Lumines - Japonia w pigułce
Czy gra logiczno-zręcznościowa może stać się kondensatem wrażeń z pobytu w obcym kraju? Może, o ile tą grą jest Lumines na PSP, a krajem Japonia - za sprawą PlayStation Portable mój pierwszy półroczny pobyt w Kraju Kwitnącej Wiśni nierozerwalnie splótł się właśnie z tym tytułem.
30.04.2010 | aktual.: 14.12.2016 16:41
Nie czekałem na PSP
W odróżnieniu od wielu innych nie czekałem na przenośne cudo Sony przed jego premierą. Po prostu zobaczyłem konsolę w akcji na Tokyo Game Show 2005, z miejsca się zakochałem i kupiłem sobie jako prezent na Gwiazdkę tego samego roku. Razem z PSP nabyłem pierwszą grę, Lumines, w którą kilkadziesiąt minut później namiętnie grałem w shinkansenie Kodama pędzącym nocą z Tokio do Osaki. Lumines towarzyszyło mi potem przez cały czas mojej japońskiej przygody: w podróży, w dojazdach do pracy i w krótkich partyjkach wieczorami przed snem - do tego stopnia, że kiedy zasypiając zamykałem oczy, widziałem pod powiekami feerię barw i spadające klocki. Ostatni poziom ukończyłem w dniu wylotu na pokładzie samolotu startującego z lotniska Narita i w ten sposób Lumines stało się klamrą spinającą początek i koniec mojego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni, a poszczególne etapy gry nieodwracalnie stopiły z fragmentami wspomnień.
Magia spadających klocków
Na pierwszy rzut oka Lumines sprawia wrażenie dosyć prostej rozrywki: z góry ekranu spadają dwukolorowe klocki, które układamy tak, jak w nieśmiertelnym Tetrisie, a w poprzek planszy porusza się pionowa, kojarząca z sekwencerem linia. Jeżeli w którymś miejscu ułożymy kwadrat dwa na dwa (lub więcej) w jednym kolorze, to po przejściu przez to miejsce wspomnianej linii kwadrat znika, a znajdujące się nad nim klocki spadają na dół. Brzmi nieskomplikowanie, lecz jak to często bywa z dobrymi grami, pozorna prostota zasad skrywa wiele niuansów, przez co rozgrywka nie jest monotonna, a kolejne poziomy różnią się od siebie nie tylko tempem.
Symbole pod nazwą gry to znaki alfabetu katakana, układające się w słowo Ru-mi-ne-su, czyli japońską wymowę Lumines. Czerwono-białe coś przed nimi to klocek z gry.
Muszę jeszcze wprowadzić pojęcie skórki. Otóż w Lumines poziomy różnią się między sobą nie tylko parametrami szybkości spadania klocków i przechodzenia przez ekran linii quasi-sekwencera - z etapu na etap zmienia się wszystko: animowane tło, podkład muzyczny, odgłosy i dźwięki, wygląd klocków, specjalne efekty towarzyszące ich zrzuceniu lub zniknięciu naraz większej ilości. Taka oprawa poziomu nazywa się po angielsku "skin", co na potrzeby tego artykułu pozwoliłem sobie przetłumaczyć jako skórkę. Ta informacja była tu potrzebna ze względu na to, że spośród licznych skórek Lumines szczególnie siedem z nich kojarzy mi się z siedmioma różnymi aspektami Kraju Kwitnącej Wiśni.
Poza modelem gry, Lumines podbiło użytkowników PSP także doskonałą warstwą graficzną i dźwiękową, pomimo faktu, że nie używa trójwymiarowego silnika, a tym samym nie wykorzystuje w pełni drzemiących w PSP mocy. Kombinacją świetnej oprawy audiowizualnej i niesamowicie wciągającej warstwy rozgrywki Lumines wprowadza gracza w nieomal hipnotyczny trans, w czym znacznie pomaga starannie wyselekcjonowana i dopasowana do poziomów muzyka. Wszystkie te elementy splatają się w harmonijną całość, dzięki czemu gracz podniósłszy oczy znad konsoli orientuje się, że właśnie minęły trzy godziny, zamiast pięciu minut. Potwierdzeniem doskonałej jakości gry jest fakt, że Lumines aż do dzisiaj (czyli prawie pięć lat po premierze) pozostaje na szczycie list najlepszych gier na PSP - na trzecim miejscu według rankingu strony Metacritic, zbierającej recenzje z różnych czasopism i stron internetowych.
Czas odpowiedzieć na pytanie - dlaczego ta gra jest to dla mnie swego rodzaju esencją pobytu w Japonii.
Imprezowa Japonia
Tradycyjna Japonia
Teatry Noh i Kabuki, starożytne świątynie Kamakury i Kyoto, kompleks chramów w Nikko, wielowiekowe zamki w Himeji i Odawarze, delikatne dźwięki shamisenów, parada samurajów w Hakone, zawodzenie sędziów podczas walk sumo, gejsze w dzielnicy Ponto-cho - wszystko to stapia się dla mnie w jedno w tej skórce. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że gigantycznym uproszczeniem jest wciskanie całego bogactwa japońskiej tradycji w tak mały fragment gry, w dodatku zręcznościowej, cóż, kiedy tak właśnie kojarzy mi się ta skórka: z wyidealizowanymi wspomnieniami dawnego Nipponu. Zważywszy jednak, że autorzy gry celowo wystylizowali ten konkretny poziom, aby budził tego rodzaju konotacje - wystarczy spojrzeć na leniwie spadające przez ekran piórka, nawiązujące do grafik ukiyo-e tło, czy też posłuchać dźwięków tradycyjnych instrumentów składających się na podkład muzyczny - wydaje mi się, że te skojarzenia są usprawiedliwione.
Japonia pociągów i mostów
Kolej jest dominującym środkiem transportu w Japonii, tak jeśli idzie o szybkie przemieszczanie się między miastami, jak i masową komunikację wewnątrz metropolii. Ze względu na naturalne ukształtowanie kraju, to jest dużą ilość terenów górzystych oraz rzek, nader często tory biegną po mostach, tak małych, jak i dużych, czasami tuż przy brzegu wysp japońskich. Ta skórka jest dla mnie echem chwil, które spędziłem w pociągach śmigających nad i pod mostami, spoglądając na przemykające za oknem przybrzeżne krajobrazy. Abstrakcyjna pomarańczowa smuga przebiegająca co pewien czas wzdłuż widocznej na ekranie stalowej konstrukcji ewokuje wrażenie pędu i przywodzi na myśl superszybkie shinkanseny, zaś sięgająca po horyzont sylwetka przypomina jeden z najdłuższych mostów świata, Seto, który łączy wyspy Honshu i Shikoku. Stonowane barwy nieba i wody kojarzą mi się z zachodem słońca nad oceanem, a lekko niepokojąca elektroniczna muzyka - z uczuciem ekscytacji i niepewności, spowodowanymi podróżą w nieznane rejony obcego kraju.
Japonia lasów i strumieni
Chociaż pierwsze skojarzenia z Japonią przywodzą nam na myśl raczej zaawansowane technologie i gigantyczne metropolie, to jednak wystarczy wyjechać kawałek poza tokijskie megalopolis, by znaleźć się wśród górskich lasów, pełnych rozlicznych rzek, strumieni i ukrytych zakątków z dala od cywilizacji. Mimo postępującej degradacji japońskiego środowiska naturalnego, nadal znajdują się tam miejsca, gdzie przyroda wygląda tak samo, jak dwieście lat temu na obrazach ukiyo-e autorstwa Hokusai i Hiroshige. Ta skórka z jej łagodną muzyką, delikatnymi odgłosami i zielononiebieskimi barwami kojarzy mi się z fragmentami mojego pobytu w Japonii, spędzonymi na wędrówkach po ocienionych lasach, spokojnych, cichych i tak bardzo kontrastujących z typowym miejskim mrowiskiem tego kraju.
Japonia przenośnych gier
Ta skórka przedstawia mnie z moim PSP, nawet ręce są mniej więcej w odpowiedniej skali. To żart, rzecz jasna, bo cała reszta oprawy tego poziomu sugeruje coś znacznie bardziej retro. Dużo płaskich powierzchni w jednym kolorze, chiptune'owa muzyczka, odgłosy kojarzące się z ośmiobitowymi grami, to wszystko przywodzi na myśl pionierskie czasy elektronicznej rozrywki: pierwsze wyścigi na ZX Spectrum, radzieckie podróbki gier Nintendo (słynne Game & Watch), pierwsze spotkanie z wczesnym Gameboyem, a później z kolorowym Game Gear od Segi, mającym właśnie taką formę jak obiekt w tle. Jak widać, z wyjątkiem ZX Spectrum początki mojego hobby pozostały pod mocnym wpływem przenośnych japońskich konsol, czego logiczną kontynuacją wiele lat później stało się PSP i Lumines.
Japonia drapaczy chmur
Znajdujący się w Jokohamie kompleks Minato Mirai 21 z najwyższym w Japonii budynkiem Landmark Tower, przypominająca wieżę Eiffela czerwona Tokyo Tower, New York Bar na szczycie Shinjuku Park Tower (to tam kręcono film "Między słowami"), wielki budynek Osaka World Trade Center, bliźniacze wieżowce w Shinjuku, będące siedzibą rządu metropolii Tokio - byłem w tych wszystkich miejscach i patrzyłem na Japonię z góry. Przyglądałem się wielopiętrowym drapaczom chmur, zwieńczonym lądowiskami dla helikopterów, wpatrywałem w rozciągające się po horyzont ciasno zabudowane dzielnice, godzinami obserwowałem ruch uliczny na tętniących aktywnością ulicach daleko w dole, aż w końcu nadchodził zmierzch i metropolia pode mną rozjarzała się milionami świateł na podobieństwo pierwszych scen w anime Ghost in the Shell. Ta skórka jest dla mnie bardzo mocno związana z tymi wspomnieniami, tym bardziej, że w miarę upływu czasu miasto widoczne w tle robi się ciemniejsze, a jego ulicami mkną kolorowe smugi, jak samochody na nocnym filmie o długim czasie naświetlania.
Pożegnanie z Japonią
Mój wyjazd rozpoczął się wczesnym świtem, kiedy niebo było jeszcze ciemne - dojazd do lotniska Narita, czyli portu lotniczego w okolicach Tokio zorientowanego na połączenia międzynarodowe, zajmuje dosyć dużo czasu. Podróżowałem autobusem podążającym przez Chibę estakadami nad brzegiem oceanu, a w miarę jazdy niebo nabierało kolorów, wypełnione porannymi chmurkami, które coraz mocniej rozjaśniało wschodzące słońce, jazgoczącymi białymi mewami i maleńkimi sylwetkami samolotów lśniącymi wysoko w górze.
Ta finalna skórka bardzo mocno kojarzy mi się z tymi wspomnieniami: na początku tło jest ciemne, a muzyka powolna i spokojna, z czasem jednak piosenka śpiewana przez Eri Nobuchikę nabiera mocy, staje się głośniejsza, bardziej energiczna i optymistyczna, a chmury w tle rozjarzają kolorami, jak podświetlone przez wschód słońca. Do tego należy dodać jeszcze odgłosy mew i przelatujących samolotów, a w efekcie otrzymujemy całość, która bardzo przypomina tamte chwile.
Spodobało ci się Lumines? Sprawdź też te gry:
- Lumines Live! (Xbox Live Arcade)
- Lumines Supernova (Playstation Network)
- Lumines II (PSP)
- Every Extend Extra (PSP)
- Every Extend Extra Extreme (Xbox Live Arcade)
- Rez (Dreamcast, PS2)
- Rez HD (Xbox Live Arcade)
- Gunpey (PSP)
- Gunpey DS (Nintendo DS)
- Chime (Xbox Live Arcade)
Jak już wspomniałem, ukończyłem Lumines na pokładzie samolotu, kiedy wyspy japońskie niknęły już w dole pod chmurami. Odłożyłem PSP, zamknąłem oczy i zacząłem wspominać wszystkie chwile mojej przygody w Japonii: od pierwszego wylądowania w Tokio jak na obcej planecie, aż po świeże jeszcze wrażenia z ostatniej podróży na lotnisko. Ten prywatny pokaz slajdów kompletnie stopił się w mojej pamięci z różnymi skórkami gry, która towarzyszyła mi prawie od początku tej przygody i od tamtej pory Lumines jest dla mnie esencją Kraju Kwitnącej Wiśni, destylatem wrażeń zatrzymanym w czasie pod postacią gry, jak fragmenty wspomnień w potterowskiej myślodsiewni.
Epilog
Dużo czasu już upłynęło od momentu, gdy sprzedałem moje PSP i kolekcję gier, jednak jakoś nie mogłem rozstać się z Lumines - skutkiem czego pokryte japońskimi ideogramami pudełko nadal stoi na mojej półce jako jedyny odmieniec w sąsiedztwie rozlicznych pecetowych tytułów. Zbyt wiele wspomnień wiąże się z tą grą, bym mógł ją tak po prostu sprzedać. Co ciekawe, opuszczając Japonię nie spodziewałem się tam wrócić w najbliższej przyszłości, jednak obiecałem sobie, że gdyby mi się udało, to kiedy samolot będzie obniżał swój lot, odpalę ponownie Lumines na pamiątkę poprzedniej podróży. I tak też się stało, kiedy wróciłem tam później... ale to już zupełnie inna historia.
Na zakończenie muszę jeszcze dodać, że chociaż powyżej wspomniałem tylko o siedmiu skórkach Lumines, które najbardziej zapadły mi w pamięć i którym potrafię przyporządkować konkretne skojarzenia, to jednak całość gry z jej elektronicznymi melodiami, hipnotyczną rozgrywką i odczapistycznymi elementami graficznymi jest również tak charakterystyczna dla japońskiego przemysłu rozrywkowego, że ciężko mi wyobrazić sobie, by mogła ona powstać gdziekolwiek indziej. I chociaż zapewne dla innych graczy ta sama gra oznaczać zupełnie inny zestaw doznań, i skojarzeń, to jednak będzie w nim lekki posmak Japonii. Niezależnie jednak od tego, jakie konotacje i wrażenia wywołuje Lumines, to dla każdego posiadacza PSP jest to pozycja absolutnie obowiązkowa, i jedyna w swoim rodzaju.
Bartłomiej "Barts" Nagórski