Miało być kosmicznie-fantastycznie, miało być lepiej od Homeworld 2, ale... nie będzie. Gra bowiem z RTS zmieniła się w zwykłego space-shootera. Tytuł został ten sam, ale jeżeli ktoś spodziewa się zaawansowanych rozwiązań taktycznych, dowodzenia flotą galaktyczną w pełnym trójwymiarze i w czasie rzeczywistym, to się mocno zdziwi. CITY Interactive, duchowy spadkobierca Lemon Interactive, choć na początku zamierzał rzeczywiście stworzyć „zwyczajny” sequel średnio udanego Starmageddon, i opracowywał go nawet pod nazwą kodową P2, to jednak zrezygnował z tych zamierzeń. Nietrudno się dziwić – obecnie w gatunku króluje drugi Homeworld, a kilka innych tytułów podgryza mu tron, więc konkurencja byłaby spora. Dlatego właśnie chłopaki zdecydowali się zapuścić na teren dobrze znany, a jednocześnie ostatnio słabo eksploatowany. Mianowicie postanowili przerobić RTS na zwykłą, kosmiczną strzelankę, coś w stylu zubożonego Freespace, czy też odartego ze wszystkich wątków handlowych Freelancera. Mało mieliśmy ostatnio takich gierek, a z tych co były, ta jedyna, którą można było określić jako prawdziwy i niekwestionowany hicior, jakoś nie przyjęła się w naszym pięknym kraju. Pewnie dlatego, że Yager (bo o nim oczywiście mowa) wydawany był na DVD i nie miał wystarczająco mocnej reklamy (choć starałem się jak mogłem zachwalać go w naszej recenzji). No, ale wracając do Starmageddon 2...
Koniec XXI wieku (czyli niedługo jakoś tak). Ziemia podzielona jest na dwa zwalczające się bloki militarne – Wschód i Zachód. Jakakolwiek ostrzejsza rywalizacja pomiędzy nimi na naszej planecie skończyłaby się radioaktywnym holocaustem, zatem waśnie, spory i potrząsania szabelką przenoszą się w kosmiczną przestrzeń. Areną tych bójek w aksamitnych rękawiczkach są planety i księżyce Układu Słonecznego. I na tę arenę wkracza nasz bohater – znakomity oczywiście pilot i do tego, och cóż za świeżość (!), najemnik. Prawda, że oryginalnie? Żeby było jeszcze mniej szablonowo, ów niestereotypowy osobnik zaciąga się w szeregi floty Zachodu, dostaje prototypowy myśliwiec wielozadaniowy, a wspaniały wielce, i rusza do boju. Cholerny świat! Ja już tego nie rozumiem! Dlaczego wszyscy upierają się ciągle na ten sam scenariusz? Wystarczy zajrzeć do kilku książek SF, by poskładać coś tysiąc razy bardziej oryginalnego. Ale nie, developerzy wiedzą lepiej – trzeba ludziom podawać cały czas tę samą papkę, bo cóż to by była za porażka, gdyby podać jakąś inną, a ta nowa by im nie smakowała? No właśnie. I dlatego cały czas żremy takie same batoniki, takie same płatki i takie same jogurty – a wielkie „nowości” to tylko więcej orzeszków, więcej czekolady, więcej konserwantów i więcej niezidentyfikowanych bakterii (które „żywią i bronią”, jak kościuszkowscy kosynierzy...). Niewiele więcej zresztą.
Yh, i znowu odbiegam od tematu. Z racji tego, że w grze cały czas będziemy pilotować tylko ów wypasiony eksperymentalny myśliwiec, autorzy przygotowali do niego sporo różnistych upgrade’ów, co by nam się nie nudziło. Od broni przez tarcze i silniki na fotelu ze spłuczką i podajnikiem papieru oraz antenie łapiącej Radio Maryja skończywszy. Miło z ich strony.Koleją zaletą (według twórców) ma być wyjątkowo pokręcona, wciągająca i zaskakująca fabuła. Oczywiście, nic się nie mówi o jakichś Obcych i tak dalej, a jedynie o Niespodziance jakiejś, ale stawiam moją kartę graficzną przeciwko blokowi rysunkowemu, że Obcy będą, i to Obcy wredni, brzydcy i koniecznie zaawansowani technicznie tak bardzo, że nasze superkomputery robią u nich za pilniki do paznokci. No i będą chcieli zniewolić naszą rasę, a oba wrogie bloki, Wschód i Zachód, staną jak jeden mąż do walki, zapominając o wzajemnych waśniach, i skopią zadki kosmicznym agresorom. Klasyka. Równie zabawna jak środek na przeczyszczenie. Obym się mylił co do takiego rozwoju wypadków.
Ostatnią z zapowiadanych zalet Starmageddon 2 ma być graficzna oprawa. Engine domowej roboty wykorzystywać będzie zaawansowane technologie, pixel shadery i inne cuda. Gratką ma tu być dokładne (tzn. zgodne ze stanem faktycznym) odwzorowanie powierzchni różnych ciał niebieskich, Marsa, Księżyca, czy też planetoid (walczyć bowiem będziemy zarówno na planetach, jak i w przestrzeni). Ze screenów nie da się za wiele wywnioskować, miejmy więc nadzieję, że liszka chwaląca swój ogonek będzie miała tym razem rację.
No właśnie, tym razem... Niestety, firma CITY Interactive nie może się poszczycić jakimś sensownym dorobkiem, a jej poprzednie gry miały właściwie tylko jedną niezaprzeczalną zaletę – można się ich było szybko i bezproblemowo pozbyć z dysku, a i człowiek nie żałował za bardzo straconych pieniędzy, bo przecież taka Nina: Kroniki Agenta i w miarę świeża Eskadra Orłów drogie nie były. Bardzo bym chciał, by właśnie tym razem okazało się, że nie będziemy mieli do czynienia z niestrawną kiszką, ale grą przynajmniej przeciętną według teraźniejszych standardów.
Przekonamy się o tym już wkrótce, bo premiera powinna odbyć się jakoś tak w ciągu najbliższych kilku, kilkunastu tygodni.