Szotgan: BoxBoy!
„Szotgan” to mój mały dzienniczek zaliczanych po godzinach pozycji. Człowiek mógłby zwariować, gdyby grał tylko pod pracę. Jeden tytuł, jeden akapit, jedna opinia. I BoxBoy! – dzisiaj – pod nożem.
Rany, jaka ta gra potrafi być urocza. Gdzieś ktoś kiedyś powiedział, że tytuły logiczne największą frajdę sprawiają swoim twórcom. Taka masturbacja umysłu. Nie BoxBoy! - nowa maskotka HAL Laboratory przypomina mi pod tym względem Donkey Konga na klasycznego Game Boya (to nie jedyny przykład, ale pierwszy, który wpadł do głowy) (i nie, pod tytułem Donkey Kong nie kryje się port gry z automatów, to zmyłka). Jest grą logiczną, która EKSCYTUJE gracza, do samego końca. Nieszczególnie skomplikowana, zwyczajnie możliwa do samodzielnej rozkminy. Do tego porażająco kreatywna. Te osiem godzin, jakie zeszło mi na zaliczenie podstawowej przygody (dodajmy dwie na poziomy bonusowe) to high quality time - byłem wdzięczny (naprawdę) developerom za to, że dali mi tak świeży tytuł. Gra ma także zajawkę na status ponadczasowego klasyka - jej oprawa nigdy się nie zestarzeje. Nie zdziwiłbym się, gdyby Cubby trafił do Super Smash Bros. na NX-ie. Jeżeli masz 3DS-a, zapisz sobie w notesiku BoxBoya jako priorytet najwyższej klasy. To równie kluczowa pozycja jak na przykład Super Mario Land 3D lub Xenoblade Chronicles. Trzeba!
[youtube id="atiSSYsBb7U"]