Wiecie, kto na pewno nie zagra w The Last Guardian? Jego twórca
Tę i wiele innych kwestii, zupełnie wbrew swoim zwyczajom, poruszył ostatnio Fumito Ueda.
Fumito Ueda nie jest gościem, który lubi rozmawiać z mediami. Daleko mu do wrzeszczących kolegów po fachu. "Totalnie powinniście zagrać! Uważam, że to najlepsza gra, jaką kiedykolwiek zrobiliśmy!" - brzmi znajomo? Owszem, bo różnymi wersjami tego zdania moglibyśmy - idąc za trendami branży - obdarzać połowę klepanych na kolanie artykułów dotyczących nadchodzących premier.
Dlatego szanuję niechęć Uedy do udzielania wywiadów. I cieszę się, gdy widzę poważny tekst The Guardian, któremu udało się porozmawiać z tym artystą. Nowa gra dawnego Team Ico powstawała swoim niepewnym tempem około dziesięciu lat. I łączy się z opus magnum PlayStation 2, Shadow of the Colossus, które darzę szczerym uczuciem, do dziś wystawiając na piedestał jako przykład gry "na 10". Nie sposób pozostawać obojętnym wobec nadchodzącej premiery The Last Guardian. Nie sposób odpuścić sobie przytoczenie kilku wypowiedzi.
Padło pytanie o wątek budowania więzi, który przez lata stał się wytrychem interpretacyjnym dla gier Uedy.
Co ciekawe, to właśnie reakcje graczy doprowadziły go do podstawowej idei za The Last Guardian.
Tym razem staję po stronie artysty. Wielu moich znajomych (uwaga, spoilery dotyczące gry sprzed dwóch generacji) najmocniej odczuło utratę wierzchowca w drodze do głównego bossa gry. Nikt nie zauważał wątku przywracania do życia ukochanej kobiety i ceny, jaką należało za to zapłacić. To znaczy zauważali go, ale nie potrafili nad nim dłużej przykucnąć.
Fumito skupia się w swoich grach także na mechanice, która dla nas jest po prostu naturalna. Czyli związku "gracz - kontrolowana przez niego postać".
Yorda, Agro i Trico - nie bez powodu w każdej jego grze mamy nieustannie towarzysza. To oni pomagają zespołowi określić, kim - ich zdaniem - miał być główny bohater każdej gry.
Bardzo fajnie, że pojawił się także temat technicznej i wizualnej strony jego projektów. Tego, że w gruncie rzeczy wszystkie mogłyby dziać się we wspólnym, onirycznym świecie.
Zapytany z kolei o to, jaką ma władzę nad swoimi projektami, nie kryje, że ostatnie słowo należy zawsze do niego. Wykazuje sporą pychę, nawet jak na reżysera.
Dziennikarz czasopisma nawiązał wtedy do Trico. Tego, że mimo wykorzystywania potworka do rozwiązywania zagadek, ten tak czy inaczej zachowuje swoją indywidualność. Ueda przyznaje, że stworzenie takiej wersji Trico było dla niego problemem.
Niechętnie zareagował na pytanie o przyczyny jego odejścia z Sony w 2013 roku, gdy na jakiś czas The Last Guardian wydawał się już martwy. Uciekł w metaforę. Powiedział, że istnieją w życiu rzeczy, które do siebie po prostu nie pasują.
Niewiele osób wie, w jakim kierunku Ueda pójdzie po zakończeniu swojego Duke Nukem Forever. Siedem lat temu ponoć wspominał, że marzy mu się FPS na miarę Half-Life 2. Co dziś wydaje się wręcz nierealne dla kogoś o tak określonej wrażliwości artystycznej. Na pewno długo nie będzie patrzył na The Last Guardian.
Zmierzenie się z takim wywiadem, przetłumaczenie jego najfajniejszych wycinków dla Was, jest czymś odświeżającym. Bo tylko utwierdzam się w przekonaniu, że The Last Guardian ma szansę stać się moim tytułem roku. I hej, premiera już 25 października. Więcej informacji o The Last Guardian możecie znaleźć przede wszystkim tutaj.
Adam Piechota