Knack - recenzja
Przyznam, że byłem nawet mile zaskoczony, gdy zapowiedziano Knack. Kolorowa platformówka jako jeden z tytułów startowych PlayStation 4? W dzisiejszych czasach? Świetnie, może wyjdzie z tego nowy Ratchet. Niestety, nie wyszedł. Między innymi dlatego, że... to nie jest platformówka.
29.11.2013 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Prawie jak slasher Ocena: 1/5 Nudna, przewidywalna, irytująca, infantylna, powtarzalna. Szkoda czasu i nerwów, nawet jeśli kiedyś będzie za darmo w PlayStation Plus.
Choć na pierwszy rzut oka nie wygląda na przedstawiciela gatunku, to Knack jest... slasherem. Konstrukcja poziomów została żywcem przeniesiona z, przykładowo, God of War - to w stu procentach liniowe korytarze, na których regularnie pojawiają się kolejne grupki wrogów do wyeliminowania. Elementy platformowe są tylko przerywnikiem - pojawiają się bardzo rzadko i są banalnie proste. Zagadki logiczne? Nie występują. Przejdź pięć metrów, pokonaj trzech wrogów, potem zrób kolejne parę kroków i rozpraw się z następną grupką przeciwników, tym razem w innej konfiguracji. I tak w koło Macieju.
Knack
Gra została w pełni spolonizowana. Dubbing jest poprawny, nie rzuca na kolana, nie żenuje (ale w obliczu ogólnej miernoty fabularnej i tak niespecjalnie zwraca się uwagę na scenki przerywnikowe). Tekst mówiony przez aktorów bardzo często rozmija się z napisami, ale sens wypowiedzi zostaje zachowany, więc można na to przymknąć oko.
I w porządku, niechby tak było - ten schemat może działać, czego dowodem są choćby wspomniane przygody Kratosa. Sęk w tym, że do tego potrzeba porządnej mechaniki walki, a w Knack gracz dysponuje, uwaga, dwoma ciosami - zwykłym i z wyskoku. A kombosy? Nowe umiejętności zdobywane w trakcie gry? Rozwój postaci? Nie ma. Jest tylko unik pod prawą gałką - niezbędny, bo bohater wytrzymuje zaledwie kilka ataków, a w przypadku mocniejszych przeciwników może zginąć nawet od jednego - i trzy rodzaje supermocy. Które, owszem, są bardzo przydatne (czytaj: zabijają prawie wszystkich w polu widzenia), ale korzysta się z nich rzadko, bo trzeba najpierw nazbierać odpowiednią ilość magicznej mocy z rozbijanych po drodze kryształów. Cały ten zestaw umiejętności dostaje się na początku gry i zostaje się z nim aż do samiutkiego końca. Zakładając, że ktoś tyle wytrzyma.
Słowa nie wyrażą, jak potwornie badziewna jest walka w Knack. Dziesięć godzin bezmyślnego nawalania w kwadrat na padzie - umiera się albo z frustracji, albo z nudów. I nawet nieliczne pojedynki z bossami nie wprowadzają urozmaiceń! Jakby tego było mało, wspomniany unik jest nieprecyzyjny - najbardziej wpienia pół sekundy po nim, gdy animacja się jeszcze kończy i nie można się ruszyć. Do tego przeciwnicy co chwilę się powtarzają, a kamera ustawia się często w najgorszych możliwych miejscach - sterować nią w ogóle nie da. System checkpointów to z kolei nieśmieszny żart - punktów kontrolnych jest po prostu za mało. Zupełnie rozmijają się też z automatycznym zapisem gry. Nie zdziwcie się więc, jeśli na chwilę wyłączycie konsolę, a potem będziecie musieli ponownie przechodzić 20 minut jakiegoś poziomu. Na dokładkę gra bywa naprawdę trudna, bo Knack, jak wspomniałem, ginie często od ledwie muśnięcia. Normalnie uznałbym to za zaletę, lubię wymagającą zabawę, ale w wypadku tak powtarzalnej rozgrywki doprowadzało mnie to do pasji.
Knack
Okiem Marcina Kosmana: To niewiarygodne, jak tak mierna gra mogła zostać wydana na premierę PS4. Nie ma tu absolutnie żadnego pomysłu, który nie był do zrealizowania... na PSone. Owszem, gra wygląda przyzwoicie, ale monotonna rozgrywka męczy już po paru minutach, a potem pozostaje taka sama do końca gry. Nie jest to nawet platformówka - gra polega wyłącznie na biciu przeciwników w killroomach. Nuda, brak pomysłów, sztampa do dziesiątej potęgi. Ocena: 1/5
Kuriozum jest również zaimplementowana kooperacja dla dwóch osób. Już nieważne, że nie ma żadnego uzasadnienia fabularnego - po prostu bohaterów nagle robi się dwóch. Nieważne, że kamera podąża tylko za jednym, a drugi, jeśli zostanie w tyle, zostaje bezceremonialnie teleportowany w centrum akcji. Najgorsze, że gdy ten drugi zginie, odradza się od razu, ale w przypadku śmierci pierwszego... gra cofa obu do ostatniego punktu kontrolnego. Czy ktoś w ogóle choć trochę to przemyślał? Śmiem wątpić.
I tak, jedyną ciekawostką w grze są poukrywane znajdźki. To fragmenty urządzeń, które, po zebraniu wszystkich części, trochę ułatwiają życie, np. zwiększając ilość magicznej mocy kryształów, jaką można zmagazynować. Są jednak schowane tak dobrze, że trafią tylko do najbardziej wytrwałych szperaczy. Szkoda, bo to jedno z nielicznych urozmaiceń.
Prawie jak film Pixara Jeśli rozgrywka nie daje rady, to może chociaż gra nadrabia oprawą? Zapomnijcie: po Knack praktycznie nie widać, że to tytuł nextgenowy. A już zupełnie karygodne jest to, że regularnie zdarza mu się wręcz żabkować, gdy na ekranie dzieje się dużo. Momentami klatki spadają do poziomu, na którym nie da się już unikać ciosów czy sterować postacią. Takie rzeczy w tytule startowym nowej konsoli? Nie do pomyślenia.
Nie pomaga też stylizacja. Twórcy chcieli chyba zrobić "grywalny film Pixara", ale zabrakło im talentu i - przede wszystkim - dobrego smaku. Design bohaterów czy przeciwników jest tragiczny - te kartoflowate nosy, te pozbawione proporcji ciała, te obleśne, wyciągnięte z marnego anime włosy... Niektóre gobliny wyglądają jak parodia Shreka, z kolei pomniejsze roboty pourywały się z zapomnianych odcinków Jetsonów. Och, a co powiecie na bicie po dziobach... ptaków? Bo i tacy przeciwnicy tu są. Miotają tornadami. Ale największym kosmosem jest i tak pewien boss, który zbiegł chyba z Power Rangers. To ogromny, fioletowy robot, który ma... obcasy. Bo wiecie, steruje nim kobieta. Dramatyczny brak kreatywności.
Knack
Nie zdziwi Was pewnie, że i opowiedziana historia nie daje rady. Jest zwyczajnie przewidywalna do bólu, infantylna i, co gorsza, pełna irytujących postaci. W skrócie mówiąc, w tym dziwnym świecie gobliny toczą odwieczną wojnę z ludźmi - trzeba będzie je pokonać, a potem rozprawić się także z pewnym szalonym naukowcem, który pragnie władzy nad ludzkością. Pomoże w tym tytułowy Knack - golem zrobiony z tzw. reliktów, czyli pozostałości po pradawnej cywilizacji. W tym świecie są one paliwem i źródłem energii. Na pierwszy rzut oka ciekawym konceptem jest rozmiar bohatera: może być i wielkości owada, i domu. Ale zapomnijcie, że sami o nim zdecydujcie - to zależy po prostu od danego poziomu, a na rozgrywkę i tak nie ma wpływu.
Werdykt Trochę w głowie mi się nie mieści, jak coś takiego mogło zostać tytułem startowym PlayStation 4. W dodatku sprzedawanym w pudełku, w normalnej cenie. Gra jest nudna, do bólu powtarzalna, przewidywalna i irytująca. Albo komuś się nie chciało, albo bardzo się spieszył, albo zatrudniono amatorów. Zresztą, nieważne - po prostu jej unikajcie. Szkoda czasu i nerwów, nawet jeśli kiedyś będzie za darmo w PlayStation Plus.
Ocena 1/5 - Zapomnij! (Ocenę 1 otrzymują gry, które są najzwyczajniej w świecie ZŁE. Mają mnóstwo błędów, są irytujące i beznadziejnie wykonane. Nie dotykać nawet kijem).
Tomasz Kutera
PSObrazki zrzuciliśmy za pomocą funkcji Share. W rzeczywistości gra wygląda trochę lepiej, bo, jak widać, są moooocno skompresowane.
Data premiery: 29 listopada 2013 Platformy: PS4 Deweloper: SCE Japan Studio Wydawca: SCE Dystrybutor: SCEP PEGI: 7
Grę do recenzji dostarczył dystrybutor.
Knack (PS4)
- Gatunek: przygodowa
- Kategoria wiekowa: od 7 lat