Trzeci film. Trzecia gra. Jeden Arnold Schwarzenegger. A właściwie też trzeci. Pierwszy to austriacki mięśniak, mistrz świata kulturystów z któregoś tam roku. Drugi to hollywoodzki aktor, zaczynający karierę od wielce zabawnej kiszki Herkules w Nowym Jorku. Trzeci to polityk, gubernator stanu Kalifornia, i kto wie, czy nie przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych. Więc mamy trzy trójki. 333. Czy to coś znaczy? Nic. Ale gdyby to pomnożyć przez dwa, a to już druga moja zapowiedź gry opartej o film Terminator 3: Bunt Maszyn, to wyjdzie nam sześćset sześćdziesiąt i sześć. 666. Liczba Bestii. Tylko jak to się ma do gry Terminator 3: Redemption? Nijak, rzecz jasna, chyba że jest ona dziełem Szatana i ma szerzyć subtelne zło w umysłach posiadaczy konsoli PS2. Ale to mało prawdopodobne. Już prędzej tworem Złego jest taki Manhunt...
To się nazywa wyciskanie ostatnich soków z licencji. Atari (nazwa mi obmierzła z racji tego, że swego czasu posiadałem Commodore c64) widać nie zarobiło jeszcze wystarczająco dużo, skoro pokusiło się o stworzenie jeszcze jednej gry opartej o trzecią część przygód sympatycznego robota-mordercy-z-przyszłości. I, paradoksalnie, tym razem może się okazać, że gierka jest nawet dobra. O poprzednich dwóch tytułach można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że były dobre. No, ale czym się będzie to Redemption różniło od swych poprzedników? Zaraz Wam to wyłuszczę, jeśli łaska.
Po najpierwsiejsze zatem – gra, owszem, oparta jest na filmie, ale nie w tak wielkim stopniu jak tamte dwa tytuły. Scen „kinowych” będzie sporo, ale większość gry to wątki w Buncie Maszyn pominięte bądź zgoła nieobecne. Akcja rozpoczyna się w mrocznej przyszłości, gdzie to ruch oporu pod wodzą Johna Connora i jego kobiety walczy jak może z wszechwładnym i paskudnym wielce komputerem SkyNetem i jego armią maszyn złych i podłych (ale nie tak złych i podłych jak agent Smith z Matrixa). Po tym pierwszym epizodzie przeniesiemy się w coś w rodzaju teraźniejszości (tej znanej z filmu), w której będziemy musieli bronić Connora przed niebrzydką, choć zimną jak stal lalunią T-X. W tych dwóch pierwszych częściach gry możemy się spodziewać nawiązań do kinowego hitu właśnie, scen z niego wziętych i krótkich wstawek filmowych zapożyczonych z niego. Trzecia część jednakowoż to podróż do innej, o wiele mroczniejszej wersji przyszłości, w której Connor został zabity przez T-X i SkyNet jest niepodzielnym władcą Ziemi. Nie wiadomo jeszcze dokładnie, co będzie w ostatnim, czwartym epizodzie gry, ale podejrzewam, że możemy liczyć na jakiś happy end, czy coś w ten deseń.
Podczas zabawy, rzecz jasna, od początku do końca kierować będziemy poczynaniami naszego gubernatora. Głosu i wyglądu postaci z gry użyczył oczywiście sam Arnie, o czym też naocznie możemy się przekonać przy pomocy screenów. Będziemy zatem terminatorem. I to prawdziwym terminatorem, z całą jego siłą i wytrzymałością, które to zademonstruje nam Arnie, tfu, T800 wielokrotnie przy pomocy specjalnych ruchów. Ruchy te różne będą, a ich wykonanie zależeć ma od naciśnięcia odpowiedniego klawisza w odpowiednim momencie. Jeżeli uda nam się to odpowiednio zgrać, to nasz robot wykona jakąś ewolucję w stylu złapania przelatującego śmigłowca, czy też zatrzymania rozpędzonego samochodu gołymi rękami tudzież wykona jakiś inny ponadnaturalny popis.
Ciekawa jest sama koncepcja gry. Otóż nie będzie to ani typowe FPP ani TPP, a raczej mieszanka gatunków z naciskiem położonym na element do tej pory niezbyt w grach „terminatorowych” doceniany, za to bardzo lubiany przez graczy. Chodzi mianowicie o rozbijanie się pojazdami maści wszelakiej. Autorzy z Paradigm stwierdzili, że dobrze będzie, jeżeli przeszło połowa gry odbywać się będzie „na kółkach” (lub ich futurystycznych odpowiednikach). Pojeździmy sobie wozami współczesnymi, polatamy śmigłowcami, pośmigamy poduszkowcami albo też potoczymy się zrobotyzowanymi czołgami, oczywiście często-gęsto strzelając do wszystkiego co się rusza i na drzewo nie ucieka. Nie cała gra składać się będzie z dynamicznych pościgów i ucieczek jednakowoż. Pozostała jej część podzielona jest po równo między zwykłą nawalankę w trybie widoku z trzeciej osoby oraz typowo zręcznościowe sekwencje, w których obsługiwać będziemy jakieś mniej lub bardziej szybkostrzelne narzędzie zagłady, za pomocą którego da się pięknie kosić poddanych miłościwie im panującego SkyNet. Prawda, że brzmi nieźle? Tego jeszcze nie było – T800 prujący jakimś gruchotem poprzez zrujnowane miasta przyszłości i biorący „na zderzak” swych ekskolegów androidów.
Graficznie nie będzie to wyglądało źle, ale jakoś specjalnie fantastycznie też nie. Panowie z Paradigm wykorzystują swój własny engine, który możliwości ma spore, ale nie aż takie wielkie, jak dajmy na to silnik stojący za Killzone. Ale ujdzie. Co do dźwięku - nie wiemy zbyt wiele prócz tego, że nasz terminator będzie rzucał różne krzywe teksty głosem Arnolda, i to na nasze życzenie (czyli po naciśnięciu odpowiedniego przycisku na padzie).
Z taką pewną nieśmiałością wypada mi stwierdzić ostrożnie, że może to być najlepsza gierka oparta o „terminatorową” tematykę, jaka do tej pory powstała. Rzecz jasna, mylić się mogę, ale jak na razie wydaje się, że w końcu można będzie sobie pograć jak człowiek, bez żenady i wstrętu. Czego Wam życzę z całego serca, a przy okazji też smacznego jajka i mokrego dyngusa...