Kiedy wchodzisz na rynek z nową marką, nigdy nie wiesz czego się spodziewać. Liczysz na najlepsze i boisz się najgorszego. Tak jest, chociaż wiem jak utarcie to brzmi.
Pamiętam, kiedy wybieraliśmy się na E3 i mówiłem do Bruce’a Starleya, „wydaje mi się, że zostanie źle przyjęta”. Rozumiem sukces serii Uncharted. Towarzyszy jej to uczucie, które związane jest też z wysokobudżetowymi filmami, wydawanymi latem. Ma wszystkie walory spektakularności. A my przyszliśmy z czymś, co ma zupełnie inną wartość. Jest bardziej kameralne, intymne. Ma dłuższe momenty bez wartkiej akcji i nie miałem pojęcia, jak zareagują na nie gracze.
Twórcy uznali jednak, że pozytywny odbiór być może nie jest kwestią najważniejszą. Chcieli przede wszystkim, by gra, którą tworzą, była inna niż znajdujące się na rynku. Chcieli stworzyć grę, w którą sami chcieliby grać. Czy takie podejście się opłacało? W przypadku The Last of Us ciężko jest mówić o chłodnym przyjęciu. Jest jedną z najlepiej ocenianych gier roku 2013 (spójrzcie tylko na jej wyniki na serwisie Metacritic). Dodatkowo jest jedną z najszybciej sprzedających się gier na PlayStation 3.Forge of Empires poprowadź swoje plemię przez epoki