Tytuł gra ma dość długi i nie zdziwiłbym się, gdyby większość spośród Was z niczym go nie skojarzyła. Zwłaszcza młodsi gracze mogą nie pamiętać kultowego filmu animowanego Strzyżenie owiec albo rewelacyjnych Wściekłych gaci. Co, rzeczywiście nie pamiętają? Już przypominam: była to opowieść o pingwinie, który zszedł na drogę zła i wykorzystując nieuwagę roztrzepanego naukowca przygotował perfekcyjny z pozoru plan włamania. Oczywiście plan ów miał jedną lukę i nie uwzględniał tak zwanych warunków brzegowych, ale... po szczegóły odsyłam do filmu. Dla celów niniejszej zapowiedzi istotna jest inna informacja. Otóż obie te produkcje łączyła niezwykła technika animacji - wszystkie postacie wykonano bowiem z plasteliny, oraz osoba zakręconego pana Wallace. Gdyby nie pies Gromit, facet nie poradziłby sobie w życiu.
W tym roku do kin trafi pierwszy pełnometrażowy film o duecie Wallace-Gromit. Prace nad nim trwały pięć lat; w tym czasie animatorzy ze studia Aardman Animations wykonali kilkanaście tysięcy plastikowych obiektów, marnując kilkadziesiąt ton surowca. Ich żony skarżyły się podobno, że przychodzili do domu z kolorowymi glutami pod paznokciami, ale historię tę można chyba uznać za radosną twórczość działu marketingu. Fakt pozostaje jednak faktem - lada dzień na wielki ekran wskoczy Wallace & Gromit: The Curse of the Were-Rabbit, a towarzyszyć mu będzie gra konsolowa pod tym samym tytułem. Program dość wiernie trzyma się fabuły filmu. Oto w rodzinnym mieście Wallace'a i Gromita odbywa się doroczny Turniej Wielkiego Warzywa. Na miejsce ściągają najlepsi wystawcy z całego kraju, właściciele stukilogramowych dyń i dorodnych kabaczków wielkości ciężarówki. Pojawiają się też hodowcy truskawek o rozmiarach perskiego kota i specjaliści od gigantycznych marchewek. Niestety, tuż przed rozpoczęciem imprezy w okolicy pojawia się stado królików, które zaczyna pożerać zgromadzone okazy wystawowe. W nocy zwierzaki te zamieniają się w królikołaki, które stanowią jeszcze większe zagrożenie. Mer miasta wzywa na pomoc Wallace'a, ten zaś zabiera z sobą swojego psa. Będzie to okazja do wielu zakręconych żartów rodem z komedii slapstickowych, akcji przypominającej swym tempem scenariusze filmów sensacyjnych oraz paru zagadek, które ku zaskoczeniu wszystkich rozwiąże Wallace... przepraszam, Gromit.
Sama gra przypominać ma wcześniejsze dzieło stworzone na podstawie filmu Aardman Animations, zręcznościówkę Chicken Run. Gracz pokieruje trzema postaciami, ciapciakowatym, lecz pomysłowym naukowcem Wallace’m, łagodnie usposobionym psem Gromitem oraz zaprzyjaźnionym z nimi królikiem o imieniu Hutch. Zwiedzając kolejne poziomy bohaterowie (obserwowani z pozycji TPP) będą biegać i skakać, a także unikać niebezpiecznych przeciwników. Znajdą też masę przedmiotów, które Wallace przerobi w przydatne, nieraz bardzo zaskakujące wynalazki. Jednym z pierwszych będzie odkurzacz przystosowany do zasysania królików i tylko królików. Kolejnym stanie się bun gun, specjalny pistolet przechwytujący owe zwierzęta i pozwalający je wystrzelić bezpośrednio do tuby wspomnianego odkurzacza.
W chwili obecnej Wallace & Gromit: The Curse of the Were-Rabbit robi bardzo przyzwoite wrażenie. Kolorowa grafika trzyma klimat filmu, postacie wyglądają sympatycznie i są świetnie animowane. Zadania i zagadki stoją na dość wysokim poziomie, chociaż trudno nazwać je trudnymi - w grę będą też grały dzieci. Całość ma pojawić się w sklepach jeszcze w październiku. A film? Lada moment!