"Piramidogłowy wraca!" - napisalibyśmy, gdybyśmy byli okrutni
Ale wystarczy, że Konami drwi ze swoich fanów.
Jakie Konami jest, każdy widzi. Każdy pamięta przynajmniej. Firma to czy mafia? Z naszej perspektywy - totalnie nieistotne, nawet jeśli męczą swoich pracowników nawet po zerwaniu kontraktu. Nas interesuje, że prócz corocznych PES-ów oraz switchowego Super Bomberman R (który po ostatnich aktualizacjach działa naprawdę fajnie, choć jego cena nadal nie zachwyca) Konami całkowicie porzuciło większość swoich wielkich marek. Castlevania? Konami po prostu udziela praw do serialu Netfliksowi, to nie tak, że nagle przywracają legendę. Poza tym - żadnych wieści od początku obecnej generacji konsol. Silent Hill? Nie licząc fiaska z odsłoną, za którą odpowiadać miał Kojima, martwe od wielu lat. Gradius? A co to Gradius?
Super Bomberman R - Pyramid Head, Simon Belmont, & Vic Viper Gameplay (Switch)
Tymczasem wydawca, jak gdyby nigdy nic, powołuje się na swoje legendy i wrzuca je z entuzjazmem Nintendo do jedynej prawdziwej gry, jaką wypuścił w tym roku - czyli wspomnianego już Bombermana. W następnej aktualizacji dostaniemy postaci będące uroczymi karykaturami... Simona Belmonta (Castlevania), Piramidogłowego (Silent Hill) i Vic Vipera (Gradius).
Firma radzi sobie ostatnio świetnie. Gry mobilne, maszyny do pachinko, siłownie - to, wbrew pozorom, działa. Konami zarabia więcej, niż zarobiło na przykład w 2015 roku, czyli przy premierze Metal Gear Solid V. Ich nowa filozofia jest po prostu opłacalna. Kurczę, mnie to nawet nie przeszkadza. Ale skoro nie zamierzają kontynuować tych marek, dlaczego nie mogą ich komuś wypożyczyć? Mnóstwo zespołów z całego świata sprzedałoby grupowo duszę diabłu, gdyby dostało możliwość stworzenia Cichego Wzgórza. A skoro nie zamierzają kontynuować i nie chcą wypożyczać - po co wkładają pociesznego Pana Piramidkę do Bombermana? Żeby zirytować fanów?
Dobrze przynajmniej, że ta animowana Castlevania zapowiada się bardzo fajnie. Może ukoi moje dziurawe serducho.
Adam Piechota