"It's-a me, Abe!", czyli oczko do graczy podczas zamknięcia igrzysk w Rio
Mario nie chce pokazać swojej nowej gry, ale następne igrzyska zapowiada z ochotą.
Kroczek po kroczku. Nam nie trzeba dowodów na to, że nasza pasja się liczy, bo nosimy się z nią już dzisiaj dość dumnie. Fajnie jednak włączyć telewizję i zobaczyć ukochane postaci w nowym kontekście. W Soczi ukochana przez nas branża musiała poczekać do ceremonii zamknięcia paraolimpiady, gdzie kreatywnie wykorzystano elementy Tetrisa. W Rio wkroczyły na scenę już podczas finiszu tej głośniejszej części igrzysk. W klasycznie japońskim (znaczy wyjątkowo niepoważnym) stylu.
Podczas ceremonii zamknięcia zobaczyliśmy kilka gościnnych zajawek z naszej branży. Pojawili się: Pac-Man, Kapitan Tsubasa, Hello Kitty, Doraemon i - na czele ich wszystkich - pewien wąsaty hydraulik. W tego ostatniego zamienił się sam premier Japonii, Shinzo Abe, który "wyskoczył" na scenę z wiadomej zielonej rury przebrany w fatałaszki Mario. Rzecz jasna, Abe miał za zadanie ogłosić, że w 2020 roku igrzyska olimpijskie odbędą się w Tokio. My wiemy, z czym głównie kojarzy się Japonia. Ale jestem w szoku, że sama Japonia też chce w ten sposób namalować swoje państwo.
Czy to oznacza, że już za cztery lata to Mario i Sonic będą mistrzami świata? Że ceremonia otwarcia olimpiady będzie dla nas wydarzeniem na miarę tegorocznej konferencji Sony w Los Angeles? Nie widzę nic złego, by wątki z gier zdominowały to wielkie wydarzenie. Zwłaszcza że klasyczne motywy ośmio- lub szesnastobitowe mają w sobie uniwersalny urok i wcale nie sprawią, że geekowski obraz spotka się z krytyką innych mediów. No proszę, nigdy nie sądziłem, że będę mógł napisać "nie mogę się doczekać następnych igrzysk".
A może tak dodatkowo jakaś lepsza odsłona Mario & Sonic?