Szlifowany kamień milowy, czyli po co mi SoulCalibur II HD Online
Szlifowany kamień milowy, czyli po co mi SoulCalibur II HD Online
Kompilacja bijatyk Darkstalkers: Resurrection sprzedała się mocno poniżej oczekiwań, a ponadto przedstawiciel wydawcy przyznał, że jego firma prawdopodobnie przesadziła z ilością wypuszczanych remasterów HD, i pora przystopować tę maszynkę. Czy Namco Bandai ze swoim SoulCalibur II HD Online również będzie liczyć straty?
Szczerze mówiąc, jest mi to całkiem obojętne. Projekt SoulCalibur II HD Online nie był przeze mnie ani szczególnie wyczekiwany, ani tym bardziej pożądany. Bo chociaż nie mam nic przeciwko remasterom HD pokroju Hitman HD Trilogy czy Ico & Shadow of the Colossus, tak do odświeżanych bijatyk podchodzę z nieufnością.
Pomijając system walki, w mordobiciach potrzebuję płynnej animacji. Fajerwerki i ładne tła są oczywiście mile widziane, podobnie jak rysunkowa oprawa we wspomnianych Darkstalkerach, jednak po dłuższym obcowaniu z ulubioną bijatyką, gracz i tak nie zwraca większej uwagi na szczegóły, które otaczają hitboksy. Mając to na uwadze, uruchomiłem kod recenzencki SoulCalibur II HD Online i wsiąkłem. Ale wyłącznie dlatego, że to w dalszym ciągu stary i dobry Soulcalibur II.
Znawcom tematu, tudzież posiadaczom jednej z trzech konsol ówczesnej generacji, nie trzeba tłumaczyć, jak ważny był Soulcalibur II przed dziesięcioma laty. Kontynuacja hitu z Dreamcasta (i automatów, rzecz jasna) zaatakowała zarówno PlayStation 2, Xboksa i GameCube'a, dedykując unikatową postać każdej platformie. Nintendo dostało władającego mieczem Linka, fani Sony przywitali Heihachiego z Tekkena, zaś posiadacze pierwszego Xboksa mogli poszaleć komiksowym Spawnem. Na marginesie, do wersji HD nie załapał się Link. Dodanie tych postaci było jednak drobnostką w porównaniu z systemem walki, w którym zakochali się fani bijatyk. Szczególnie ci wzdychający do trzeciego wymiaru i broni białej.
Dziesięć lat później jedna z najlepszych bijatyk w dziejach (ktoś się ze mną nie zgodzi?) doczekała się wizualnej renowacji i dodania jednego, dosyć kluczowego w dzisiejszych czasach trybu. Bez możliwości grania po sieci SoulCalibur II HD Online byłby zaledwie ładnym i płynnym przypomnieniem kamienia milowego w historii gatunku. Tytułowe Online robi więc sporą różnicę, umożliwiając toczenie pojedynków z zawodnikami teoretycznie z całego świata. W praktyce lepiej jest jednak trzymać się własnego, krajowego podwórka. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by wyzwać na pojedynek mistrza z Japonii czy zza Oceanu, pod warunkiem, że nie mamy nic przeciwko występującym problemom z połączeniem.
SoulCalibur II HD Online jest naprawdę ładnie odnowiony, płynny i daje poszaleć po sieci. Czy to wystarcza, by odłożyć leciwą konsolę z płytowym wydaniem pierwowzoru sprzed dekady, i uśmiechnąć się do cyfrowego egzemplarza? W moim przekonaniu nie. Grając solo lub z przeciwnikiem na kanapie nie potrzebuję tytułowego dodatku, ponadto próby zdziałania czegoś po sieci w innych bijatykach nauczyły mnie dwóch rzeczy: 1) to nie miejsce dla niedzielnych fanów bijatyk; 2) zbyt często trzeba się liczyć z loterią (połączenie albo się zerwie, albo się nie zerwie). Inna sprawa, że z bólem serca zapłaciłbym 79 złotych za plik, który (bez kilku drobiazgów) mam już na płycie w plastikowym pudełku.
Nie wiem, czy Namco Bandai dobrze wyjdzie na wypuszczeniu SoulCalibur II HD Online, ale warto pamiętać, że to być może ostatni „normalny” SoulCalibur. Przynajmniej na najbliższe lata. W kolejce do wydania czeka bowiem Soul Calibur: Lost Swords, czyli kolejny po Tekkenie Revolution eksperyment ze świata free to play. Na dodatek taki, który skupia się wyłącznie na walce z botami.
Coś niepokojącego dzieje się z gatunkiem bijatyk, więc tym bardziej warto wracać do klasyki. W moim przypadku będzie to wędrówka w kierunku półki z grami i wyciągnięcie kilku/kilkunastoletniej płyty. Tekstury w wysokiej rozdzielczości nie są mi potrzebne.