Outlast - recenzja. Z kamerą wśród psychopatów
Oglądaliście hiszpański horror Rec? Dzięki Outlast możecie poczuć się jakbyście grali w nim główną rolę.
05.02.2014 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Każdy dziennikarz śledczy podskoczyłby z radości po otrzymaniu namiarów na pokaźnych rozmiarów aferę. Zamknięta przed laty placówka dla umysłowo chorych, która pod egidą prywatnej firmy wznowiła działalność i ukrywa jej szczegóły przed światem, to jeden z przykładów przecieku, który sprawia, że dziennikarz pakuje torby i wyrusza na miejsce. Tak właśnie zaczyna się Outlast. Bohater parkuje auto, sprawdza cyfrową kamerę i maszeruje w stronę ponoć nieczynnego ośrodka dla psychicznie chorych w Mount Massive. Jest noc. Dobijanie się do drzwi frontowych nic nie daje. Nikt na niego nie czeka. A przynajmniej... nikt, kogo chciałby spotkać.
Outlast
Outlast nie stroni od gatunkowych klisz. Dziennikarz zapuszczający się w nocy do ośrodka, w którym na pewno nikt nie przywita go kawą i ciastkami jest trochę jak filmowa blondynka, która schodzi do ciemnej piwnicy nawiedzonego domu, by poszukać sweterka. Chciałby się krzyknąć "NIE IDŹ TAM", ale wtedy nie byłoby przecież zabawy.
Gra trafiła na PS4 w polskiej kinowej wersji językowej. To ułatwi przeglądanie dokumentów znajdowanych w trakcie przygody.
Choć to może słowo trochę nie na miejscu w przypadku gry, w której nie tylko wirtualny bohater dyszy i dygocze z przerażenia. Outlast ma swoje momenty. Bierze gracza z zaskoczenia, bawiąc się z nim. Podpuszcza podpowiadając wyobraźni "przygotuj się", każe jej zgadywać jak przestraszy nas za moment. A gdy jesteśmy gotowi... nie robi nic. Upiorna muzyka cichnie, gracz zostaje sam. Horrorowi się nie śpieszy, poczeka aż uspokoisz się za bardzo. Tempo Outlast nie jest jednostajne, gra nie wpada w rutynę goniąc gracza pomiędzy jej straszydłami. Ktoś mógłby powiedzieć, że potrafi przynudzić, ale ten ktoś nie grał w nią w nocy, ze słuchawkami na uszach i na wyższych niż normalny poziomach trudności.
Outlast
Nie spodziewajcie się po Outlast nieustannego doprowadzania Was na skraj załamania nerwowego. To horror innego typu, subtelniejszy, działający na wyobraźnię. Trzeba mu trochę pomóc w tworzeniu klimatu, zapomnieć na moment o komórce, Facebooku, mailach. Przygasić światło. Ale słysząc jak podświadomie wstrzymujecie oddech idąc wirtualnym korytarzem docenicie to, jak mocno weszliście w świat gry. Jak daliście się otulić jej niepokojącej atmosferze.
Nie oznacza to bynajmniej, że czasem nie stanie na Waszej drodze dwumetrowe bydlę, potrafiące gołą łapą wyrywać flaki. W takich momentach trzeba wyrzucić z głowy pierwszy odruch każdego gracza - walkę. Bohater jest bezbronny, nie może podnieść nawet zwykłej dechy by ogłuszyć swojego napastnika. Może chować się pod łóżkami czy w szafkach i liczyć, że prześladowca akurat tam nie zajrzy.
Outlast
Może też wykorzystywać ślepotę potwornie okaleczonych pacjentów, przykucnąć w cieniu i wstrzymywać oddech. Innym wyjściem jest paniczna ucieczka, połączona z zamykaniem za sobą drzwi czy barykadowaniem przejść by utrudnić pościg. Skuteczna, ale grożąca zgubieniem drogi w bliźniaczo do siebie podobnych korytarzach. Wtedy mrok, który był naszym sprzymierzeńcem w wymijaniu psychopatów, staje się wrogiem. Tryb nocny w kamerze pozwala co prawda widzieć w ciemności, ale błyskawicznie wyczerpuje baterie. A to nie jest gra, w której chcecie patrzeć na czarny ekran, słuchając niepokojących odgłosów dobiegających gdzieś zza pleców. Duża część Outlast jest w nim skąpana. Gdy robi się jaśniej, szpital Mount Massive wcale nie zyskuje na wrażeniach wizualnych.
I nie jest to wina grafiki, choć ta na pewno nie jest demonstracją mocy PS4. Gra działa w rozdzielczości 1080p i 60 fps, ale poziomy nie zachwycają ilością detali. Pozbawienie gracza możliwości interakcji sprawia, że wyglądają sztucznie. Niczym wielka, holywoodzka, zalana krwią atrapa.
Outlast
Esteci znajdą tu więcej elementów do kręcenia nosem, ale pamiętajmy, że Outlast to gra bez wielkiego budżetu. Warto przyjąć to z całym dobrodziejstwem inwentarza.
W mroku Outlast stara się przytłoczyć napięciem i nerwami. W świetle wygląda jak scena kinowego slashera. Flaki, mózgi, pourywane członki walają się po podłogach i ścianach niczym niesmaczne dekoracje na Halloween. Niezrozumiałe hasła wypisano krwią lub wydłubano paznokciami. Przykuci do swoich łóżek czy foteli pacjenci w najlepszym razie mamroczą bez sensu coś o jakimś NIM, w najgorszym drą się wniebogłosy prosząc o śmierć. Nie wszyscy są do nas nastawieni agresywnie. Większość zdaje się powoli konać taplając się we własnej krwi i wymiocinach. Nie mają siły, by cokolwiek zrobić.
Outlast
Szybki rzut oka na przeorane bliznami ciała pozwala uzmysłowić sobie skalę tortur, które przeszli. Ale zdarzają się też fanatycy. Ci, którym cokolwiek zaszło w tym przedsionku piekła odebrało mózg, ale dało coś w zamian. Miałem ciarki widząc dwóch potężnie zbudowanych, nagich zbirów, którzy zza oddzielającej nas kraty zastanawiali się komu przypadnie jaki mój organ. Przerażająco spokojnie, prawie jak dwóch dżentelmenów upierających się, by to ten drugi przeszedł przez drzwi pierwszy. To nie było nasze ostatnie spotkanie.
Jakkolwiek by to brzmiało, szkoda, że tego typu sytuacje zatrzymujące na sobie uwagę gracza zdarzają się w Outlast bardzo rzadko. Szpital psychiatryczny we władaniu pacjentów to zgrany banał, który warto by wzbogacić o wyróżniające go elementy. Outlast potrafi przestraszyć, potrafi zaszczuć, ale nie zapada na długo w pamięć. Gracz trochę zbyt szybko oswaja się z otoczeniem. Zbyt łatwo przychodzi tu przestawienie się na tryb "OK, kolejne wariatkowo", a autorzy zbyt rzadko próbują zachwiać tę pewność.
Outlast
Brakuje chociażby ciekawszego zaprezentowania fabuły. Bezosobowe notatki bohatera czy znajdowane dokumenty to za mało. Przy pierwszych kilku razach, gdy uda nam się schować przed przeciwnikiem, serce podchodzi do gardła. Po kilku późniejszych spotkaniach okazuje się, że zawsze przeszukują kryjówki, w których nas nie ma, Przy odrobinie sprytu często dają się też wyminąć biegiem, a gdy przekroczymy niewidzialną linię punktu kontrolnego, rezygnują z pościgu. Po pierwszych godzinach nie spodziewałem się, że tak łatwo będzie zdemaskować ubogość podstawowej mechaniki. I trochę żałuję, że to zrobiłem.
Outlast
Dopiero na wyższych poziomach trudności, gdy do zabicia bohatera wystarczy pojedynczy cios, tania taktyka przestaje mieć zastosowanie. Osobiście nie lubię, gdy ktoś mówi mi jak mam grać, ale jeśli chcecie wyciągnąć z gry jak najwięcej, to nie grajcie na najniższym poziomie trudności. Przejdźcie Outlast raz, a porządnie.
Werdykt Outlast nie przerazi Was na śmierć, ale z wrzuceniem na plecy ciarek nie będzie miał problemu. Umiejętnie straszy zarówno tym, co widać jak i tym, co rodzi się w wyobraźni gracza. Nieco rozczarowuje, gdy serce powróci już do normalnego rytmu. Po kilku godzinach psychiatryk powszednieje, a autorzy nie mieli pomysłu jak sobie z tym poradzić. Weterani gatunku mogą kręcić nosem, ale niedzielni amatorzy kina z dreszczykiem powinni odwiedzić ośrodek w Mount Massive.
PS W Outlast od dziś bez dodatkowych opłat mogą zagrać posiadacze abonamentu PlayStation Plus na PlayStation 4
Maciej Kowalik
Platformy:PC, PS4 Producent:Red Barrels Wydawca:Red Barrels Dystrybutor:- Data premiery: PC- 04.09.2013; PS4- 05.02.2014 PEGI:18 Wymagania: 2,2 GHz, 2 GB RAM, karta graficzna 512 MB
Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PlayStation 4. Screeny pochodzą od redakcji.