Lżejszy, jaśniejszy i ładniejszy - pierwszy kontakt z New Nintendo 2DS XL
Ale wcale nie nowocześniejszy. Kilka słów na temat najnowszej iteracji nie tak już nowego sprzętu Nintendo. Jak wypada na tle poprzednich modeli i konkurencji?
3DS to żyła złota, której Nintendo nie planuje zbyt szybko ucinać. Switch Switchem, miło, że świetnie się sprzedaje, ale niecałe dwa miesiące po jego premierze Japończycy zapowiedzieli premierę konsolki New Nintendo 2DS XL. Dziś miałem okazję chwilę się nim pobawić.
2DS XL ma w sobie wszystko co najlepsze w poprzednich modelach. Charakterystyczną klapkę z drugim ekranikiem tak jak w pierwowzorze z 2011 roku, dodatkowy analogowy grzybek, czy dwa, zapożyczone z New 3DS-a przyciski "na grzbiecie". A także większy ekran, rodem z modeli XL. I brak 3D, co nowością też wszak nie jest - Nintendo wydało już jeden taki model o dość kontrowersyjnym kształcie. 2DS XL wraca więc do klasyki, ale nie do 3D, co między wierszami mówi nam, jak bezużyteczna była to funkcjonalność.
2DS XL to taki New 3DS XL bez 3D. W bardzo dużym uproszczeniu, bo diabeł tkwi w szczegółach. Na przykład mniejszej wadze sprzętu, jaśniejszych ekranikach (ich jakość to temat rzeka), troszkę inaczej skonstruowanych zawiasach. Położenie zmienił też slot na kartridże, teraz jest z przodu, pod klapką, gdzie znajduje się też miejsce na kartę Micro SD. Jej wymiana nie wiąże się już w końcu z potrzebą użycia śrubokręta (widać to na zdjęciach w poniższej galerii).
Konsola dobrze leży w rękach, jest zauważalnie lżejsza. I po prostu ładnie wygląda. Zarówno czarno-turkusowa wersja, jak i biało-pomarańczowa, przypominająca barwy BB-8 z „Przebudzenia mocy". Prezentuje się to uroczo, przynajmniej do czasu, aż nie uruchomimy sprzętu.
2DS XL jest też troszkę gorzej wykonany od Switcha. Jakość plastiku, działanie zawiasów i ich luzy, funkcjonowanie przycisków, a w szczególności suwaków (np. od głośności). Trzymając 2DS XL w rękach czuć, że to wciąż zabawka. Switch sprawia natomiast wrażenie urządzenia Premium. Idealnie dopracowanego i spasowanego, którego jakości i designu nie powstydziłoby się Apple.
2DS XL czyta wszystkie gry ze wszystkich 3DS-ów (także te "na wyłączność" New 3DS-a), a także kartridże z poczciwego DS-a. Biblioteka jest więc sroga, ale wciąż dosyć droga, podobnie zresztą jak sam sprzęt. Nintendo wyceniło go na 150 euro, czyli 50 więcej niż „bezklapkowy” 2DS i 50 mniej niż klasyczny New 3DS XL. Za cenę "gołego" 2DS-a XL z kilkoma nowymi grami kupimy natomiast nowego Switcha. Bez gier czy wygodnego do grania w domu pada, ale wciąż - patrząc na możliwości obu sprzętów czy ich potencjał, różnica jest kolosalna, zupełnie nieadekwatna do ceny.
Jeżeli więc już w ogóle kupować dziś DS-a Nintendo, to właśnie w wydaniu 2DS XL. 3D to zbędny bajer, mniejsza cena względem New 3DS XL to spora oszczędność, a zamykana konstrukcja całości to gwarantowana ochrona ekranów bez zbędnych pokrowców. 2DS XL to optymalny wybór z DS-owej rodziny Nintendo, choć ja sam chętniej zobaczyłbym coś w stylu 2DS XL Pro – z dwa razy większym zagęszczeniem pikseli na cal ekranem i jakimś wbudowanym upscalarem poprawiającym w locie gry. Technicznie jest to pewnie możliwe, ekonomicznie niekoniecznie. Przecież ten model „i tak się sprzeda” – premiera 28 lipca.
Paweł Olszewski