Mikrotransakcje opłacają się Activision bardziej niż sprzedaż gier
Jakby ktoś się jeszcze dziwił, czemu to robią.
Najnowsza informacja z cyklu "wiadomo było, że jest źle, ale nie, że aż tak". Jeżeli ostatnie miesiące, szum wokół skrzynek z losową zawartością w Battlefroncie 2 i dochodzące z różnych miejsc sygnały o zbliżających się rozwiązaniach prawnych dały wam nadzieję na to, że mikrotransakcje znikną z gier, to zastanówcie się raz jeszcze. Nic nie zniknie. Najwyżej się zmieni, dopasuje do sytuacji, ale zostanie z nami jeszcze na długo.
Activision Blizzard podało swoje wyniki finansowe za 2017 rok i wynika z nich, że ponad połowa przychodów uzyskanych przez firmę w tym okresie pochodziła z mikrotransakcji. 4 miliardy dolarów z 7,16 miliarda całości. Całkiem realnie więc firmie tej sprzedawanie cyfrowych dóbr opłaca się w tej chwili bardziej, niż tworzenie gier*.
Na drobne uspokojenie można tu dodać, że Activision jest właścicielem tworzącej gry mobilne firmy King, odpowiedzialnej za połowę przychodów z cyfrowych transakcji. Jeżeli spojrzeć na gry pecetowe i konsolowe zostają więc marne 2 miliardy z 5,16 miliarda, 39 proc. przychodów w tym segmencie.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że wiele jest jeszcze do zrobienia i Activision z całą pewnością nie ustanie w wysiłkach, żeby wycisnąć z hardkorowych graczy jeszcze więcej. Jeżeli patrzeć na ostatnie lata, to przecież rynek dużych gier coraz bardziej przypomina mobilny - zmiany idą w tę stronę, nie w przeciwną.
Dominik Gąska
* No dobra, to stwierdzenie jest trochę na wyrost, bo najpierw trzeba stworzyć grę, do której całe to tałatajstwo będzie można sprzedawać, ale podoba mi się dramatyzm tego zdania, więc je zostawię.