Wszyscy czytają recenzje gier
Nowe pokolenie nie przejmuje się recenzjami - mówi Nathan Lindberg, jeden z włodarzy firmy Curse, do której należą takie serwisy jak N4G (agregat newsów i materiałów o grach), Gamepedia czy Minecraft Forums w rozmowie z brytyjskim serwisem MCV.
Drastycznie zmieniają się nawyki konsumpcyjne, szczególnie w przypadku generacji Y (pokolenie z roczników 1982-2001 - przyp. mpiwo). Jej członkowie nie wchodzą na przekrojowe strony z wiadomościami, interesują ich społeczności, w których już uczestniczą ich znajomi. Nie oglądają telewizji, ale materiały wideo na żądanie i z pewnością nie przejmują się recenzjami - zamiast tego słuchają znajomych i innych graczy - roztacza dalej swoją wizję rzeczywistości Lindberg. Liczą się nowe formaty, takie jak "Let's Playe" na YouTube czy streamowanie rozgrywki na żywo za pomocą Twitcha i Ustream. Ciężko jest nie zgodzić się z wiceprezesem sprzedaży firmy Curse, powstaje coraz więcej nowych sposobów prezentowania treści i każdy może znaleźć coś dla siebie, choć zerojedynkowe spojrzenie na świat, w którym nie mogą jednocześnie istnieć usługi do transmitowania rozgrywki i recenzje tworzone przez redakcje jest dość naiwne, jeśli nie życzeniowe.
Sporo racji można znaleźć też w tych zdaniach: Nasza firma nie musi radzić sobie z kłopotami, jakie niosą ze sobą recenzje. Cieszymy się, że nie musimy w ogóle tym się przejmować, głównie ze względu na problematyczny charakter recenzji gier w relacjach z użytkownikami i reklamodawcami. I znów nie sposób z panem Lindbergiem się nie zgodzić. Recenzje niejednokrotnie są przyczynkiem do dyskusji z czytelniczkami i czytelniczkami, którzy nie zgadzają się z oceną, modelem krytyki, ilością gwiazdek czy nagłówkiem tekstu. Całkowicie zrozumiałe jest również to, że wydawcom czy producentom, czyli właśnie reklamodawcom, wielokrotnie nie w smak mogą być negatywne oceny ich gier. O ile łatwiej byłoby niczego nie oceniać, niczego nie kwestionować i niczemu się nie przyglądać. Zaoszczędzony czas moglibyśmy wykorzystać na wrzucanie większej ilości informacji prasowych "przeznaczonych do natychmiastowej publikacji", które przecież tak bardzo cenicie i lubicie.
W analizie pana Lindberga jest wiele myśli, z którymi ciężko się kłócić, bo byłoby to zaprzeczanie rzeczywistości. Wielu graczy przywiązuje się do swoich ulubionych gier i chce z nimi pozostać jak najdłużej, dyskutować z innymi graczami, dowiadywać się nowych rzeczy i wymieniać informacjami. Wielu graczy nie czyta recenzji w takich miejscach jak nasze, woląc słuchać tego, co mają do powiedzenia streamerze czy youtuberzy. A już w ogóle nowa generacja konsol, stawiająca na udostępnianie materiałów bezpośrednio z rozgrywki czy dzielenie się ze znajomymi swoimi wrażeniami na żywo, z pewnością zmieni sposób, w jaki opowiadamy o grach, zwiększy ilość głosów na ich temat, poszerzy grono komentatorów i odbiorców. I jest to piękne i wspaniałe. Nie rozumiem tylko, w jaki sposób miejscom takim jak fora o Minecrafcie czy strony dla esportowców przeszkadzają tradycyjne serwisy o grach. Opinie znajomych przy zakupie nowego tytułu są ważne, sam korzystam z tej taktyki przy wyborze książek, muzyki czy filmów, ale przecież ktoś musi być tym pierwszym znajomym, który daną produkcję kupi i właśnie takim osobom z pomocą idą te wstrętne, problematyczne recenzje. Bez nich pozostaje decydowanie się na podstawie zwiastunów i informacji prasowych, a to chyba nie jest za sprytne, prawda?
Może więc pozwólmy redakcjom wykonywać ich robotę, graczom na wybieranie kanałów komunikacji, które im odpowiadają, a wiceprezesom od sprzedaży na snucie wizji rzeczywistości. I rozsądzi nas historia.
P.S. Korzystając z okazji zachęcę was do poczytania, co mamy do powiedzenia na temat Killzone Shadow Fall, Need for Speed: Rivals czy Football Managera 2014, zanim zmiecie je z powierzchni sieci wiatr zmian zwiastujących erę szczęścia, w której już nikt nie będzie stał między konsumentami a producentami.