eSzperacz #1: Goetia
Startujemy z nowym cyklem. Switchowcy - kolejno odlicz!
Weekend się dłuży, a Switch zerka na Was wymownie? Ostatnia wizyta w eShopie nie była szczególnie owocna? Właśnie po to stworzyliśmy ten cykl. Będą się tutaj pojawiać rzeczy, o których w przeciwnym wypadku nigdzie byście nie poczytali w języku polskim, oraz rzeczy, które zdążyły odbić się w ogólnej świadomości. Gry za grosze, tanie, po trzy dyszki, ale i te drogie również. Nowości lub starocie pamiętające premierę konsoli. Arcydzieła albo średniaki z jakąś iskrą. Po prostu będziemy tak sobie regularnie szperać. Dlaczego? Bo lubimy spędzać wolny czas ze Switchem.
Goetia trailer (Switch)
Na początku w pierwszym eSzperaczu miało być pompatycznie, uroczyście, w ogóle wyjątkowo, jak gdyby nie mały, weekendowy cykl startował na Poly, tylko reporterski moloch stworzony po tygodniach wnikliwego researchu. Ale przecież to bez sensu. Ściemniałbym Was niepotrzebnie. Nie spodziewajcie się widowiskowych tekstów, które przejdą do historii Polygamii. To trochę jak z niezależnymi gierkami na Switchu - inna skala. Zrozumiałem w końcu, że najlepiej będzie zacząć od środa. Już teraz spróbować uchwycić domyślny charakter tych wpisów. I zamiast czegoś absolutnie zwalającego z nóg, wyciągnę tytuł, którego najprawdopodobniej i tak byście nie sprawdzili. Bo ja też dość przypadkowo rozpocząłem swoją żmudną przygodę z Goetią.
<wstaje, rozgląda się, czy gdzieś dookoła nie czai się Dominik Gąska, siada, pisze dalej> Goetia (wymawiane chyba przez „szia” na końcu) to przygodówka point-and-click. Bardzo klasyczna zresztą, bez najmniejszych domieszek młodszych gatunków. Sterowana przez gracza dusza tragicznie zmarłej Abigail po prostu wynurza się z grobu na samym początku, po czterdziestu latach „spoczywania w pokoju” i rozpoczyna długie, wypełnione przesadnie skomplikowanymi zagadkami dochodzenie do prawdy, dlaczego jej rodzinną posiadłość zamieszkują same demony, a w okolicznych wioskach nie przebywa ani jedna osoba (poza gadatliwym poltergeistem komunikującym się za pomocą tabliczki ouija). Pełne czytania długaśnych notatek, próbowania najgłupszych rozwiązań i słuchania atmosferycznej ścieżki dźwiękowej.
Pytanie dość tradycyjne - A JAK TO NIBY W POINT-AND-CLICKA NA KONSOLI GRAĆ? Normalnie. Dużo wolniej na padzie albo macając ekran paluchem, jeśli wolicie tryb przenośny. Obu opcjom kawałek drogi do perfekcji, lecz mnie to szczególnie nie przeszkadza. Goetia ma wyjątkowo ślamazarny klimat, tak czy inaczej zawiesicie się na większości kodów czy szyfrów, będziecie latać sobie w tę i z powrotem, czekając na olśnienie (lub walcząc z pokusą sprawdzenia poradnika). Większym problemem - choć to coraz częstsze we wszystkich grach - jest rozmiar tekstu, który wymaga ode mnie silnego skupienia, nawet jeśli dopiero co wymieniłem okulary. Jestem za to pewny, że długo nie zapomnę rozwiązania co bardziej psychicznych zagadek.
Za cenę biletu do kina (w dzień weekendowy) dostałem tutaj przyzwoitego reprezentanta gatunku (o całą klasę mniej wyszukanego od Thimbleweed Park, lecz czy każdy musi celować tak wysoko?) i całkiem sporo przyjemnych ciarek na karku. Choć to nie jest rzeczywisty horror i nie zamierza Was niczym porządnie straszyć, klasycznie gotycka atmosfera daje radę. Opowieść toczy się w czasach drugiej wojny światowej, bez przerwy jest noc, księżyc w pełni wisi złowieszczo nad rezydencją, a jedynym źródłem życia będą natrętne kruki. Moich współlokatorów niepokoiły też utwory, które zapętlały się podczas „beznadziejnego klikania na wszystko”. Goetia efektywniej niepokoi niż niejeden horror, jaki będziemy w Szperaczach kiedyś przywoływać.
To jest takie indycze „można” z delikatnymi ciągotkami na „warto”. Jeżeli point-and-clicki Wam niestraszne i zobaczycie ją w odpowiedniej promocji (chociaż i bez obniżki jest przecież tania), prawdopodobnie nie będziecie żałować. I tak - Goetię znajdziecie również na Steamie.
Adam Piechota