„Nowy początek” – strach przed tym, czego nigdy nie pojmiemy i jeden z najlepszych filmów SF ostatnich lat
Kiedy za zrobienie inteligentnego science fiction o pierwszym kontakcie bierze się reżyser filmów takich jak „Labirynt”, „Wróg” czy „Sicario”, można oczekiwać wiele.
Kiedy za zrobienie inteligentnego science fiction o pierwszym kontakcie bierze się reżyser filmów takich jak „Labirynt”, „Wróg” czy „Sicario”, można oczekiwać wiele. A Villeneuve’owi udaje się te oczekiwania jeszcze przerosnąć. „Nowy początek” to wyśmienite kino, wcale nie tylko dla fanów gatunku. I film, o którym spokojnie można mówić w kategoriach oscarowych.Zgodnie z tradycją największego kina science fiction, „Nowy początek” bierze jakąś naukową hipotezę, dodaje do tego wizjonerskie pomysły scenarzysty i reżysera, a wszystko to wykorzystuje do tego, żeby opowiedzieć historię przede wszystkim o ludziach. I co fascynuje w tym filmie, to jak dobrze działa on na wszystkich swoich poziomach. Stawia intrygujące pytania o naturę języka i jego wpływ na nasze postrzeganie świata. Każe nam zastanowić się nad tym, jak zachowalibyśmy się w obliczu nieznanego. Ale przy tych wszystkich ważkich tematach nie zapomina o bardzo mocnym emocjonalnym rdzeniu.Olbrzymia w tym zasługa fenomenalnej Amy Adams. Grana przez nią dr Louise obarczona jest zadaniem nawiązania dialogu z przybyszami z kosmosu. Jej zmagania z rozszyfrowaniem kompletnie niezrozumiałych komunikatów stanowią większość fabuły filmu, ale to tylko najbardziej powierzchowna warstwa tego, co się w nim dzieje. Louise bowiem od samego początku walczy z osobistymi problemami, a jej postać dzięki zasługującej na Oscara kreacji aktorki jest czymś znacznie więcej niż tylko „genialnym naukowcem, który wykonuje świetną robotę”.
Już w pierwszych scenach filmu poznajemy historię tragicznie zmarłej córki dr Louise. Charakterystyczne jest, że film o 12 tajemniczych statkach kosmitów, które pojawiły się w przypadkowych miejscach na całej Ziemi, zaczyna się właśnie od takiej osobistej, intymnej historii. To przeżycie ciąży nad postacią bohaterki, wracając w najbardziej kluczowych momentach filmu. Do samego końca nie wiemy jednak, jakie znaczenie mają te wspomnienia. Czy strata zwiększa jej determinację? Czy jest utrudniającym jej pracę ciężarem? Adams w swojej kreacji unika oczywistej odpowiedzi na to pytanie, a reżyser i scenarzysta nie rzucają w nas banałami. Film doskonale unika taniego manipulowania emocjami, potrafiąc być przy tym niezwykle poruszającym.To co tragiczne, ale koniec końców zwyczajne, przeplata się w „Nowym początku” z niesamowitym i obcym. Przybysze nie są tu małymi zielonymi ludzikami, jakąś lekką wariacją na temat nas samych. Są czymś całkowicie innym, każącym nam przemyśleć to, czy nasz sposób postrzegania świata jest jedynym możliwym. I czy w ogóle jest w jakiś sposób słusznym.
Wspominana w filmie Hipoteza Sapira-Whorfa głosi, że język, którym się posługujemy, determinuje sposób naszego myślenia. Co więc stanie się, jeżeli poznamy sposób komunikacji bytów tak od nas odmiennych, że kompletnie niezrozumiałych? Tak jak osobista tragedia bohaterki stanowi emocjonalne centrum filmu, tak to pytanie stoi u jego podstaw naukowych. I podobnie jak w przypadku historii o ludzkiej tragedii, i w tym miejscu udaje mu się uniknąć tanich scenariuszowych sztuczek. Odwaga stawianych przez niego pytań fascynuje równie mocno jak sprawność w angażowaniu emocji widza. A udzielane odpowiedzi, chociaż ostatecznie dryfują jednak mocniej w stronę fantastyki niż nauki, nie pozostawiają wrażenia niedosytu. Nie ma tu też deus ex machiny rodem z „Interstellar”, rzucającej na koniec cień na cały odbiór dzieła.Podobnie jak poprzednie filmy kanadyjskiego reżysera, „Nowy początek” emanuje ciężkim, przybijającym klimatem. Pełen jest długich, spokojnych ujęć, a przy tym chociaż teoretycznie „nic się w nim nie dzieje”, to nie pozwala nawet na chwilę złapać oddechu. Cały czas czuć tu niepokój, zagrożenie, ale wynikające nie z obawy, że zaraz wydarzy się coś strasznego, a właśnie z przeczucia, że od początku jest tu coś nie tak. Że czegoś tu nie rozumiemy. Bo przecież jak możemy zrozumieć coś całkowicie nam obcego. Jak możemy pojąć coś rozumującego na poziomie niedostępnym dla naszych umysłów. I tak jak w „Labiryncie czy „Sicario” nastrój ten służył podkreślaniu obawy o to, do czego człowiek jest zdolny, tak w „Nowym początku” każe nam zastanawiać się nad tym, do czego nigdy zdolni nie będziemy. To chyba jeszcze bardziej przerażające.
„Nowy początek” to z całą pewnością jeden z najlepszych filmów science fiction ostatnich lat i dowód na to, że w tym gatunku można jeszcze pokazać coś ciekawego. Że da się opowiedzieć historię o pierwszym kontakcie z uniknięciem banału i powtarzania tego, co zostało już wcześniej zrobione dziesiątki razy. To również niesamowity pokaz umiejętności reżyserskich, operatorskich i realizatorskich. Bo do całej tej warstwy intelektualnej i emocjonalnej dochodzi jeszcze jedno – ten film się rewelacyjnie ogląda. Villeneuve wciąga nas w sam środek każdej sceny, sprawiając, że śledzimy wydarzenia na ekranie z przyspieszonym biciem serca. Nie wiem, czy od kina w ogóle można jeszcze oczekiwać czegoś więcej.
Dominik Gąska