Titanfall 2 - recenzja. Bardzo Fajny Gigant
Kiedyś dali nam Call of Duty: Modern Warfare. Dziś pokazują, że wciąż potrafią.
Z pierwszym Titanfallem romans miałem króciutki. Wbiegłem na serwery, gdy hulał na nich tylko wiatr. A singla, jak wiemy, nie było. Multiplatformowy Titanfall 2 uzbrojony już nie tylko w tryby sieciowe ale i kampanię fabularną traktuję jako nowy, prawdziwy początek tej serii. I z miejsca staję się jej fanem.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Respawn Entertainment
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor: EA Polska
Data premiery: 28.10.2016
Wymagania: Intel Core i3-3600t; 8GB RAM; NVIDIA Geforce GTX 660 2GB lub AMD Radeon HD 7850 2GB
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor, zdjęcia pochodzą od redakcji.
Odpowiedź na pytanie "czemu" składa się z dwóch członów, o których dobrze świadczy fakt, że nie wiem od którego zacząć. Niech będzie, że od debiutu.Od debiutu Jacka Coopera w roli pilota Tytana. Debiutu przedwczesnego, ale wymuszonego przez okoliczności, który jest wstępem do jednej z najciekawszych kampanii w strzelaninach ostatnich generacji. Kapitalnie wyważonej, ze zmiennym tempem, które jednak wymaga od gracza nieco umiejętności, by nie wybrzmiewały fałszywe nuty.Widzicie - pilot to nie funkcja. Pilot to ranga oznaczająca, że na polu walki jesteś na szczycie łańcucha pokarmowego, nawet jeśli nie siedzisz w mechu. Wspomagana kombinezonem sprawność pozwala biegać po ścianach, sadzić wślizgi rodem z Vanquisha, zabijać wrogów jednym uderzeniem piąchy, a sam ciuszek pozwala na chwilową niewidzialność. W zupełności wystarczy, by zniknąć z oczu plutonowi uzbrojonych w tarcze grubasów i podrzucić im pod tyłki granat.Dobry pilot zawsze jest w ruchu, a projektanci poziomów wzięli to sobie do serca. Szukając tu strzelnicy rodem z Call of Duty i chowając się po kątach, nie znajdziesz wiele satysfakcji. Lepiej zresztą od razu zmienić poziom trudności na wyższy, by kunktatorstwo nie kusiło.
Musisz być tym cholernym pilotem, by czerpać wiadra frajdy z rozrywania wrogich szeregów niczym dopakowany wojskową technologią lew na sawannie. Atakować z każdej strony, sprawnie unikać niebezpieczeństw, często korzystać z niewidzialności, by w odpowiednim momencie rozpocząć kolejną rzeź. Jesteś pilotem. Jesteś lepszy od 90% żołnierzy, którym stawisz czoła. I jest to bardzo, bardzo przyjemne.Zwłaszcza że wrogowie, choć są głupiutcy (co widać szczególnie, gdy akcja zwalnia), to kapitalnie przyjmują na siebie pociski z naprawdę bogatego arsenału. Trudno dokładnie wskazać palcem co sprawia, że w jednej strzelaninie posłanie zabójczej serii w klatę przeciwnika daje olbrzymią frajdę, a w drugiej nie jest niczym szczególnym. W Titanfall 2 traktuję to po prostu jako przejaw znajomości fachu przez ekipę Respawn złożoną z ludzi, którzy odpowiadali przecież za Call of Duty 4. Pewnych rzeczy się nie zapomina.
Ale z góry uprzedzę, że kampania traktuje fabułę jako spoiwo wymagane, by przegonić gracza przez kolejne lokacje. Nie liczcie na pogmatwaną opowieść rodem z ostatnich Call of Duty czy masę scenek przerywnikowych. I o ile na początku brakowało mi jakiejś stawki, która dałaby przygodzie kopa na rozpęd, to potem przestałem zwracać na to uwagę. Miałem już wielkiego kumpla, a kolejne poziomy wypadały tylko lepiej i lepiej.Przygoda nie jest długa. Pęknie w siedem godzin, ale będzie to siedem godzin, w trakcie których nie poczujecie znużenia. A to nawet w krótkich kampaniach FPS-ów rzadkość. To dowód na fach z jakim Respawn prowadzi nas po swojej grze, zmieniając tempo i serwując nowe wyzwania dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Titanfall 2 wyróżniają też znakomicie zaprojektowane poziomy, które proszą, by wykorzystać je do efektownych akcji z wykorzystaniem umiejętności pilota. Nie wygrają żadnego konkursu piękności, ale są szalenie funkcjonalne i pomysłowe. Po każdej trwającej kilka-kilkanaście sekund sekwencji, po ktorej nastu wrogów padało trupem, czułem się jakbym mimowolnie odegrał jedną z efektowniejszych scen Matrixa.Co więcej - wcale nie trzeba tu uganiać się za każdym wrogiem, by gra łaskawie odpaliła skrypt i puściła nas dalej. Większość starć odbywa się w miejscach, które zacząłęm w myślach określać "pokojami zabawy". Gdy masz dość i przerzedzisz szereg niemiluchów do tego stopnia, by móc biec dalej - nic nie będzie cię zatrzymywać.
Titanfall 2 kapitalnie steruje tempem i wielkością fal wrogów, akurat tak, by wprawny gracz mógł czerpać frajdę z "surfingu".
W skórze pilota czułem się jak Faith z Mirror's Edge, która pewnego dnia wstała z łóżka lewą nogą i stwierdziła, że w sumie nie ma nic przeciwko pistoletom, karabinom maszynowym, strzelbom, broniom elektrycznym, kilku rodzajom granatów, a nawet wyrzutniom rakiet.Arsenał wymieniamy wedle woli w znajdowanych regularnie skrzyniach. Zabawek nigdy nie brakuje. A gdy już poczujesz się z nimi pewnie... Nie będę spoilował, ale powiem tylko, że Respawn potrafi zaskakiwać, a efektem jest jeden z najciekawszych poziomów w grze FPS. W historii. Wymieniając inspiracje dla Titanfall 2, łatwo wskazać Mirror's Edge czy Vanquisha, może i Shogo czy inną grę o mechach. Ale spodziewalibyście się tam szczypty Singularity? Zaserwowanej w idealnym momencie!
Ale, ale - Titanfall 2 to nie tylko Jack Cooper. To też BT. Na początku gry cała ta gadka o oparciu kampanii na więzi pomiędzy pilotem wychodziła mi bokiem. Opierała się na tym, że ja z dwóch opcji dialogowych wybierałem tę o zabarwieniu sarkastycznym, a Tytan odpowiadał z chłodną logiką, że nie wie, czy jestem kretynem, bo nie nastąpiło jeszcze neuronowe połączenie. Gdy na oczywistą uwagę o niebezpieczeństwie Jack odparł "dzięki za radę, wuju", poczułem, że to chyba jednak nie moja bajka.Ale to był ostatni dołek w relacjach pilot-mech. Opcje dialogowe to chybiony pomysł, bo prawdziwa więź między mną a BT dojrzewała w ogniu nieprzyjaciela. Momenty, w których nie mogłem skorzystać z pomocy Tytana zaczęły uwierać. Czułem się jak bez ręki. Nie tylko dlatego, że ta ręka trzymała wielkie działo...A wiecie, jak czułem się w pancerzu Tytana? Bosko. Zwłaszcza, że regularnie trafia się na nowe zestawy uzbrojenia, które w dowolnej chwili mogą zmienić go w snajpera, wymachującego mieczem Ronina czy kilka rodzajów kroczących czołgów różnych kategorii wagowych.Bardzo dobrze czułem się już w podstawowej Kationie, której tarcza potrafi wyłapać pociski i odesłać je do adresatów, a naramienna wyrzutnia rakiet raz po raz wystrzeliwuje wiązkę kilkunastu pocisków. O zmianie zestawu zaczynałem myśleć przede wszystkim w trakcie starć z innymi Tytanami, które pełnią tu rolę znaków przestankowych pomiędzy kolejnymi etapami. Większość tych bitew nie jest może finezyjna, ale wymiana przesłaniających niebo salw rakiet pomiędzy dwoma gigantami robi kapitalne wrażenie.Bywa trudno. Akurat na tyle, byś mógł pomyśleć o przetestowaniu innego zestawu uzbrojenia i umiejętności. Na tyle, by walka wymagała nieco strategii i pomyślunku. A wszystko, czego bossowie Was nauczą, bardzo przyda się w multiplayerze.JTNDZGl2JTIwc3R5bGUlM0QlMjdwb3NpdGlvbiUzQXJlbGF0aXZlJTNCcGFkZGluZy1ib3R0b20lM0E1NyUyNSUyNyUzRSUzQ2lmcmFtZSUyMHNyYyUzRCUyN2h0dHBzJTNBJTJGJTJGZ2Z5Y2F0LmNvbSUyRmlmciUyRkxpa2FibGVBY3JvYmF0aWNJZ3VhbmElMjclMjBmcmFtZWJvcmRlciUzRCUyNzAlMjclMjBzY3JvbGxpbmclM0QlMjdubyUyNyUyMHdpZHRoJTNEJTI3MTAwJTI1JTI3JTIwaGVpZ2h0JTNEJTI3MTAwJTI1JTI3JTIwc3R5bGUlM0QlMjdwb3NpdGlvbiUzQWFic29sdXRlJTNCdG9wJTNBMCUzQmxlZnQlM0EwJTNCJTI3JTIwYWxsb3dmdWxsc2NyZWVuJTNFJTNDJTJGaWZyYW1lJTNFJTNDJTJGZGl2JTNFDo tego wrogom nie zamykają się jadaczki, przez co nie raz i nie dwa czułem się jak w serialu o Transformerach. Bo Robota Joxa pewnie nie pamiętacie... O dziwo polski dubbing wypadł naprawdę dobrze. Nie jest to gra, która zalewa nas godzinami dialogów, ale głos BT, czyli ten, który słyszymy najczęściej, wypada równie dobrze co w oryginale. Przełączyłem się na angielską wersję z ciekawości i... szybko wróciłem do wersji zlokalizowanej. Przyzwyczajenie, ale i po prostu dobra robota studia Roboto.Chciałbym na Wasz użytek podrzucić skrótowe porównanie kampanii Titanfall 2 do jakiejś innej gry, ale nie potrafię. Znajdziecie tu mnóstwo odcieni rozmaitych gier FPP - od Mirror's Edge po Halo. A wszystko wymieszane ze znawstwem i wyczuciem. Rozkręca się wolno, ale kilkuaktowy finał wynagradza każdą wcześniejszą mieliznę.Tu dochodzimy do drugiego członu odpowiedzi na pytanie "czemu warto zagrać w Titanfall 2". I znów mam ochotę przypomnieć, że to właśnie ci ludzie stali za multiplayerem Call of Duty: Modern Warfare, który blisko dekadę temu wyznaczył standardy dla więszkości strzelanin. Titanfall 2 ma z Call of Duty wiele wspólnego. A do tego oferuje jeszcze Tytany.
Niezależnie od trybu, krótkie mecze sprawiają, że zawsze jesteś w środku akcji. I jesteś potężny. Linka z wyciągarką to tylko jeden z bonusów, w jakie można wyposażyć pilota. Odnawianie zdrówka i szybsze poruszanie się, maskowanie, rzutka z sonarem, tarcza - tu nie ma złych wyborów. Każdy sprawia, że masz coś, czego inni nie mają i poniekąd wyznacza rolę na polu walki. To trochę jak papier, kamień, nożyczki, ale rozszerzone o jeszcze kilku graczy. Bo takie maskowanie wydaje się przegięte do momentu, gdy nie trafisz na kogoś z sonarem. Wtedy to on wydaje się przegięty. Po każdej umiejętności można się tak "przelecieć" i gwarantuję, że od każdej z nich zginiecie.W sieci widziałem już narzekania na moc każdej z nich. Tak samo jak na każdego Tytana. Wbrew pozorom świadczy to raczej dobrze o balansie rozgrywki. Świetnie czuję się zarówno w podstawowej i uniwersalnej Kationie, jak i w Roninie, który - choć niezbyt wytrzymały - potrafi swoim mieczem rozmontować kilku przeciwników z rzędu. Tytany odblokowuje się, awansując na kolejne poziomy, ale można to ominąć, kupując je (tak samo jak dowolne uzbrojenie) za zdobywane po każdym meczu żetony.Fajna sprawa dla kogoś zafiksowanego na odblokowanie np. ostatniego w kolejce Legiona. Ale sieciowy Titanfall 2 co rusz coś podrzuca i coś odblokowuje, czym zachęca do kontynuowania zabawy. A najlepsze jest to, że te odblokowania są faktycznie przydatne. Własny build szlifuje się tu z przyjemnością, a decyzja o zamianie podlevelowanej pukawki na nową to zawsze problem.
W Titanfall 2 nie miałem jeszcze meczu, po którym poczułbym, że chyba nienawidzę już gier. W Battlefield 1 i wcześniejszych się to zdarzało. Nawet jeśli moja drużyna tutaj przegra, to i tak na pewno zdążyłem odstawić jakąś akcję, z której mogę być dumny. To szalenie dynamiczna zabawa, ale bynajmniej nie prostacka. Po kilku godzinach nabywa się przydatnych nawyków, które przedłużają życie. Nowi gracze nie dostrzegają tego, że przeznaczeniem zrzuconego na plac boju (i czyjąś głowę) Tytana nie jest jedna salwa i bohaterska śmierć. Baterie można kraść wrogim maszynom i uzupełniać. Samo spuszczenie na plac boju Tytana nie oznacza, że musisz w nim siedzieć. Ustawienie go w trybie strażniczym przy bazie może się opłacić. A im wyższy masz poziom, tym więcej psikusów możesz robić przeciwnikom.Liczba trybów nie powala, ale przynajmniej ma oryginalne przebłyski. Szczególnie fajnie wypadają Łowy i Wyniszczenie, w których oprócz graczy na mapie pojawiają się żołnierze i Tytany sterowane przez SI. Przez mięso armatnie każdy pilot przedrze się, ledwo tylko oblizując usta, ale gdy spotka drugiego gracza, zacznie się zabawa na poważnie.
Doceniam zwłaszcza projekt Łowów, w których obie drużyny zarabiają kasę, niszcząc drony SI (łatwe) albo innych graczy (trudne), a potem próbują zdeponować ją w bankach.Gdy mecz już się rozwinie, sterowanych przez SI żołdaków zastępują Tytany do upolowania. Akcja nonstop przenosi się między kilkoma miejscami na mapie. Równie ciekawa, choć już ograna, jest Obrona Umocnień, w której chodzi o zajmowanie określonych lokacji. Zwykle sprytnie odizolowanych od Tytanów, więc to piloci muszą wykonywać czarną robotę.Niestety liczba map w grze nie powala, a one same nie zawsze sprawdzają się w mniej popularnych trybach. Mocno tracą na tym starcia samych pilotów w rozgrywce, w której nie można przywołać z nieba Tytana. Ale nawet w głównych trybach zdarzają się momenty, w których po respawnie nie mam pojęcia, gdzie jestem, bo wszystko wygląda bardzo podobnie. Najbardziej irytuje jednak licznik odmierzający czas do powrotu na pole walki po katapultowaniu się z mecha. Niby wylądowałeś na szczycie skały, wokół której toczy się bitwa, ale jesteś poza jej granicami. Nowe, ciekawsze mapy powinny być priorytetem dla Respawn.Sama rozgrywka jest nieziemsko satysfakcjonująca i znakomicie buduje coś nowego nad sztampą Call of Duty. W skórze pilota czujesz się podobnie jak w grach wydawanych przez Activision. Choć odblokowywanie ulepszeń jest szybsze.
Ale wszystko, co robisz w meczu, zmierza do wypełnienia licznika zrzutu Tytana. I to naprawdę nadaje zabawie lepszego oblicza. Trzeba bić brawo studiu Respawn za takie zbalansowanie rozgrywki, że niezależnie od tego czy biegasz sam, czy jesteś w kokpicie mecha, czy biegasz obok niego - zawsze znajdziesz sobie miejsce na polu walki. Zawsze masz argumenty, by coś zmienić. Wiemy, jak skończyła się historia Dawida i Goliata. Tu wynik starcia nie jest taki pewny.Titanfall 2 to produkt kompletny. Żaden z jego dwóch elementów nie dominuje. Śmiało kupujcie tę grę dla singlowej kampanii, która przypomni Wam kilka innych świetnych gier. I tę frajdę z fajnego położenia trupem kilkunastu przeciwników. I zostańcie dla multiplayera, który tak chętnie rozdaje prezenty, że trudno mu odmówić. Ale ma też w sobie głębię i różnorodność niewidoczną na pierwszy rzut oka. Ludzie z Respawn znają się na rzeczy.