W takiej formie Nintendo nie było od bardzo dawna. I to bez "pomocy" Pokémon Go
To kto jeszcze nie ma Switcha?
"Nintendo #nikogo". "Gry dla dzieci i dziwaków". "Kto o zdrowych zmysłach kupiłby Switcha?". Oj, naczytałem się tego sporo na polskich portalach. Na szczęście w moich mediach społecznościowych (czyli głównie wśród konkurencyjnych redaktorów) istnieje ogólna zgoda, że tym razem eksperyment firmy z Kioto naprawdę się udał. A ona sama, choć nadal nie do końca rozumiejąca rynek i potrafiąca strzelić okropną gafę, jest na fali. Ale nie wiedziałem, że na tak wysokiej fali.
Wiecie, w Stanach niekończące się problemy z dostępnością Switcha nie oznaczają, jak niegdyś (na przykład z NES-em Mini), iż Nintendo pokpiło sprawę zasobów, ale że konsola sprzedaje się za szybko, a oni nie są w stanie nadgonić. I w marcu, i w kwietniu Switch był tam najpopularniejszym sprzętem. O sprzedaży gier już wspominaliśmy - wynik Breath of the Wild nie dziwi nikogo, ale odgrzewane Mario Kart 8 Deluxe swoje sześć zer nabija przecież po raz drugi (nawet na Wii U było hitem). Nie bez znaczenia pozostaje też premiera 2DS-a XL czy trwające wsparcie dla 3DS-a (Fire Emblem Echoes: Shadows of Valentia ma świetną średnią 82/100 na Metacriticu). To po prostu pierwsze tak ładnie prowadzone miesiące w "magicznym świecie Nintendo" co najmniej od czasów Wii.
Skoro już mamy bardziej radosny wpis, to warto wspomnieć również o tym, że Nintendo i Epic popracowało razem na Unreal Engine 4. I jego nowa wersja, 4.16, jest już w pełni kompatybilna ze Switchem (ostatnia też była, rzecz jasna, ale na zasadach eksperymentu). Oznacza to, że teraz przerzucanie tytułów śmigających na popularnym silniku powinno być jeszcze łatwiejsze. Droga otwarta dla wszelkich Kholatów, Street Fighterów ("piątka" działa na UE), siódmego Tekkena czy... Gears of War 4. Wincyj gier zatem, proszę, wincyj.
Adam Piechota