Szara rewolucja – wspomnienie pierwszego PlayStation
Szara rewolucja – wspomnienie pierwszego PlayStation
PlayStation. Konsola z przypadku, która wywindowała Sony na sam szczyt konsolowego Mount Everest. Niepozorne szare pudełko, ustawione na linii frontu wieloletniej wojny branżowych weteranów: Segi i Nintendo. Jeden z kilku proroków nowego standardu, ale pierwszy, którego wysłuchano. I najchętniej piracona konsola w historii Polski od czasów Pegazusa.
Różnie można spoglądać na dziecko Sony z 1994 roku, ale pod jakim kątem byśmy nie patrzyli, ocena PlayStation będzie podobna. „Szaraczek”, jak mawiało moje pokolenie w połowie lat 90., wprowadził przełom do świata gier wideo, zdominowanego przez dwóch gigantów. Kiedy Nintendo siedziało w swoim okopie z armią grzybów i hydraulików, a Sega dozbrajała niebieskiego jeża i Wirtualnych wojowników, Sony nadjechało z Wunderwaffe. Sprzętem, który okazał się być nieporównywalnie łatwiejszy w okiełznaniu przez developerów niż platformy konkurencji. Dostarczenie „źródła rozrywki dla całej rodziny” przestało być domeną Nintendo. I co najważniejsze, Sony wymyśliło nowy sposób na osiągnięcie tego celu.
Historia współpracy Sony i Nintendo jest powszechnie znana, ale przypomnijmy, że firma hydraulika nosiła się z zamiarem opracowania systemu z napędem CD już w 1986 roku. Potentat branży gier wideo zawarł z czasem umowę z wiodącym producentem domowej elektroniki, która miała zaowocować dostarczeniem wspomnianego napędu do konsoli SNES. Wszystko było na dobrej drodze do osiągnięcia przełomu i porzucenia przez Nintendo ograniczonych kartridżów, powstawały stosowne prototypy (jeden z nich przyjął nazwę Play Station), jednak w pewnym momencie Nintendo odwróciło się od Sony w stronę Philipsa. Po latach wiemy, że była to jedna z najgorszych decyzji podjętych przez władze japońskiego producenta konsol i gier. Po pierwsze, SNES-CD nigdy nie powstał, a po drugie i najważniejsze, na rynek wkroczył nowy gracz.
PlayStation debiutujące w Japonii w 1994 roku (rok później na Zachodzie) nie miało kompleksów względem starszych kolegów. Konsola stworzona z myślą o rozbudowanych, trójwymiarowych grach wyróżniała się na tle konkurencji, która nie do końca potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nintendo 64 zachwycało trójwymiarową grafiką (Super Mario 64, Turok), jednak ograniczenia stawiane przez nośnik z poprzedniej epoki szybko dały się we znaki. Sega ze swoim Saturnem bała się z kolei wypaść blado na tle bardziej zaawansowanego dziecka Sony. Jak się powszechnie uważa, Saturn, którego pierwotna konstrukcja zakładała użycie pojedynczego CPU, skończył z dwoma CPU i sześcioma innymi procesorami. Jak to się odbiło na liczbie pisanych na tę konsolę gier – chyba nie muszę przypominać.
Beniaminek Sony okazał się być czarnym koniem, który z łatwością przegonił konkurencję piątej generacji. PlayStation trafiło do przeszło 100 milionów klientów z całego świata (Nintendo 64 – ok. 32 miliony, Sega Saturn – niespełna 10 milionów) i wyznaczyło swojemu producentowi drogę, po której kroczy do dziś. Oczywistą przewagą dziecka Sony była konstrukcja samej konsoli i możliwości, jakie były z tym związane, jednak to nie zaawansowana technologia stoi za sukcesem w świecie gier wideo, o czym przekonał się nie jeden producent. PlayStation było przede wszystkim atrakcyjne z powodu liczby i zróżnicowania dostępnych gier.
Każdy gracz zasiadający do PlayStation mógł liczyć na to, że znajdzie coś dla siebie. Wyścigi, symulatory, bijatyki (przede wszystkim 3D), platformówki, przygodówki czy nawet strategie wykorzystujące myszkę. Każdy gatunek mógł się pochwalić bogatą reprezentacją, czego nie można powiedzieć o maszynach konkurencji. Co więcej, to właśnie PlayStation zaznajomiło wielu graczy z takimi zjawiskami jak JRPG czy survival horror. Oczywiście można uznać, że domem najlepszych JRPG był wcześniejszy SNES, jednak nie zapominajmy, że era 16 bitów ominęła Polskę. Secret of Mana, Earthbounda czy inne Final Fantasy VI były u nas nic nieznaczącymi nazwami.
Gry takie jak Final Fantasy VII lub popularne w mniejszych kręgach Suikoden i Vandal Hearts, otworzyły oczy wielu polskim graczom na nieznany wcześniej standard. Podobnie było z kontynuacjami tytułów, które na naszym rynku znało przed premierą pięć osób. Żeby tylko wspomnieć o Chrono Trigger/Cross i Metal Gear Solid. To właśnie dzięki PlayStation zaczęliśmy nadganiać Zachód. Wysłużone Pegazusy w wielu domach ustąpiły miejsca szarej skrzynce Sony. W innych konkurowały z pecetem, który był dotychczas najpotężniejszą maszynką do grania. Do czasu, gdy posiadacze PlayStation zaczęli się przechwalać możliwością grania w Tekkena 3, Gran Turismo, Crasha Bandicoota i wiele innych.
PlayStation zdobyło serca polskich graczy nie tylko listą gier, ale także ich dostępnością. A dokładnie rzecz ujmując, możliwością odpalania pirackich kopii na konsolach wyposażonych w specjalny czip. Początki piractwa na platformie Sony nie były co prawda różowe, każdy znał historie o szybkim zużywaniu się przerobionej konsoli, jednak proceder montowania czipów i sprzedawania wypalonych w domowych warunkach CD-ROM-ów był coraz powszechniejszy. Nic dziwnego, skoro oryginalne gry sprzedawano przeważnie za 200 złotych, a za te same pieniądze można było dostać osiem nowości od pirata na pobliskim rynku.
Na szczęście powszechne kupowanie pirackich kopii nie zraziło Sony do inwestowania w polski rynek. Oficjalna dystrybucja nabierała rozpędu, w przeciwieństwie do działań Nintendo i Segi w tym zakresie, zaś ciemną stroną grania na PlayStation zajęła się między innymi raczkująca wówczas FOTA. Wkrótce do sprzedaży zaczęły trafiać wersje Platinum najpopularniejszych gier (przeważnie stówkę tańsze od nowości), które nadal nie zagrażały piratom, ale stanowiły potrzebną zachętę do kupowania oryginalnych płyt z czarnym spodem.
Prawie dwie dekady od debiutu PlayStation rynek gier wideo zmienił się nie do poznania. Czwarta generacja platformy Sony trafi wkrótce do polskich sklepów i wszystko wskazuje na to, że wielu rodzimych graczy zainteresuje się nią w dniu premiery. Nie dlatego, że sieć jest pełna reklamówek, a w galeriach handlowych można podotykać nowego Dual Shocka. Tytuły przygotowane na start również nie wydają się być wyjątkowo atrakcyjne i wyraźnie brakuje system sellera, dla którego można się dać pokroić. PlayStation 4 ma jednak coś, czego brakuje w Polsce Xboksowi, a tym bardziej platformom Nintendo. Tym czymś jest wizerunek.
Rozpoznawalność marki i wspomnienia związane z wieloma godzinami spędzonymi przed PlayStation robią swoje. Oczywiście żadne nowe PlayStation nie zastąpi mi ukochanego „Szaraka”, który dawno wyzionął ducha i spoczywa w szufladzie (a obok niego trzy działające PSOne), jednak dwie literki tworzące skrót miłej dla ucha nazwy sprawiają, że po raz kolejny chcę zaufać Sony.Forge of Empires poprowadź swoje plemię przez epoki