The Bureau: XCOM Declassified - pierwsze wrażenia

The Bureau: XCOM Declassified - pierwsze wrażenia

Dominik Gąska

Z taktycznymi grami akcji jest trochę jak z tą świnką morską ze starego dowcipu. Rzadko kiedy faktycznie jakiekolwiek dowodzenie oddziałem wchodzi tu w grę. „Taktyczne” miało być (świetne skądinąd) Spec Ops: The Line. „Taktyczny” miał być Mass Effect 3. Koniec końców zawsze kończyło się to na biegnięciu do przodu i pozostawieniu innych członków oddziału samym sobie, ewentualnie wydaniu od czasu do czasu prostego rozkazu. The Bureau: XCOM Declassified może to zmienić. A podziękować trzeba będzie zeszłorocznemu, genialnemu, turowemu XCOM-owi od Firaxis.

Interesująco się to zresztą potoczyło. Początkowo wydawało się, że tamten XCOM powstał tylko po to, by uspokoić fanów oryginału, rozczarowanych zręcznościowym kierunkiem, jaki wyznaczyło dla serii 2K. Okrętem flagowym ciągle miał być FPS. To własnoręczne strzelanie do ufoków miało wprowadzić klasyczną serię w XXI wiek, przemieszczanie żołnierzyków po planszy z kwadratów miało mu tylko utorować drogę wśród być może nielicznej, ale głośnej i wygadanej grupy fanów. Ich opinia zawsze się liczyła. Ale nagle przyszedł sukces, liczne wyróżnienia dla gry roku, pozytywny szum i przekazywane między samymi graczami, pod stołami, na karteczkach i w cichych szeptach; i każdy mówił ej stary, widziałeś tego nowego XCOM-a, dobra gra to jest!. Taki wizerunek jest nie do przecenienia.

No i sytuacja się odwróciła. Wiatr zmienił kierunek. Nagle flagowy XCOM zmienił się w zręcznościowy dodatek do mniejszego, jak myśleliśmy jeszcze niedawno, brata. Zwyciężyło dobro. I możemy doczekać się pierwszej porządnej taktycznej gry akcji od lat.

To co pierwsze zwraca uwagę w The Bureau: XCOM Declassified to jak wiele pod względem wizualnym i koncepcyjnym czerpie ta gra z produkcji Firaxis. Niby mamy tu do czynienia (jak rozumiem) z jakąś alternatywną wersją historii, w której XCOM powstaje we wczesnych latach 60. jako element przygotowań do ewentualnej wojny USA ze Związkiem Radzieckim. Ale jednocześnie wszystko wygląda tu tak podobnie. Kiedy pierwszy raz zjeżdżamy windą do podziemnego kompleksu, przechadzamy się po centrum dowodzenia, schodzimy do laboratoriów czy zbrojowni, to czujemy się, jakby ktoś wetknął nas w sam środek widoku bazy w turowym XCOM: Enemy Unknown. Projekty ufoków, chociaż nieco zmienione, są bardzo dobrze rozpoznawalne. O, Sectoid. O, Muton. O, przemieszczająca się szybko czarna maź. A nie, to zostało ze skasowanego FPS-a. Nie wszystko można wyrzucić.

Podobne wrażenie utrzymuje się podczas samych misji. W to się nie da grać jak w kolejną strzelankę. Trochę to jest oszustwo, osiągnięte środkami takimi jak „nasi towarzysze broni są nieco upośledzeni i trzeba im mówić co mają robić” oraz „są celniejsi i zadają więcej obrażeń, jak ręcznie wybierzemy im cel”, ale działa. Bo dzięki temu dowodzenie dwuosobowym oddziałem przynajmniej się „opłaca”. Wiemy, że gra jest warta świeczki. A zrobione jest to zaskakująco sprawnie. Włączamy koło dowodzenia, czas spowalnia do żółwiego tempa i możemy nie tylko wskazywać naszym żołnierzom cele, używać ich zdolności specjalnych, ale wręcz pokazywać im konkretne miejsca na planszy, w które mają się udać. I to nie za pomocą celownika, jak we wspomnianych na wstępie grach, co jest słabe i nigdy nie działa. Możemy normalnie, jak człowiek, przemieszczać po planszy „kursor” i precyzyjnie wskazać osłonę, za którą ma się człowiek schować. Nawet widzimy, czy czeka go za nią ostrzał i skąd. Jak wybieramy wrogów, widzimy procentowo ich stopień odsłonięcia, widzimy czy są oflankowani albo za silną osłoną i czujemy się jak dowódca rzucony w sam środek boju ze swoimi podkomendnymi.

Do tego umieranie. Rzecz jasna umieranie. Nie byłoby XCOM-a bez umierania, przypadkowego, desperackiego, pod ogniem przeważających sił wroga. Podobnie jak w zeszłorocznej wersji taktycznej, zdarzają się tu piękne momenty. Bo po śmierci jednego z żołnierzy mamy jakieś 10-15 sekund na jego ocucenie, po czym ginie on bezpowrotnie (przynajmniej na poziomie trudności, który w tej wersji zaproponowany był jako domyślny, trzecim z czterech – weteran). I zdarza się tak, że jeden pada, więc rozkazujemy drugiemu, by pobiegł w stronę wrogów, odwrócić ich uwagę, a sami biegniemy na platformę, gdzie kona towarzysz i kosimy po drodze trzech ufoków, w biegu, strzelając im w twarz, bo nie ma czasu na chowanie się. Nie powinno, ale udaje się, jakoś, cudem, przeżywamy i my, i nasz pomocnik wysłany tylko po to, by ściągnąć na siebie część ognia. Ale okazuje się, że jest już za późno. I cały ten heroizm poszedł na nic. Nie byłoby XCOM-a bez heroizmu, który idzie na nic.

Początki bywają trudne, jako czysta strzelanka The Bureau: XCOM Declassified nie pozostawia zbyt dobrego wrażenia, bronie nie mają tu należytego kopa, wszystko jest jakby przytłumione, zdystansowane. Nabiera to sensu, kiedy zaczynamy rozumieć i wykorzystywać element taktyczny. Ta gra nie chce, byśmy traktowali ją jako strzelankę. Przekonacie się o tym, kiedy po raz pierwszy zabraknie wam amunicji (a zabraknie!) i pozostanie już tylko bieganie po planszy, dowodzenie towarzyszami, odciąganie z ich pomocą nieprzyjaciół, by znaleźć potrzebne naboje. I odkryjecie prostą zdolność komandosa, polegającą na sprowokowaniu wroga do ruszenia w jego kierunku. Gra wprowadza swoje taktyczne elementy w taki nieskomplikowany sposób, oczywistymi zdolnościami postaci, których zastosowanie na polu bitwy nie nastręcza trudności, a daje satysfakcję.

Przede wszystkim jednak The Bureau: XCOM Declassified po pierwszym kontakcie zapowiada się na kolejną grę o desperackiej obronie, o walce skazanej na porażkę, o wygrywaniu wbrew prawdopodobieństwu i pamiętnych akcjach, które podejmujemy będąc już pewnymi porażki, a które jakimś sposobem dają nam zwycięstwo. Zeszłoroczna gra Firaxis pozwalała nam poczuć siłę inwazji obcych jako dowódca wysokiego szczebla, któremu powoli leciały z rąk wszystkie atuty, a który mimo tego starał się sklecić jakąś obronę. Tegoroczna produkcja 2K Marin może się okazać jej idealnym uzupełnieniem, w którym przekonamy się, że na ziemi, w ogniu walki, jest tak naprawdę tak samo. Zmienia się tylko skala. Porażka jest nieunikniona. Można tylko minimalizować straty.

To o wiele ciekawsze od po prostu zwyciężania.Forge of Empires poprowadź swoje plemię przez epoki

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
ZANIM WYJDZIESZ... NIE PRZEGAP TEGO, CO CZYTAJĄ INNI! 👇