Minecraft, czyli historia z blokowiska [recenzja]
Ominął mnie minecraftowy szał. Po pierwsze, odzwyczaiłem się od gry na PC, a po drugie, moc obliczeniowa mojego komputera może nie podołać nawet tak oszczędnej graficznie grze jak Minecraft. Jeżeli więc szukacie porównania obu wersji i wypunktowania różnic między nimi, to muszę Was rozczarować. Jeżeli natomiast podobnie jak mnie ciekawiło Was „o co w tym chodzi?”, to trafiliście w dobre miejsce.
O fenomenie „Minecrafta”, Notchu, niesamowitych konstrukcjach i milionach dolarów napisano już tyle tekstów, że sądzę, iż ten aspekt mogę pominąć. Jak już wspomniałem, swoją uwagę chce skupić na doznaniach płynących z gry dla użytkownika, któremu wszystko to jest obojętne i zastanawia się, na co wydać niespotykanie wysoką kwotę 1600 kosmicznych dolarów Microsoftu (MSP). Do rzeczy.
Geniusz prostoty Przestrzeń, w której porusza się gracz, to losowo generowana mapa, zbudowana z foremnych bloków wielkości kartonu po telewizorze (takim w starym, z kineskopem). Każdy blok to jedna jednostka budulca - ziemia, żwir, piach, kamień, drewno, węgiel itd. Wspomniana przestrzeń to wycinek lądu; czasem archipelag, innym razem pustkowie, a jeszcze innym gęsty las. Góry, doliny, rzeki i jaskinie - wszystko zbudowane z wspomnianych bloków. Mimo sporych gabarytów jednego bloku bez większego problemu gra jest w stanie stworzyć interesujący wizualnie i bogaty w zasoby świat. Mimo losowego rozmieszczenia wszystkie jednostki budulca znajdują się w logicznych układach, tj. ziemia przykrywa warstwę żwiru, pod którą kryje się kamień, a jeszcze głębiej ruda węgla czy żelaza. Wyprawa po diamenty oznacza zejście w głąb kopalni, a drzewo macie zawsze w zasięgu ręki, bo na powierzchni.
Świat, choć prosty, jest skonstruowany logicznie, a tekstury poszczególnych bloków pozwalają na błyskawiczną identyfikację surowca. Prostota oprawy graficznej objawia się we wszystkich jej aspektach. Budowa postaci, zwierząt, narzędzi czy obiektów wytworzonych przez graczy jest banalna, ale jednoznacznie rozpoznawalna. Do tego widok wirtualnej świni złożonej z sześciu foremnych bloków potrafi być zabawny. „Minecraft” swoją słabość przekuwa w zaletę, tworzy przy tym jeden z najbardziej rozpoznawalnych wirtualnych światów tej generacji.
Hej ho, hej ho, do pracy by się szło Pisałem to już wiele razy ale napiszę jeszcze raz. Minecraft zacną grą jest i kropka! Niestety z wersją na konsolę nie jest już tak kolorowo jak z wersją na PC. Za 1600 MSP dostajemy bowiem coś w co ja na komputerze grałem już jakieś 2 lata temu. Brakuje mi przez to rzeczy i usprawnień jakie wprowadzono do Minecrafta na przełomie tego czasu Domyślam się, że to nie jest coś czym przejmować się będą nowi użytkownicy tej marki. Podejrzewam też, że jest to celowy zabieg panów z Mojang - niczym zestawy Duplo, Basic czy Technic firmy LEGO chcą stopniami wprowadzać graczy w sześcianowy świat Minecrafta. Polecam grę z czystym sumieniem, nawet jeżeli wydaje Ci się, że to coś nie dla Ciebie. Historia zna wiele przypadków gdy ludzie wieszający psy na Minecrafcie zakochiwali się w niej beznamiętnie. Wojtek Kubarek
Świat „Minecrafta” zbudowany jest z foremnych bloków nie tylko z tego względu, że tworzy to ciekawy estetycznie obraz. „Minecraft”, jak sama nazwa wskazuje, stawia na kopanie i wytwarzanie. Nie ma scenariusza, nie ma postaci niezależnych, nie ma żadnego narzuconego celu. „Minecraft” to wielka piaskownica, w której to gracz wybiera sobie wyzwania lub zwyczajnie kopie i stawia kolejne bloki ku własnej uciesze. Pierwszym pomysłem, który pojawia się w głowie gracza, jest oczywiście zapewnienie sobie schronienia. Niczym Robinson Crusoe zabieramy się do konstruowania mniejszego lub większego domu. Zaczynamy od zdobycia elementarnych surowców: ziemi i drewna, do których wydobycia nie potrzeba żadnych narzędzi. Po 10 minutach mamy już pierwszą lepiankę. Szybko jednak okazuje się, że dom mógłby być większy i, najlepiej, wykonany z kamienia. By wydobywać kamienie, niezbędne jest skonstruowanie kilofa (rycie w kamieniu rękoma to syzyfowa praca). Konstruujemy więc kilof z zebranego drewna i powtarzając proces, budujemy dom z kamienia. Ten jest zdecydowanie lepszy, ale coś nam mówi, że mógłby być jeszcze lepszy, gdyby miał okna z wstawionymi szybami, cztery pokoje, kominek, łóżko i basen. Taki tok rozumowania oznacza, że wpadliście w nałóg „Minecrafta”. To ciągła chęć powiększania, udoskonalania i zastępowania powszechnych materiałów tymi rzadszymi i luksusowymi pcha Was do dalszej pracy. Postęp w kategorii budulca odbywa się równolegle z rozwojem narzędzi: drewniane zastępują kamienne, te z kolei metalowe, a na końcu diamentowe, które łatwiej zgubić, niż zniszczyć. Puste pomieszczenia zaczynają się zapełniać meblami i innymi elementami, które mają umilić nam pobyt w naszym domu. Szybko więc rozgrywka zaczyna się dzielić na dwa etapy: wydobycie i budowę, które przeplatają jedynie przerwy na konstrukcję nowych narzędzi.
Moje jedyne zastrzeżenie dotyczy pozyskiwania części z surowców. O ile nigdy nie powinno zabraknąć Wam ziemi i kamienia, o tyle próba skonstruowania czegoś większego, na przykład z desek, zawsze oznacza wycieczkę i dość upierdliwy taniec deszczu wokół drzewa. Wyprawom po najrzadsze minerały, jak np. diamenty, zawsze towarzyszy dreszczyk emocji. Gdy kopiemy, odkrywamy kolejne podziemne pieczary czy trafiamy na lawę. Nie ma natomiast niczego ekscytującego w okładaniu drzewa.
Wspomniana eksploracja podziemi stanowi zabawę samą w sobie, bo szybko odkryjecie, że pod powierzchnią ziemi kryje się drugi świat. Nierzadko o wiele obszerniejszy od tego na powierzchni. Wszystko pod warunkiem, że mapa, którą wygeneruje dla Was gra, będzie odpowiednio bogata i ciekawa. Ten model konstrukcji świata zawsze niesie ryzyko nudnego i ubogiego w minerały otoczenia. Dlatego w przypadku wyboru pierwszej mapy niezwykle istotny jest krótki rekonesans i sprawdzenie, czy za godzinę lub dwie zabawy nie zabraknie Wam kluczowego budulca. Fakt, że pojawicie się na pustyni, bez jednego drzewa w zasięgu wzroku, oznacza tyle, że musicie stworzyć świat od początku.
Pixelartowe zombie „Minecraft” pozwala Wam budować w absolutnym spokoju, zmusza tylko do ostrożności w obcowaniu z lawą czy unikania upadków z dużych wysokości. Dla budowniczych szukających silniejszej dawki emocji przygotowano wyższe poziomy trudności, które cechuje różny poziom natężenia i upierdliwości potworów. Maszkary, takie jak pająki, zombie czy kultowe już creepery, pałętają się po mapie i niezbyt przyjaźnie reagują na widok graczy. Z niektórymi z nich bez problemu poradzicie sobie kilofem czy łopatą, ale prędzej czy później traficie na maszkarę godną zdzielenia mieczem. Z pomocą przychodzi znów system wytwarzania przedmiotów, który poza możliwością wykucia miecza i zbroi wyposaży Wasz zamek w elementy czyniące go twierdzą nie do zdobycia. Zapadnie, dźwignie, drzwi drewniane i stalowe oraz powierzchnie spowalniające ruch pomogą Wam obronić dobytek.
Możliwość wyboru między trybami z przeciwnikami i bez przeciwników to idealne rozwiązanie, bo pozwala na spokojną budowę i rozwój. Daje niczym nieograniczony czas na przygotowanie i skonstruowanie wszystkich wymienionych narzędzi. Na dalszym etapie rozgrywki stanowi dodatkową atrakcję. Do tego cześć z przepisów wymaga składników, które „wypadają” tylko z zabitych przeciwników. Prędzej czy później będziecie więc zmuszeni do konfrontacji z fauną „Minecrafta”.
W kupie raźniej Jednym z czynników, które spopularyzowały „Minecrafta”, była możliwość wspólnego budowania. Deweloper zdawał sobie z tego sprawę i przeniósł ten tryb rozgrywki do wersji konsolowej. W bardzo ograniczonym zakresie, bo pozwalając na wspólną zabawę jedynie ośmiu znajomym. W trybie dla wielu graczy poruszamy się w jednym i tym samym świecie, zapisanym u jednego z graczy. Dysponujemy więc możliwością zapraszania znajomych na własne podwórko lub odwiedzania ich własnych. Z wszystkimi konsekwencjami tych zachowań. Wszelkie zmiany dokonane w czasie gry sieciowej przenoszą się również do gry singlowej. Nasi goście nie mogą jedynie przenosić materiałów i narzędzi między grami, ale raz zdobyte, są dla nich dostępne (w ich plecakach) przy okazji kolejnej wizyty w naszym świecie.
Warto zaznaczyć, że poza grą przez Xbox LIVE mamy możliwość gry na jednej konsoli (telewizorze) aż w czterech graczy! Starczą cztery pady i możliwie duży telewizor. Sam nie jestem zwolennikiem dzielenia ekranu, ale wiem, że dla Wielu graczy ten tryb może być jedyną formą rozgrywki wieloosobowej. Dlatego też za wprowadzenie tej opcji należą się brawa. W klasycznej rozgrywce sieciowej nie odnotowałem natomiast żadnych lagów, spowolnień czy zacięć. Raz czy dwa zdarzyło się, że moi goście musieli przekopać jeden i ten sam klocek drugi raz, bo gra nie odnotowała tego faktu za pierwszym. Kiedy indziej musieli zaczekać, aż konsola doczyta całą panoramę na horyzoncie. Pod żadnym pozorem nie były to jednak problemy, które dyskwalifikowałyby ten tryb.
Forumogadkowa ekipa nagrała videocast dokumentujący wspólną sesję w Minecrafcie. Znajdziecie go pod tym adresem.
Gra ze znajomymi stanowi moim zdaniem jedną z najmocniejszych stron „Minecrafta”. Możliwość pochwalenia się własnymi konstrukcjami, wspólna eksploracja jaskiń czy w końcu podejmowanie dużych projektów w grupie sprawiają większą frajdę. Wspólne karczowanie lasu czy wycinanie tunelu w zboczu góry „na cztery kilofy” idzie błyskawicznie i daje niemal błyskawiczne efekty. Sprawny podział ról i zadań sprawia, że konstrukcje powstają w gdyńskim tempie.
Werdykt Nie ma bardziej sandboksowej gry niż „Minecraft”. To absolutna piaskownica, która oddaje w ręce gracza świat stanowiący esencję tego prawdziwego. Wprowadza do niego kilka logicznych zależności i zmusza do liniowego postępu cywilizacyjnego w zakresie wydobywanych surowców i wytwarzanych narzędzi. Po zachłyśnięciu się pierwszą dawką konstrukcji zachęca do tworzenia bardziej skomplikowanych mechanizmów i rzucenia wyzwania potworom. „Minecraft” to również kameralny, ale szalenie zabawny tryb współpracy, w którym grupka przyjaciół może podjąć wyzwanie konstrukcyjne i zbudować rollercoaster albo miniaturę zamku z Malborka. Wszystko zależy od ich zaangażowania i czasu, który chcą poświęcić na ten cel.
Kwestia czasu stanowi moje największe zastrzeżenie wobec „Minecrafta”. Poznanie wszystkich minerałów i narzędzi to kwestia dni, a w przypadku doświadczonych graczy - godzin. Po tym pozostaje już tylko kwestia znalezienie pomysłu na ich zagospodarowanie. Nie każdy może taki pomysł mieć, a kolejne sesje - polegające na błądzeniu bez celu - mogą w końcu znudzić. Największa zaleta „Minecrafta”, czyli absolutna sandboksowa dowolność, może być również jego zgubą. Gracze bez narzuconego celu mogą się szybko znudzić formułą. Gdy piszę te słowa, mam za sobą zakończoną budowę mojego zamku i raptem trzy osiągnięcia do zdobycia, co oznacza, że czeka mnie jeszcze konstrukcja wspomnianej kolejki górskiej. Czy wrócę do „Minecrafta” po zakończeniu tej budowy? Po to, żeby zbudować zamek do nowa? Ten był naprawdę duży i chyba nie potrzeba mi większego. Nie poruszałbym tego tematu, gdyby nie fakt, że gra kosztuje 1600 MSP. To bardzo dużo. W moim odczuciu dwa razy za dużo. Dlatego jeżeli jesteście w stanie powstrzymać się przed zakupem do czasu pierwszej obniżki, to zrobicie sobie przysługę. Nie dlatego, że „Minecraft” to zła gra, ale dlatego, że jest grą za drogą.
Marcin Jank
Minecraft (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 7 lat