Wild Hearts - pierwsze wrażenia. Cholernie dobra gra, ale potrzebuje więcej serca
Mamo, możemy mieć Monster Huntera w domu? Mamy Monster Huntera w domu: Wild Hearts. Tak, od początku widać mnóstwo podobieństw pomiędzy tymi grami. Ale ten memiczny tekst tak naprawdę tu nie pasuje. Pokochałem Wild Hearts o wiele mocniej, niż Monster Huntera.
13.02.2023 | aktual.: 16.02.2023 15:36
Różnice między Monster Hunter a Wild Hearts można policzyć na palcach jednej ręki. Oczywiście nie dosłownie, ale pewne schematy powielono wręcz jeden do jednego. Animacje, ruch postaci, żywność zwiększająca statystyki, ogniska fragmenty fabularne, postaci, stylistyka... nawet główne miasto, Minato, wygląda jak Astera z Monster Hunter: World. Z kolei lokacje w których pokonujemy Kemono też dziwnie przypominały mi świat tamtej gry. Szkoda tylko, że kotki zamieniły się w kuliste roboty.
Za sobą mam już 26 godzin gry, a zaraz siadam do kolejnych. Opowiem wam, co jak dotąd sądzę o grze.
Naśladowanie jest najszczerszą formą pochlebstwa?
Jest tego dużo i ciężko temu zaprzeczyć. Czy jednak jest w tym coś złego? Nie! Świat inspirowany feudalną Japonią pełną potworów rodem z fantasy brzmi jak gotowy pomysł na grę. Koei Tecmo Games postarało się jednak, aby wyróżnić się trochę na tle Monster Huntera. W Wild Hearts znajdziecie system Karakuri - służy do walki, budowania czy obrony. Dziwaczny, na początku skomplikowany, ale z czasem staje się prosty i bardzo przydatny.
Karakuri umożliwia nam tworzenie przeróżnych broni, zapór defensywnych czy budowli. Odkrywanie kolejnych karakuri przynosi ogromną satysfakcję. Każde z nich ma specyficzne zastosowanie i każde kolejne może się przydać w walce z kemono. Nie licząc oczywiście tych użytkowych. Nie będę wam spoilować zabawy, więc więcej o nich nie napiszę.
Co kluczowe, karakuri powstały z myślą o nawiązaniu do feudalnej Japonii. I świetnie oddają stylistykę tych czasów. Wild Hearts i karakuri to taka japońska wersja steampunka.
Pełne akcji walki, a wręcz bitwy z kemono
Kemono to wielkie, potężne bestie. Jak sami twórcy przyznają, pomysł na nie powstał w wyniku poszukiwań tego, co ludzie najbardziej się boją. Stworzyli więc bestie i połączyli je z potężnymi siłami natury. Walki z nimi są naprawdę wymagające, ale podobnie jak w przypadku konkurencyjnego Monster Huntera, wystarczy wiedzieć, gdzie wycelować. I podobnie jak tam, pobita bestia zacznie przed nami uciekać, następnie wpadnie w furię i będzie zadawać więcej obrażeń. Satysfakcja z pokonania potężnego kemono jest nie do opisania.
Wild Hearts - bronie i ich cudowne drzewka
W świecie Wild Hearts jest 8 typów broni. Na początku możemy skorzystać z pięciu, a kolejne trzy odblokowujemy później. Chociaż ostatnia z nich to w praktyce pięć różnych broni. Wśród nich znajdą się łatwiejsze w obsłudze, takie jak Karakuri Katana, Nodachi czy Obuch. Jednakże, czasami typ broni też będzie mieć znaczenie, więc wypada nauczyć się obsługi co najmniej kilku, a najlepiej wszystkich. W tym pomaga nam treningowy misiek, który zadba o to, abyśmy poznali każdy cios. A niektóre combo wcale nie są takie łatwe!
Wykonanie combo to część roboty. Trzeba jeszcze wiedzieć, jak rozwinąć daną broń. Tak, rozwinąć, bowiem każda z nich ma drzewko rozwoju. I to jest świetne. Zamiast tworzyć milion broni, potem je usuwać, chować czy cokolwiek robić, mamy np. 5 różnych broni, które rozwijamy na inny sposób. Tu ogromny plus dla twórców, taki system rozwoju broni jest bardzo przejrzysty.
Czy twój PC da radę pokonać Wild Hearts?
Ku memu zaskoczeniu, miałem problemy z wydajnością w Wild Hearts. Mój PC z GeForce RTX 3070 i AMD Ryzen 7 5800X nieraz krztusił się podczas gry, chociaż dla wielu graczy standardowe 60 klatek pewnie jest wystarczające. Tyle z łatwością osiągałem, jednak czasami zdarzyła się mniejsza czy większa przycinka, nigdy jednak nie utrudniło mi to walki z kemono, więc jedynie to kwestia rozmywającego się ekranu.
W opcjach miałem ustawione Full HD i preset "wysokie". Wyłączyłem jedynie rozmycie w tle, którego nie znoszę. A także synchronizację pionową, z którą mam podobne spięcia. Ewidentnie brakuje tu obsługi Nvidia DLSS, co mam nadzieję zmieni się w przyszłości.
Wild Hearts - postacie i główny bohater
Nasz protagonista stanowi sporą niewiadomą. Wiemy tylko, że jest łowcą i przybył z nieznanych dla mieszkańców Minato ziem. W trakcie gry dowiemy się o nim więcej poprzez rozmowy... z innymi postaciami. Wśród ważniejszych, należy wymienić: Natsume, Ujishige, Nobumitsu, Toga-hime, Yataro, Kogyoku, Suzuran, Tamakazurę i Mujinę.
Polska wersja językowa!
Wspaniała wersja językowa. Oczywiście tylko pisana, bo dialogi pozostają angielsko-japońskie, ale napisy robią robotę. Trzeba przyznać, że tłumacze postarali się nie tylko oddać charakter gry, ale też dobrać słowa tak, aby łatwo można było zrozumieć, o co chodzi w grze. Przyznaję, że w angielskiej wersji byłoby mi zdecydowanie trudniej grać. Świat Wild Hearts jest dość tajemniczy, więc tłumaczenie na polski znacząco poprawia komfort.
Gra nastawiona na multiplayer, ale nieco w antycznej formie
Kiedy 10 lat temu Peter Moore mówił o podejściu Electronic Arts do gier offline, cała branża odebrała to po swojemu. Wówczas firma miała robić gry nastawione na "online", chociaż zupełnie nie o to chodziło w jego stwierdzeniu. Teraz faktycznie w jej ofercie znajdziemy głównie tytuły oparte głównie na multiplayerze. I Wild Hearts wydaje się do nich należeć, chociaż ten tryb wydaje się mieć tutaj sporo wad.
Dostęp do wcześniejszej gry nie miało zbyt wielu dziennikarzy i twórców, więc o rozsądnych warunkach trybu wieloosobowego ciężko mi mówić, ale pewne rzeczy można skrytykować już w tym momencie. Przez 26 godzin spotkałem jedynie czterech dziennikarzy: z Francji, Włoch, Japonii i prawdopodobnie z USA. Przede wszystkim nie podoba mi się sposób, w jaki możemy łączyć się z graczami. Są dwie opcje: tworzenie sesji przy ognisku i wołanie o pomoc po rozpoczęciu walki z kemono.
Obecnie znane mi popularne gry opierające się na multiplayerze kładą spory nacisk na tworzenie społeczności, skupisk graczy czy klanów. Tutaj, przynajmniej póki co, tego nie ma. Możemy znaleźć "przyjaciół" w grze, jeśli dodamy ich w aplikacji EA. To istnie toporna droga i eksperci od UI powinni zastanowić się nad zmianą zawodu. Rozwijanie gry skupionej na wieloosobowej walce bez rozwoju funkcji społecznościowych to pomyłka.
A jednak Wild Hearts ma opierać się na multiplayerze, ale jak widać głównie przypadkowym. Gra dobierze nam sojuszników, albo dołączy do nas ktoś, kto szuka walki z podobnym kemono. I pewnie nieraz przyda nam się pomoc innego łowcy, bowiem bosy z 4 gwiazdkami wzwyż są już solidnym wyzwaniem w pojedynkę. A widziałem na własne oczy, że gracze nie radzili sobie z kemono pierwszego czy drugiego poziomu.
I już w tym momencie wydaje mi się, że matchmaking trochę kuleje.
Więcej znajdziecie w pełnej recenzji, która ukaże się w późniejszym terminie. Klucz do gry dostarczył nam jej wydawca, Electronic Arts. Graliśmy w wersję na PC.
- Polska wersja językowa
- Wciągające, pełne zwrotów akcji bitwy z kemono
- Bardzo udany system karakuri
- Japoński sznyt, feudalna Japonia
- Muzyka
- Ładny design broni i ogromne drzewko rozwoju
- Fabuła dość przewidywalna
- Prawie jak Monster Hunter
- Brak DLSS
Arkadiusz Stando, redaktor prowadzący Polygamii