Pillars of Eternity 2: Deadfire - wrażenia z bety
Nowa przygoda zapowiada się bardzo obiecująco.
27.11.2017 14:14
Na wyspie Tikawara, gdzie zaczyna się krótka, testowa wersja Pillars of Eternity 2, żyje lokalne plemię Huana. Gracz odwiedza je jako przybysz z wielkiego świata, niosący potencjalne zagrożenie, ale może i nadzieję na przetrwanie? Bo autochtonom nie jest łatwo i chcąc nie chcąc muszą się jakoś otworzyć na cywilizację.
Wśród nich nieświadoma niczego żyje niema dziewczyna, całymi dniami grająca na wielkim bębnie. To wszystko, co jej pozostało, jej łącznik ze światem ludzi i jedyna metoda komunikacji z nimi, jaką ma. Spotykam ją zupełnie przypadkiem, klikając na stojącej nieco z boku postaci. I już po kilku minutach gram z nią na tym bębnie wspólnie, śmiejąc się i wzbudzając entuzjazm całej osady.Wszystko to toczy się oczywiście od początku do końca w oknie rozmowy. Po jakichś 8 godzinach, które zajęło mi przejście tej bety, po trawieniu jej wyzwań, analizowaniu nowości i zastanawianiu się nad rzeczami, które twórcy powinni usprawnić, ta niema dziewczyna z bębnem wciąż najmocniej tkwi mi w pamięci.
Pierwsze Pillars of Eternity było objawieniem. Chyba najlepszym z tych współczesnych retro-RPG. Przede wszystkim dlatego, że Obsidian w odróżnieniu od wielu innych developerów, chcących zarobić na nostalgii, dobrze wiedział, które rzeczy należy w klasycznej formule unowocześnić.Gra wyglądała więc i powierzchownie działała jak Baldur’s Gate, ale jednocześnie nie trąciła naftaliną. Więcej, pod wieloma względami grało się w nią jak we współczesne RPG. I tak walka pozostała taktyczna z pauzą, ale cały system tworzenia i rozwoju postaci, dobierania umiejętności czy nawet ekwipunku dopasowano do współczesnych standardów. Fabułę i rolę w niej gracza dopasowano do tego, jak opowiada się takie historie obecnie. Całość zaprojektowano od początku jako grę komputerową, a nie cyfrową wersję „papierowej” sesji RPG. Na tym wszystkim Pillars of Eternity tylko zyskiwało.
Krótka przygoda w testowej wersji gry tylko potwierdza, że studio nie straciło tego drygu. Chociaż głównym celem tej bety jest przetestowanie nowego systemu walki i rozwoju postaci na żywej tkance, na tym małym wycinku gry widać też, jaki wpływ ma mieć to wszystko na odbiór Pillars of Eternity 2. Egzotyczny archipelag Deadfire, który przyjdzie nam eksplorować na własnym statku. Mapa świata, po której można samodzielnie podróżować i odkrywać, a nie tylko wybierać cel podróży spośród dostępnych. Ale nade wszystko zupełnie nowi ludzie, nowe konflikty i nowe problemy.Zaczynając na wspomnianej wyspie szybko odpływamy na inną, gdzie znajdują się - jakżeby inaczej - starożytne ruiny do zbadania. Wcześniej trafili tam jacyś nasi pobratymcy, lokalni mieszkańcy boją się, że mogło im się przydarzyć coś złego. Fabuły nie ma tu za wiele, bo i twórcy nie chcą psuć jej graczom przed premierą. Ale jest to, co w tego rodzaju grze najważniejsze - przygoda. Nawet mimo braku towarzyszy, szczątkowym dialogom i zaledwie kilku dostępnym lokacjom, tej krótkiej testowej wersji udaje się rozbudzić w graczu odkrywcę.Bo ruiny niby analogiczne do tych, które odwiedzaliśmy w pierwszej części, ale jednak historia archipelagu Deadfire rzuca na ich istnienie jakieś nowe światło. Bo zamiast dość jednak sztampowego fantasy mamy jakąś taką jego karaibską wariację, której mieszkańcy niemal leżą na plaży i mówią: "nie nie, z tymi bogami, duszami i starożytnym imperium to było jednak trochę inaczej, zostańcie i posłuchajcie". Chce się ich słuchać. Chce się chłonąć ten nowy świat, a właściwie nowy kawałek niby znanego świata.Fantasy to dziwny gatunek. Niby już w nazwie odwołuje się do wyobraźni, a jednocześnie jest tak skodyfikowany, ustandaryzowany, że - przynajmniej w grach - pozostaje jednym z najmniej zaskakujących. Główne tropy fabularne, elementy kreacji świata, nawet niby fantastyczne rasy poznajemy już na pierwszy rzut oka. Elf, krasnolud... Każdy wie, jak wygląda elf i krasnolud. Czy to nie trochę dziwne?Oczywiście trudno oczekiwać, że Pillars of Eternity 2 postawi to wszystko na głowie i z dość jednak standardowego fantasy w pierwszej części zmieni się w jakąś niezwykłą podróż w krainę prawdziwej fantazji. Standardowe tropy są wciąż na miejscu. Ale jest też na tyle dużo nowości w tym niepokazywanym wcześniej kawałku świata, że jest nadzieja na coś naprawdę świeżego.
Nie tylko w systemie walki i rozwoju postaci, ale i w wizji, w miejscach, do których Obsidian chce tym razem zabrać gracza, dosłownie i w przenośni. W historiach, które chce opowiedzieć. W tej niemej dziewczynie, grającej na bębnie.
Grę do testów dostarczył sklep GOG.com