A Way Out - recenzja. To gra idealna w swojej kategorii

Najważniejsze, to nie dać się złapać.

A Way Out - recenzja. To gra idealna w swojej kategorii
Joanna Pamięta - Borkowska

Mogłabym po prostu napisać: zagrajcie w tę grę za wszelką cenę, bo jest wspaniała. Nie traćcie nawet czasu na czytanie o niej, bo każda przejrzana recenzja tylko oddala w czasie przygodę z Vincentem i Leo. Składacie się z kumplem/dziewczyną/mężem/bratem po 50 zeta i macie zapewnione od 6 do 8 godzin świetnego filmu gangsterskiego na żywo.

Ale na ładne oczy nikt tego nie kupi, prawda?

Platformy: PC, PS4, Xbox One

Producent: Hazelights

Wydawca: Electronic Arts

Wersja PL: Tak, napisy

Data premiery: 23.03.2018

Wymagania: Windows 7 - 10, Intel Core i3-2100T 2.5 GHz, 8 GB RAM, GeForce GTX 650 Ti

Grę do recenzji udostępnił wydawca. Graliśmy na PC. Obrazki pochodzą od redakcji.

A Way Out to kooperacyjna gra akcji, która przenosi nas do USA, w późne lata 70. Wcielamy się w postacie Leo i Vincenta, dwóch kryminalistów, którzy postanowili wyrwać się na wolność. Gra oferuje nam zarówno elementy skradania się, połączonego z dyskretnym eliminowaniem przeciwników, jak i akcji – panicznych ucieczek, pogoni, z użyciem samochodów i nie tylko.Tytuł powstał w ramach programu EA Origins, który polega na tym, że studio niezależne – w tym przypadku Hazelight – produkuje grę, a Electronic Arts ją wydaje. Nie pojawiły się żadne informacje o tym, by EA miało się wtrącać w prace mniejszych studiów. Reżyser i scenarzysta A Way Out, Josef Fares, powiedział w jednym z wywiadów, że EA nie zarobi na ich produkcji ani centa, pozwoliło też na to, by dwie osoby korzystały z jednego egzemplarza.Jest to o tyle ważne, że A Way Out nie da się przejść samemu, tylko w trybie kooperacji. Odbywa się to na dzielonym ekranie w ten sposób, że właściciel gry wysyła znajomemu przepustkę, która umożliwia im granie razem po sieci. Można też grać lokalnie.Ja miałam okazję sprawdzić A Way Out w tym pierwszym trybie. System podziału ekranu jest dynamiczny i twórcom tej mechaniki należy się medal. Części ekranu przeznaczone dla poszczególnych postaci płynnie rozszerzają się i zwijają. Jeżeli Leo robi coś szczególnie ważnego - na przykład, rozmawia z synem – cześć ekranu poświęcona mu staje się szersza. Jego towarzysz nie zostaje na szczęście sprowadzony do roli widza. W tej konkretnej sytuacji może porozmawiać z Lindą, żoną Leo, albo pograć w rzutki.

Warto tutaj zaznaczyć, że można prowadzić dialogi dwoma postaciami na raz, wówczas kwestie "mniej ważne" albo rozmowy zaczęte później mają niższy poziom głośności i trzeba posiłkować się napisami. A skoro już mowa o napisach – dialogi są żywe, a język bohaterów dosadny, zwłaszcza narwany Leo nie przebiera w słowach. Świetnie mi się ich słuchało, zwłaszcza gdy robiło się gorąco i zaczynali nawzajem obwiniać się o bajzel, który powstał.Zresztą, Leo i Vincent to dwie największe zalety tej gry. Są oryginalni i bardzo autentyczni, nie da się ich nie lubić. Z wyglądu odbiegają od typowych cyfrowych przystojniaków, co tylko pogłębia realizm rozgrywki – Leo to w moim odczuciu brzydal jakich mało, ale obdarzony charyzmą, podczas gdy Vincent na początku wydaje się trochę nudny, ale tak naprawdę jest po prostu zamknięty w sobie. Poznają się w więzieniu i przypadkowa bójka powoduje, że lądują razem w ambulatorium. Szybko jednak okazuje się, że łączy ich wspólny wróg, którego chcą dopaść, ale by to zrobić, muszą wpierw zbiec z więzienia. Do tego się oczywiście fabuła nie ogranicza – samo opuszczenie murów więziennych to tylko połowa sukcesu.Kiedy poznajemy Leo i Vincenta, trochę pozują, wiadomo, ale po jakimś czasie znajdują wspólny język. Charaktery dwóch bohaterów odkrywamy stopniowo, przysłuchując się ich rozmowom oraz obserwując zachowanie. Różnice w temperamencie ukazane są najlepiej w tym momentach, kiedy Leo i Vincent proponują odmienne metody działania i od konsensusu graczy zależy, którą wybiorą. Leo jest krewki i wybiera metody dosyć bezpośrednie. Ale nie lubi dużych wysokości. Z kolei Vincent jest ostrożny, woli uniknąć niepotrzebnej konfrontacji i załatwić sprawy po cichu.

Przydałoby się tylko, by decyzje podjęte w grze miały jakiś wpływ na jej zakończenia. Tych jest więcej niż jedno, ale o tym, które zobaczycie, decyduje w zasadzie jedna sekwencja. Mimo tego, mam wielką ochotę zagrać w "A Way Out" ponownie. Dla tych pościgów, strzelanin. Oraz po to, by spróbować innych rozwiązań.

Prawdziwym majstersztykiem są sceny ucieczki, np. ze szpitala. Leo i Vincent zostają rozdzieleni i ich drogi pokazywane są naprzemiennie, na całym ekranie, a kamera płynnie, w iście hollywoodzkim stylu przechodzi od jednej postaci do drugiej. Odkleja się od pleców Leo, przenika przez okno, przez które już widać biegnącego w oddali Vincenta, i stery przejmuje drugi gracz. Jest dynamicznie, gra trzyma w napięciu i wciąga jak diabli.Wspomnianą filmowość rozgrywki wzmacnia jeszcze oprawa wizualna, która jest utrzymana w klimacie późnych lat 70. Widać to po samochodach, ubiorach, architekturze. Niektóre lokacje są prześliczne i zachęcają do spokojnego eksplorowania ich. W pewnym momencie trafiamy na sielankowe gospodarstwo rolne, skąpane w blasku wiosennego słońca. W chlewie tarzają się w błocie świnie, po ogródku przechadzają się kury – ale nas zaprząta bardziej to, jak nie zaalarmować swoją obecnością gospodarzy.  Co nie stoi na przeszkodzie, byśmy zagrali w jedną z rozsianych tu i ówdzie minigier.A Way Out jest wprawdzie grą dotykającą trudnych tematów (i nie mam tu na myśli tylko dylematów w stylu: przekonać kogoś siłą czy argumentami słownymi), ale zdarzają jej się też lżejsze wstawki. W jednym miejscu możemy pograć w rzutki, w innym rzucamy podkowami albo gramy w baseball. Są to takie przerywniki, które pomagają na chwilę wyjść z trybu kooperacyjnego w rywalizację, ale przyznam, że ja ani razu się na to nie zdecydowałam. Za bardzo chciałam poznać fabułę i czułam wręcz na karku oddech pościgu.A Way Out trzymało mnie w napięciu jak najlepszy film, jak świetna książka sensacyjna. Hazelights udało się znaleźć balans między akcją oraz spokojnymi, bardziej refleksyjnymi rozdziałami. Opowiedzieli mi też przy okazji ciekawą historię, której bohaterów szybko nie zapomnę.

Jeśli ktoś spyta się mnie, czy istnieją gry, które oferują coś więcej niż tylko bezmyślne łupanie w klawisze, bez wahania wymienię A Way Out. Okazała się dokładnie taka, jak obiecywali twórcy - a nawet lepsza. Zamiast średniego kina klasy B dostałam film gangsterski prosto z Hollywood. A ponieważ łączy elementy skradanki, akcji, shootera i przygodówki, i spina wszystko za pomocą udanego trybu kooperacyjnego, jest to tytuł, którym możemy zachęcić innych do sięgnięcia po gry wideo.A Way Out przekonało mnie, że gry to medium, które wciąż ma mi do zaoferowania spory ładunek emocji i przypomina, że przede wszystkim jestem graczem, a dopiero potem redaktorem.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjeelectronic artsps4
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.