Nowy Need for Speed trochę spokornieje, a przy okazji wyrazi miłość do Forzy Horizon 3
Najważniejsze jednak, że rzeczywiście wyjdzie w tym roku.
Kto pamięta ostatnie Need for Speed od studia Ghost Games? To, w którym powracał wizualny tuning, oraz które musiało być "zawsze online" (co wyjątkowo nie podobało się moim ówczesnym klientom w sklepie z grami). Wyszła z tego przeciętna, pozbawiona iskry ścigałka. A swoją recenzję skwitowałem w listopadzie 2015 roku słowami:
No ale nie poznaliśmy, bo dopiero kilka miesięcy później EA ogłosiło, że odpuszcza wydawanie kolejnych odsłon co dwanaście miesięcy. Logiczną wnioskiem było zatem oczekiwanie następnego NfS-a w 2017 roku. I wczoraj, podczas konferencji prasowej przygotowującej do nadchodzącego E3, dostaliśmy potwierdzenie - tak, w tym roku otrzymamy nowe dziecko Ghost Games. Takie, które spróbuje naprawić sporo błędów swojego poprzednika. Pełny tytuł poznamy zapewne w czerwcu. Ale już dzisiaj mamy kilka interesujących pewników.
A ile Forzy Horizon? Nie myślicie chyba, że ktoś o zdrowych zmysłach zapomniałby o arcydziele Playground Games, tworząc następną wysokobudżetową arcade'ówkę. Oczywista odpowiedź - off-road. Według słów dewelopera: "Niezależnie od tego, czy próbujesz nową brykę, czy niszczysz konkurencję na wydarzeniu w kanionie, chcesz mieć świat, który nie tylko wygląda pięknie, ale również oferuje przestrzeń do zabawy. Podkręcamy akcję, umożliwiając graczom jazdę na żwirze i błocie". Bardzo słusznie. Mapka będąca wyłącznie następnym miastem to dziś już melodia przeszłości. Im więcej naturalnych terenów, tym lepiej.
Tyle wiemy obecnie. Następny większy tekst obstawiam dopiero w trakcie E3. Osobiście marzy mi się gra na wzór Hot Pursuit od Criterion, która umożliwiłaby zabawę w przydrożnym błocku. Bo wtopa na wzór odsłony z 2015 roku mogłaby już oznaczać pogrzeb dawnej legendy. Jak doskonale dziś widać - świat wcale nie potrzebuje Need for Speed, by dobrze się bawić.
Adam Piechota