Kiedy doczekamy się prawdziwego zmartwychwstania WipEouta?
Bo wraz z Omega Collection na PlayStation 4 kończą się wygodne alternatywy.
09.06.2017 10:56
Jeżeli z WipEoutem jesteście na bakier - to bolesne w oczach mojego pokolenia, ale na pewno możliwe - lub ominęło Was wszystko, co Sony dość niechętnie robi z marką od ponad dekady - zakup Omega Collection jest obowiązkiem. To produkcja tak przepakowana zawartością, że jej zaliczenie nawet starej wydze zajmie kilka tygodni solidnego ciorania. To także generalnie piękna gra - wspaniale wygląda na każdym telewizorze (o tym, jak wypada na telewizorze 4K HDR Paweł przygotuje osobny tekst), śmiga ultrapłynnie i atakuje bębenki uszne przepyszną elektroniczną ścieżką dźwiękową. Serio, jestem metalowcem z krwi i kości, ale nowy zestaw utworów - między innymi The Prodigy, Noisia, The Chemical Brothers, Deadmau5 - rozgrzewa mnie do czerwoności.Seria od jakiegoś czasu "dąży" do perfekcji w nowej, zwiewnej formie. Trochę się zmieniła od czasów pierwszych dwóch PlayStation. Najdłuższe wydarzenia trwają w niej kilka minut, rozgrywka na jedynym słusznym poziomie trudności, czyli najwyższym, wymaga idealnej koordynacji zmysłów, wstrzymuje niemalże oddech. Gra w stylu "mam tylko pół godziny, więc to najlepszy wybór", ale także taka, której nie chciałoby się wyłączać do samego świtu. Tylko od wielkiego dzwonu przyjdzie Wam stawić czoła jakiemuś turniejowi, czemuś, co w razie niepowodzenia zaprzepaści ostatni kwadrans. Lwią część zabawy poświęcicie raczej na maleńkie, zręcznościowe wydarzenia (zwłaszcza mnóstwo czasówek). Nie bez powodu brzmi to jak definicja gry przenośnej, do tego tematu wrócimy dopiero za chwilę, niemniej w rzeczywistości ściganych molochów obecnych czasów WipEout staje się hardkorowym odpowiednikiem Mario Kart - absolutnie odświeżającym, uzależniającym szpilem.Zwłaszcza że mięska tutaj tyle, iż wystarczyłoby na trzy osobne produkcje (żart dla wtajemniczonych). Wybór między trzema samodzielnymi karierami, z innymi trybami zabawy czy różnymi zestawami torów, ma znaczenie. Początkowo trudno zdecydować, w co włożyć ręce. Choć Omega Collection sprytnie przy starcie podsuwa graczowi kampanię 2048, proponuję ją (i jej duże, przepiękne trasy) zostawić na sam koniec. A w pozostałych nie zadowalać się domyślnym, pozbawionym sensu ustawieniem trudności. Jeżeli zechcecie zastosować się do tych porad, będziecie mieli przed sobą ponad trzydzieści godzin rewelacyjnej (takiej na "trzeba") zabawy. Przy domyślnej cenie 145 zł - to raczej banał, że opłacalne.Wystarczy jednak choć trochę siedzieć w temacie, by wiedzieć, że to żaden wyczyn, tak wyśmienity produkt, jeżeli serwuje się go na dobrą sprawę trzeci raz. WipEout HD, czyli kampania, od której polecałem przed chwilą rozpocząć zabawę, to, uwaga, remaster WipEouta HD z PlayStation 3, czyli remake'u WipEouta Pure z PSP. Dwunastoletniej obecnie pozycji z pierwszej konsoli przenośnej Sony. Analogicznie - kariera WipEout HD Fury to remaster Fury z PS3, czyli remake'u WipEouta Pulse z PSP (dziesięć lat na karku). Najświeższym elementem zestawu jest kampania 2048, czyli remaster pięcioletniej gry z Vity. Uf, już wytłumaczenie rodowodu Omega Collection jest nużące. Szczęśliwie - przy grze bawię się dobrze, nawet jeśli robię to już trzeci raz. Z tym że to kotlety 1:1, jeśli dopiero co wymaksowaliście odsłony z PS3, czeka Was gorzkie déja vu.Ale Sony uderzyło właśnie w mur. Skończyły się w serii łatwe rzeczy do odświeżania. Zauważcie, jak fatalnie prowadzona jest ta marka. Jeden z głównych klejnotów wydawcy z przełomu wieków stał się czymś na wzór Ridge Racera, technologicznym pokazem możliwości kolejnych konsol, smakującym tak naprawdę podobnie za każdym razem. W ciągu drugiej dekady XXI wieku dostaliśmy tylko jednego nowego WipEouta (Vita, 2012 rok). Weteran zaciera rączki, bo "teraz to już na sto procent będą kontynuować legendę świętej pamięci Psygnosis". Tak może być. Jeżeli jesteśmy przesadnymi optymistami.Wygląda to tak, jak wygląda, bo najwyraźniej brakuje kogoś na tyle odważnego, by przejął pałeczkę po studiu Liverpool, które zostało zamknięte po premierze 2048. Niemniej ludzie odpowiedzialni za dzisiejszą kolekcję odwalili dobrą robotę - tylko rozmiar niektórych torów przypomina o przenośnych korzeniach tych gier. A zatem są tam w Sony jacyś ogarnięci deweloperzy. Tacy, co wiedzą, że WipEout jest niemałą świętością.
Problem widziałbym raczej w tym, czym dla samego wydawcy stała się marka. Czyli jednym z kilkunastu argumentów w walce o sentyment nas, "starych" graczy. Widzieliście te reklamówki Omega Collection, które zaczynają się od PSX-a stojącego przed wypukłym telewizorkiem? No właśnie. "Graliście w latach dziewięćdziesiątych. Kochaliście te gry. Przywracamy je właśnie dla was". Często wspominałem na łamach Polygamii, że uwielbiam tę strategię Sony, bo cieszę się, że wracamy do uśpionych legend. Dzięki temu mamy dziś PaRappy, Crashe, LocoRoco czy Ratchety. Jestem fanem Nintendo, dobrze wiem, jak takie akcje są potrzebne wiernym konsumentom.
Tylko że idąc powyższym tokiem rozumowania, japoński gigant mógłby wyłożyć w końcu większy budżet na WipEouta i stwierdzić: "o ile fajniejsze dla naszych klientów byłoby odświeżenie trzech części z PlayStation?". Albo szalenie niedocenionego moim zdaniem Fusion z PS2. Oczywiście - zamiast prawdziwej kontynuacji, wypróbowania nowego zespołu, zbudowania wizerunku serii na nowo. Sam mam delikatne rozdwojenie jaźni, gdy o tym myślę. Bo remake'ów chciałbym równie mocno, co zupełnie nowych odsłon. Pewny jestem natomiast tego, że trzeba z WipEoutem zacząć coś robić. A nie po raz kolejny ignorować potencjał (oraz jakość) tej serii.
Póki co - gram w Omega Collection. Bawię się znakomicie i Wam też polecam. Szczególnie jeśli ta zawartość jest dla Was czymś zupełnie nieznanym. Wtedy już macie swoją arcade'ówkę roku, to proste.
Adam Piechota