Nintendo jeszcze mocniej przykręca śrubę. Ponad pół tysiąca fanowskich projektów zniknie z serwisu GameJolt
Biedne Flappy Mario...
Pogrzebanie remake'u Metroid 2 czy Pokemon Uranium okazuje się tylko wstępem do walki z nieoficjalnymi projektami fanów, którzy wykorzystali w swoich gierkach postaci lub marki należące do Nintendo. W sieci trudno wymazać coś do końca, więc w razie nagłej potrzeby zagrania w AM2R, ktoś pewnie podrzuci potrzebny plik, ale autor poinformował dziś na swojej stronie, że Nintendo, powołując się na Digital Millenium Copyright Act, kazało mu usunąć swoje dzieło. Zgodził się. Nic dziwnego.
Oczywistym jest, że podziękowania nie są skierowane w stronę Nintendo. Firma w ostatnim czasie szalenie agresywnie poluje na wszelkie przejawy fanowskiej działalności, które można podciągnąć pod DMCA. Prędzej czy później musiała trafić na serwis GameJolt agregujący najróżniejszego rodzaju projekty niezależne. Od maciupkich "fangames", za które autorzy nie mogą pobierać opłat, po większe indyki, sprzedawane już normalnie.
Nintendo przeszukało bazę danych GameJolt pod kątem swoich marek i... wysłało do właścicieli serwisu listę 563 tytułów, które muszą z niego zniknąć. W efekcie chcąc zagrać dziś na GameJolt w głupiutke Flappy Mario, zamiast gry z hydraulikiem trafiamy na stronę ze smutnym nietoperzem. Oczywiście grę znajdziemy na innych stronach oferujących rozrywkę online. Pytanie czy Nintendo ma parę, by skasować ją z każdej czy prędko odpuści syzyfową robotę.
Jeszcze raz powtórzę to, co piszemy przy chyba każdej takiej okazji. Oczywiście, że Nintendo ma wszelkie prawo do chronienia własnych marek. Dziwi mnie, że zamiast wspierać fanowskie remaki, firma woli je kasować czym przecież nie przysparza sobie nowych fanów, a starych - tych, którym chciało się zrobić coś więcej niż rysunek Mario na marginesie w zeszycie - mocno dołuje. Powiedzmy, że rozumiem niebezpieczeństwo jakie mogłoby się wiązać z faktem, że jakiś miłośnik Pokemonów stworzył w garażu coś, co jakością kasuje oficjalne produkcje. Inna sprawa, że takiego gościa należałoby wtedy czym prędzej zatrudnić.
Ale Flappy Mario? SERIO, Nintendo? Co dalej? Zakaz nazywania dzieci Luigi? Nakazy zaprzestania działalności dla handlarzy brzoskwiniami? Cholercia, Bowser to prawie jak Browser - może jakiś sprytny prawnik wymyśli jak dobrać się do tyłka autorom przeglądarek internetowych. Paranoja.
Maciej Kowalik