Pyrkon 2018 - relacja
W tym roku odbyła się 18 edycja Pyrkonu - poznańskiego Festiwalu Fantastyki.
25.05.2018 | aktual.: 26.05.2018 15:24
Pyrkon nie jest jedynym konwentem, który odwiedziłam w tym roku. Za sobą mam już warszawski Comic Con (relacja tutaj), a w czerwcu wybieram się na Cytadelę. Nie chcę jednak porównywać tych imprez, bo jednak Comic Con i Pyrkon różnią się zarówno programem jak i klientem docelowym. Poza tym nie pojechałam do Poznania, by dawać potem upust mojemu lokalnemu (czyt. warszawskiemu) patriotyzmowi.
Co można robić podczas Pyrkonu?
Prelekcje, spotkania, wywiady...
To jest bodaj najmocniejszy, ale i najbardziej stresujący punkt wyjazdu. Najmocniejszy - ponieważ każdego dnia Pyrkon ma do zaoferowania kilkadziesiąt różnych prelekcji, dla miłośników anime, Gwiezdnych Wojen, cosplayu, literatury, komiksów i nauki. Zabrzmi to jak marketingowy slogan, ale naprawdę każdy znajdzie tu coś dla siebie, bo bogactwo tematów jest przeogromne.
O ile w ogóle uda nam się dostać na upatrzoną prelekcję. Obowiązywały na nie zapisy i jeśli chciałam wejść "z ulicy", to nawet czekanie godzinę w kolejce nie zapewniało miejsca na sali. Nie można było siedzieć na podłodze ani stanąć grzecznie pod ścianą. Jeśli zajęte były wszystkie krzesła, gżdacze po prostu nie wpuszczali na salę. W efekcie udało mi się dostać tylko na, skądinąd rewelacyjną, prelekcję poświęconą finansowej stronie Gwiezdnych Wojen pt. "Wielkie pieniądze Gwiezdnych Wojen" prowadzoną przez Ziemniaczane Pole Komisarza Seva oraz na niedzielny panel "Legendy Polskie Allegro". Na tym ostatnim zresztą dowiedziałam się, że w przyszłym roku pojawi się film pełnometrażowy poświęcony przygodom pana Twardowskiego.
Udało mi się też wejść na Q&A z Orsonem Scottem Cardem, ale w sumie go prowadziłam, więc nic dziwnego, że mnie wpuszczono.
Cosplay, wystawy i wioski tematyczne
Mandalorian Mercs Costume Club, Dażbog z "Orła Białego" Marcina Przybyłka, wielka arena post-apo, na której odbywał się m.in. jugger, niewielki, ale piękny obóz elfów (nie wiem, jak elfy zniosły towarzystwo post-apo, przecież są takie delikatne) oraz cała masa innych pięknych, dziwnych, czasami brzydkich, ale zawsze w jakiś sposób bliskich sercu fana rzeczy i ludzi. Cały Pyrkon pełen był kolorowych, wesołych, zwariowanych ludzi. Dobry nastrój nie znikał po opuszczeniu terytorium Targów Poznańskich. W centrum Poznania można było spotkać poprzebieranych ludzi i nikogo w knajpie nie dziwił chłopak z elfimi uszami albo dziewczyna w kamizelce ozdobionej łuskami po nabojach (a to byłam ja z symbolem Atom Cats na plecach, hihihi).
Shopping, shopping
Na koniec zostawiłam to, do czego wolę się nie przyznawać, bo zakupy to ostatnia rzecz, którą powinno się robić w tak pięknym mieście, jakim jest Poznań. Ale prawdą jest, że w żadnym innym miejscu nie znajdę tylu świetnych gadżetów dla geeków. Nigdzie nie obejrzę i nie przymierzę odjechanych ubrań Wasted Couture, gorsetów, koszulek Othertees, inspirowanych grami czapek i bluz. Z bliska nie wszystkie figurki Funko wyglądają tak dobrze, a każdy szanujący się gracz RPG wie, że nie wolno kupować kości w ciemno - trzeba najpierw sprawdzić, czy człowieka polubią.
Na stoisku Fabryki Słów oraz Uroborosa porozmawiałam z przedstawicielami wydawnictw i kupiłam w dobrej cenie "Phasmę". Nacieszyłam oko srebrnymi cudeńkami Argenta Mistica i Trybu. Oraz zobaczyłam całą masę fajnych przedmiotów, które są mi niezbędne do życia.
Na szczęście zostało mi trochę grosza na obiad, bo położony niedaleko Manekin to najlepsza naleśnikarnia pod słońcem.
Gry bez prądu, gry z prądem, herbata z prądem...
W jednej z hal znajdowała się sala z wypożyczalnią gier planszowych i stoiskami wydawców - jeśli tylko zbierze się ekipa, można sprawdzić najnowsze produkcje i potem po przystępnej cenie kupić upatrzoną grę. Ja w tym roku ograniczyłam się do roli obserwatora. Ale już w hali gier wideo przekonałam się, że czarownica w okularach wygląda zacnie, więc za jakiś czas będzie można pomyśleć o Switchu, choćby tylko dla Bayonetty.
Dla kogo jest Pyrkon i czy pojadę tam za rok?
Pyrkon nazywa siebie "Fantastycznym miejscem spotkań" i myślę, że w tym tkwi siła jego przyciągania. Spotkałam tam - przypadkowo i celowo - wielu znajomych z różnych zakątków Polski. Sama nigdy nie wybrałabym się na taki festiwal, bo konwenty to miejsca, gdzie najlepiej bawię się z drugą osobą. Wielkim ich plusem jest też obecność ludzi, których łączą zainteresowania i wśród których można czuć się swobodnie w dziwnym ubraniu, z wielkim pusheenem pod pachą i kocimi uszami na głowie.
Więcej zdjęć możecie znaleźć tutaj.