Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Sam Fisher lecący na nas z nieba, na chwilę przed otwarciem spadochronu! Tym razem bowiem nasz ulubiony szpieg pokosztuje sportów ekstremalnych - skydivingu, nurkowania i schylania się po mydło pod prysznicem w więzieniu o zaostrzonym rygorze...
Zapewne już słyszeliście (nie bylibyście fanami Splinter Cell gdybyście nie słyszeli), że Sam tym razem trafi za kratki. I dobrze słyszeliście, bo właśnie tak się stanie - nasz do tej pory nieskazitelny bohater pójdzie siedzieć i to za całkiem konkretną rzecz. Mianowicie, Fisher stanie się wrogiem publicznym numer jeden z powodu serii zuchwałych napadów na banki, dokonanych samodzielnie i bezczelnie w biały dzień, bez skrupułów i jakiegokolwiek wahania. Tak, dobrze słyszeliście, Sam zamieni się w Bonnie i Clyde'a, tylko że bez Bonnie - bo Bonnie nie żyje. A właściwie nie Bonnie, tylko znana nam z poprzednich gier córka Fishera, która wkrótce po wydarzeniach z Chaos Theory uległa śmiertelnemu wypadkowi samochodowemu.
Nasz superszpieg załamał się po tym ciosie, wziął sobie naprawdę długi urlop, regularnie odwiedzał psychoanalityka, topił smutki w butelce - znamy to, z różnych filmów chociażby. I wtedy Lambert, szef jego z Trzeciego Eszelonu, zwrócił się do Sama z bardzo nietypową prośbą, można rzec nawet, że z propozycją niemoralną. Otóż oficjalnie miał Fisher zostać zwolniony z NSA, a potem przemienić się w opętanego bandziora, który po kilkunastu napadach na banki zostanie schwytany i osadzony w więzieniu. Tamże ma nawiązać kontakt z członkami grupy bardzo, bardzo niebezpiecznych wywrotowców-terrorystów i po, oczywiście bardzo śmiałej, ucieczce z więzienia przystać do nich, mając takie "bankowe" referencje. A potem niczym Konrad Wallenrod, jak prawdziwy podwójny agent, ma rozwalić ową organizację od środka. Bo tak naprawdę nadal pracował będzie dla NSA i Lamberta...
Proste? Proste. Ale tylko w teorii, bo w praktyce to najtrudniejsza część serii Splinter Cell. I to nie dlatego, że Sam pozbawiony będzie w większości misji swoich superaśnych gadżetów, że nie będzie miał bezpośredniego połączenia z zespołem z Trzeciego Eszelonu, ani też swojego seksownego lateksowego wdzianka, które go tak pięknie maskuje w każdym, choćby i najbardziej lichym cieniu. Nie dlatego też, że gity w pace będą mu chciały skuć buźkę za sam wygląd, a przeszkodzi im w tym jedynie wybuch buntu osadzonych. Nie dlatego też, że bądź co bądź nie pierwszej młodości szpieg będzie musiał dokonywać podniebnych ewolucji i nurkować także wyczynowo na meksykańskiej Riwierze. Nie, nie dlatego.
Trudności sprawią też nowi wrogowie, czyli JBA, organizacja knująca, planująca i spiskująca... no, nie wiadomo dokładnie w jakim celu, bo tego właśnie ma się Fisher dowiedzieć. Ale to nie oni sprawią, że gra będzie trudna - bo gwoździem programu będą tu wybory. Wiem, wiem, złapaliście się za głowę i znów nie możecie zrozumieć dlaczego PiS wygrał - ale nie o takie wybory tutaj nam chodzi.