningu parowania ciosów, tym razem miał więcej szczęścia. Żegnajcie 500 punktów, jakie pozostawiłem przy grubym demonie.
Śmierć piąta Udało mi się pokonać grubego demona. Nawiązałem znajomość z dużym krukiem i kilkoma smutnymi wędrowcami. Chwilę później spadłem jakimś korytarzem, wypadłem przez dziurę w murach zamku. Jeśli to był dół kloaczny, to teraz jest wykorzystywany do przechowywania kufrów, w których nie ma nic użytecznego. Chyba. Tak czy siak, potem zjechałem urwiskiem na dół, gdzie czekały na mnie dwa szkielety.
Śmierć szósta Tak, dwa szkielety.
Śmierć siódma Nie zgadniecie, dwa szkielety! Te same ciągle, oczywiście.
Śmierć ósma Jak to jest, że coś pozbawione mięśni i ścięgien, składające się z samych kości, może być takie szybkie?
Śmierć dziewiąta Hmmm. Tak, nadal one.
Śmierć dziesiąta Piąta z rąk tych samych szkieletów. Ale było już blisko - udało mi się je rozdzielić. Na chwilę.
Śmierć jedenasta Zabiły mnie, ale po chwili spadły w przepaść. Remis?
Śmierć dwunasta Zakałapućkałem się w interfejsie, zamiast wypicia mikstury - zginąłem. Właściwie to po co ja z nimi walczę? Ach, mają moją duszę. To znaczy - dusze.
Śmierć dwunasta Walka w piórach wielkiego kruka nie pomaga. Innym powodem, dla którego walczę z tymi szkieletami, jest to, że ciągle mnie gonią.
Śmierć trzynasta Po zepchnięciu jednego w przepaść (otchłań nie odda dusz, oczywiście) prawie-że-zabiłem-drugiego, tylko po to, aby obudzić dwa kolejne. Walka trzech na jednego zakończyła się tym samym rezultatem co przeciwko dwóm.
Śmierć czternasta Odbiegłem, zabiłem jednego i gdy piłem miksturę leczniczą, drugi mnie dobił. Drań. W końcu odkryłem, którym guzikiem używa się przedmiotów.
Śmierć piętnasta Szkielety, nawet w pojedynkę, są zdecydowanie większym wyzwaniem niż nieumarli z początkowego przytułku.
Śmierć szesnasta Pokonałem je! Naprawdę! A po chwili usiekła mnie kolejna dwójka podobnych szkieletów!
Śmierć siedemnasta Uznałem, że męczenie się ze szkieletami, z których i tak nie wypadają dusze, nie ma sensu. Udało mi się znaleźć windę, która prowadziła na dół, do ciemnej krainy pełnej apatycznych i niezbyt silnych nieumarłych. Plusy: wypadają z nich dusze. Minusy: jest tak ciemno, że spadłem w jakąś otchłań.
Śmierć osiemnasta Ciemna otchłań, ciemny most, jakieś dwie białe zjawy wysysają ze mnie wszytko w dwie sekundy.
Śmierć dziewiętnasta Biegnąc po dusze, spadłem do wody. Żegnajcie moje 500, tyle razy uchowanych od szkieletów, dusz.
Śmierć dwudziesta Poślizgnąłem się na kładce i znowu wpadłem do ciemnej toni.
Śmierć dwudziesta pierwsza Recenzencki egzemplarz gry jest pozbawiony instrukcji. Jej brak traktuję jako dodatkowe oczko do poziomu trudności. Aby jeszcze bardziej podkręcić atmosferę, postanowiłem nie sięgać po żadne poradniki, nie czytać szczegółowych dyskusji w sieci i nie rozmawiać na temat Dark Souls z Pawłem Kamińskim. Kiedy jednak pokrótce przedstawiłem mu moje dotychczasowe przygody, stwierdził, że idę w złą stronę. Reszty nie słyszałem, bo odbiegłem, zakrywając uszy i krzycząc „lalalalala”.
Jednakże postanowiłem pójść w inną stronę. Nie w dół, a w górę, jak powiedział Paweł. I zabiło mnie na schodach jakieś smutne zombie, gdy wydawało mi się, że wstrzymałem grę, bo musiałem wyjść z pokoju na chwilę.
Śmierć dwudziesta druga Tak, w tę stronę jest rzeczywiście łatwiej. Kilkunastu nieumarłych wojowników później padam w końcu od ciosów jednego włócznika z tarczą. Trochę mnie mrozi na myśl, że muszę się jaszcze raz przez to wszystko przerąbywać, ale takie jest Dark Souls.
Śmierć dwudziesta trzecia Tuż przed miejscem, z którego mógłbym podnieść utracone dusze, zasiekli mnie dwaj wojownicy, którzy za pierwszym razem nie stanowili problemu. Kilkaset dusz w plecy. Ale przynajmniej wcześniej zdobyłem lepszą tarczę, więc łatwiej jest mi blokować ciosy.
Śmierć dwudziesta czwarta Być może poczułem się zbyt pewnie, bo teraz zasiekli mnie niemalże przy samym obozowisku.
Śmierć dwudziesta piąta Sztuka skakania to jedna z wielu rzeczy, których w Dark Souls nie rozumiem. Tym razem nie pozwoliła mi doskoczyć na jedno przęsło akweduktu, na którym błyszczała jakaś nagroda.
Śmierć dwudziesta szósta Poślizgnąłem się na schodach i spadłem.
Śmierć dwudziesta siódma Nieumarły zepchnął mnie w tą samą przepaść.
Śmierć dwudziesta ósma Jakaś dziwna magia sprawiła, że nie byłem w stanie zablokować ciosu i nie dość, że zostałem rozpłatany mieczem, to jeszcze oberwałem bombą zapalającą zrzuconą z góry.
Śmierć dwudziesta dziewiąta Udało mi się przebić do następnego obozowiska, tylko po to, aby zapomnieć o aktywowaniu ogniska i po śmierci z rąk losowego miecznika odrodzić się na samym początku. A pomyśleć, że miałem już uzbierane ponad 1000 dusz. Nauczka na przyszłość: widzisz palenisko - odpocznij.
Śmierć trzydziesta Aaa, wielki rogaty skaczący demon z maczugą! ale przynajmniej odrodziłem się już przy nowym palenisku. Teraz trzeba tylko odzyskać 2000 dusz, cofnąć się, kupić nowy poziom i jeszcze raz spróbować szczęścia z przeciwnikiem.
Śmierć trzydziesta pierwsza Jeśli na górze czeka na mnie rogaty demon, czemu nie pójść na dół i dać się zaszlachtować rycerzowi w zbroi, który robi to dwoma ciosami i jest megaszybki? Tyle dobrego, że udało mi się uciec przed nim aż do ogniska, więc gdy mnie zabił, od razu odzyskałem punkty.
Śmierć trzydziesta druga Postanowiłem jeszcze raz spróbować sił z tarczownikiem, który pokonał mnie 10 zgonów temu.
Śmierć trzydziesta trzecia Udało mi się przebić do handlarza, który nie miał żadnych interesujących przedmiotów, poza akcesorium do pozostawiania wiadomości. Wyryłem na pomoście ostrzeżenie „strzeż się życia”. I zginąłem z łapsk losowego ludka, bo już byłem trochę rozkojarzony.
Śmierć trzydziesta czwarta Rogaty demon. Wiem, jak go pokonać, ale miejsca na murach jest tak mało, że nie mogę się przecisnąć pod jego włochatym kroczem do drabiny.
Śmierć trzydziesta piąta Nadal.
Śmierć trzydziesta szósta Pokonałem włochatego obrzydliwca, wystarczyły cztery skoki z wieży prosto na jego rogaty łeb. W międzyczasie mój bułat zaczął zadawać mniejsze obrażenia, wyszczerbił się biedaczek. Pamiętam, że gdzieś wcześniej był kowal, ale rany, to było naprawdę daleko. Dość powiedzieć, że mój zastępczy miecz jest ciut słabszy.
A jak zginąłem? Och, normalka. Po walce z rogaczem szedłem dalej, ostrożnie, bo skończyły mi się mikstury lecznicze. Gdy pochyliłem się, by sprawdzić, co to za plama krwi, nagle obok spadł z nieba smok, pogrążając wszystko w ogniu. Dzień jak co dzień.
Śmierć trzydziesta siódma Podczas rutynowego czyszczenia platform z nieumarłych miotających bombami zapalającymi, poślizgnąłem się i spadłem w przepaść. Żegnajcie 3000 dusz zostawione na miejscu, gdzie spalił mnie smok.
Śmierć trzydziesta ósma Tarczownicy - nigdy ich nie lekceważ. Tyle dobrego, że nie muszę już walczyć z rogatym demonem.
Śmierć trzydziesta dziewiąta Kiedyś wpadłem do Pawła Kamińskiego w odwiedziny z okazji słomianego wdowieństwa. On grał w Demon's Souls, a ja patrzyłem, jak biega od wieży do wieży po jakichś murach, uciekając przed smokiem. Teraz sam jestem dziadkiem i staram się wpaść na pomysł, jak ominąć wielkiego czerwonego gada, który wali mi strumieniem ognia prosto w twarz.
Śmierć czterdziesta Nadal nic nie wymyśliłem.
Śmierć czterdziesta pierwsza Okej, to było proste, wystarczyło się rozejrzeć, przyjąć jedną kulę ognia na klatkę, schować za murkiem, napić i przeskoczyć na schody w dół. Tylko po to, aby zorientować się, że zatoczyło się koło. Ale przynajmniej tym razem otworzył się nowy skrót i mogłem w spokoju wydać uciułane 5 tysięcy dusz. O tamtych straconych trzech już zapomniałem.
Ale w międzyczasie odbębniłem podróż do kowala, tego, o którym wiedziałem, że jest daleko. Był daleko. Ale przynajmniej zreperowałem mój bułat, który służył przez ostatnie cztery godziny. A potem wróciłem na piechotę z powrotem.
W nowej części zamku, na szczycie jednej z wież, czekał na mnie naprawdę duży rycerz z naprawdę dużym mieczem. Chlip.
Śmierć czterdziesta druga Stado - złożone z dwóch osobników, ale jako że były to duże szczury, więc przyjmijmy, że to było stado dzikich wielkich szczurów - strąciło mnie w przepaść.
Śmierć czterdziesta trzecia Cholerne szczury, po ugryzieniu ich spróchniałych zębisk ciało mojego bohatera zostało strawione trucizną. Wyleczenie infekcji kosztowało mnie pięć mikstur zdrowia, więc gdy napadł mnie wielki, pancerny dzik, nie miałem już co zrobić. Wielki pancerny dzik? Tak, owszem.
Śmierć czterdziesta czwarta Szczury. Ich małe toksyczne łapki. Czemu szczury w grach nie mogą być takie miłe jak w rzeczywistości? Ach, bo w grach są wielkimi zmutowanymi bydlakami. Okej.
Śmierć czterdziesta piąta Też coś, tarczownik z włócznią, którego wcześniej bez problemów zdążyłem pięciokrotnie zabić.
Śmierć czterdziesta szósta Dark Souls to nie jest gra, w której należy biec przed siebie i omijać wrogów. W końcu są nieumarłymi strażnikami opuszczonego zamku. Co innego mieliby do roboty, jak nie ścigać Cię aż do śmierci? Twojej.
Śmierć czterdziesta siódma Jeśli możesz ominąć dzika, to znak, że gdzieś za białą mgłą czeka na ciebie zwinny rycerz, którego być może byś pokonał, gdybyś miał jeszcze jakieś mikstury leczące.
Śmierć czterdziesta ósma Więc raz na godzinę udaje mi się dziabnąć jakiegoś przeciwnika w plecy i cieszyć się większymi obrażeniami. Jak się okazuje, wrogowie mogą zrobić to także i mi. Bydlaki. Jak choćby ten rycerz stojący plecami do mnie i pilnujący jakiegoś przedmiotu. Przewracam go, a on wstaje i mnie zabija. Podlec.
Śmierć czterdziesta dziewiąta Gdy tym razem szczury mnie zaraziły, postanowiłem wrócić do ogniska i nie marnować mikstur. Zaczynając trasę od początku, znowu dałem się nabić tarczownikowi na włócznię. Co za koleś.
Śmierć pięćdziesiąta To mogła być dobra, efektowna i znacząca krwawy jubileusz śmierć. A tak było to kolejne starcie z jakimś tam włócznikiem, które mogłem wygrać, ale nie chciało mi się sięgać po miksturę.
Śmierć pięćdziesiąta pierwsza Ta gra naprawdę karze niecierpliwych.
Śmierć pięćdziesiąta druga Po bardzo ostrożnym przejściu, podczas którego zmarnowałem kilkanaście bomb zapalających na pancernego dzika, pokonałem rycerza z puklerzem, który bronił dostępu do nieco lepszej tarczy. Nieco wyżej długo okładem się z jego kolegą, który miał naprawdę dużą tarczę, tylko po to, abyśmy w tym samym momencie wymienili śmiertelne ciosy. Jak romantycznie.
Śmierć pięćdziesiąta trzecia Te zakute w zbroje przyjemniaczki to rzeczywiście klasa wyżej, jeśli chodzi o bycie wrzodem na tyłku. Czuję się, jakbym musiał odbębnić kilka rundek dookoła i nazbierać sobie dusz na kilka ulepszeń więcej. W międzyczasie znowu potruchtałem do kowala, tym razem aby ulepszyć sobie miecz. Bułat +1. Ostatni raz tak bardzo cieszyłem się w Baldur's Gate.
Śmierć pięćdziesiąta czwarta Włócznik pod mostem, no do cholery...
To zaledwie początek moich śmiertelnych perypetii w Dark Souls, marne kilka godzin. Z pobieżnych wyliczeń wynika, że mam za sobą około 15 procent gry. Czy ciąg dalszy ma nastąpić? Dajcie znać.
Konrad Hildebrand