Star Wars Jedi: Survivor – recenzja. To się jeszcze wyklepie
Wymachiwanie mieczem świetlnym to ciekawy sposób na spędzanie wolnego czasu. A gdy dodatkowo można robić to w pięknej scenerii, to już całkiem bomba. Ale chyba nikt nie lubi, gdy w międzyczasie faluje mu obraz.
Fanką uniwersum Gwiezdnych Wojen nigdy nie byłam, a mimo to należę do grupy osób, którym Star Wars Jedi: Fallen Order straszliwie się podobało. W produkcji z 2019 urzekły mnie przede wszystkim mechanizmy walki. Pracując nad kontynuacją, Respawn Entertainment obiecało, że da nam to samo, co w "jedynce", tyle że więcej i lepiej. Studio dotrzymało słowa. A jednocześnie tytuł jest daleki od ideału.
Żarty z brodą
Na początku wyświetla nam się krótki filmik, który streszcza historię z pierwszej części. Ten filmik to, prawdę mówiąc, jeden wielki ogólnik, ale lepszy rydz niż nic. Akcja Star Wars Jedi: Survivor rozgrywa się na kilka lat po zakończeniu wydarzeń z Fallen Order. Cal Kestis, który zmężniał i nabawił się brody, nadal ucieka od Imperium. Rozbijamy się na planecie Koboh i próbujemy dotrzeć do kogoś, kto pomoże naprawić nam zniszczony statek. A później ruszamy tropem innych Jedi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To tak w skrócie. Generalnie fabuła jakoś niespecjalnie do mnie przemawia. Zadania też nie są jakieś arcyciekawe – dość często chodzi po prostu o wybranie się gdzieś, żeby coś przynieść. Natomiast robotę robią wyraziste postacie, które dają się lubić (wróciło też paru znajomych Cala z pierwszej części). No i na pewno warto docenić śladowe ilości humoru w dialogach i niektórych sytuacjach.
Nowe postawy
Tak jak wspomniałam we wstępie, gra z 2019 wkupiła się w moje łaski za sprawą mechanik walk. Pod tym względem sequel bynajmniej nie zawodzi. Poza pojedynczym i podwójnym ostrzem, których zalety i wady zdążyły już poznać osoby zaznajomione z Fallen Order, w nowej części otrzymujemy dwie nowe postawy.
Pierwsza – podwójny chwyt – przydaje się w walce z szybkimi i niezbyt wymagającymi przeciwnikami. Natomiast druga postawa, to znaczy ta wykorzystująca starożytny miecz, jest raczej odwrotnością pierwszej: tu zadajemy większe obrażenia, ale bohater posługuje się bronią nieco wolniej. Ponadto zadbano o cały wór nowych ciosów i kombinacji.
Te i inne ulepszenia sprawiają, że potyczki z przeciwnikami – zarówno tymi "podstawowymi", jak i bossami – są teraz bardziej satysfakcjonujące i widowiskowe. Każda z postaw doczekała się własnego drzewka rozwoju, więc mamy trochę większą dowolność w dopasowaniu stylu. A skoro już w temacie rozwoju jesteśmy: oprócz umiejętności walki punkty doświadczenia wydajemy też na moc i przetrwanie – tak, jak miało to miejsce w pierwszej części.
Aspiracje ogrodnicze
Na nasze wyczyny z mieczem reagują nie tylko wrogowie, ale też – w pewnym stopniu – otoczenie. Fajnie jest obserwować, jak podczas starć na otwartej przestrzeni Cal kosi mieczem pobliskie krzaki – a czasem nawet i całe drzewa.
Powróciło odradzanie się przeciwników po każdym odpoczynku bohatera. Tak, to znowu tutaj jest. Zupełnie jakby studio z wyrazem "respawn" w nazwie po prostu nie mogło odmówić sobie przyjemności zaaplikowania czegoś takiego do swojej produkcji. A jeśli już o soulsowych aberracjach mowa, to jeszcze tylko wspomnę, że nie zmieniono systemu zapisu stanu rozgrywki – postępy możemy utrwalić jedynie w punktach medytacji.
Otwierasz skrzynkę, a tam broda
Twórcy zaoferowali bogate – bogatsze niż w "jedynce" – opcje personalizacji broni. W Star Wars Jedi: Fallen Order dostawaliśmy na wejście trzy kolory miecza, natomiast w sequelu wariantów kolorystycznych jest kilka razy więcej. Zresztą dostosować możemy praktycznie każdą najdrobniejszą część broni.
Ponadto zmieniamy też wygląd bohatera i towarzyszącego mu BD-1. Tutaj pole manewru jest na początku ograniczone, ale w miarę postępów uzyskujemy dostęp do nowych rzeczy. Przeróżne dobrodziejstwa – takie jak na przykład zarost Cala – czekają na nas w skrzynkach porozmieszczanych po świecie gry.
Poza toczeniem zażartych bitew z wrogami rozwiązujemy też zagadki środowiskowe. Moc Cala usprawnia go między innymi do podnoszenia obiektów i rzucania nimi, dzięki czemu postać może na przykład odblokowywać przejścia. To również pojawiło się już w Upadłym Zakonie. Natomiast drobną nowością jest na przykład linia nakreślająca tor lotu niektórych przedmiotów.
Podróże małe i duże
Trójwymiarowa mapa w Star Wars Jedi: Fallen Order była tak nieczytelna, że zastanawiałam się, czy aby dało się to jeszcze bardziej zepsuć. W sequelu nadal mamy do czynienia z trzema wymiarami, ale wygląda to już trochę bardziej przejrzyście – a przynajmniej nie aż tak brzydko.
Poza tym usprawniono system przemieszania się bohatera. Seria doczekała się punktów szybkiej podróży. Niestety do nich także mamy dostęp jedynie w punktach medytacji. Ponadto debiutuje mechanizm podciągania się na lince, ale można to robić jedynie tam, gdzie przewidują to twórcy. Sporym urozmaiceniem jest natomiast opcja wojaży na zwierzakach. Taka ewentualność pojawia się dopiero w dalszej części gry, gdy już wydrepczemy swoje.
Więcej światła
Odsłona Star Wars Jedi z 2019 oferowała całkiem ładną oprawę wizualną, choć nie podobała mi się lekko przytłumiona kolorystyka. Nie chodzi oczywiście o to, by było przesadnie cukierkowo, ale wszechobecne zgniłe krzaki w połączeniu z szarością skał prezentowały się jakoś tak smutno. Na szczęście twórcy trochę podziałali w tej materii, dzięki czemu barwy są teraz żywsze – no i zrobiło się jaśniej.
Generalnie świat gry prezentuje się zacnie – czasem mamy ochotę zatrzymać się na chwilę, by podziwiać piękne widoki. Ale nie oznacza to, że w kwestiach wizualnych wszystko działa tak, jak powinno. Wydaje się na przykład, że nie poprawiono animacji postaci. Bohater skacze, wspina się, buja się na linkach i tak dalej. Niestety nadal brakuje mu naturalności – mamy do czynienia z dziwnymi wygibasami.
Jednak największym problemem w Star Wars Jedi: Survivor jest płynność rozgrywki. Wczoraj tytuł otrzymał premierowe uaktualnienie, które miało wiele zmienić w tym obszarze. Po zainstalowaniu łatki sytuacja nieco się poprawiła, jednak nie do końca. Liczba FPS nadal odczuwalnie spada, a po aktualizacji obraz dodatkowo dziwnie faluje. Do tego dorzucam niekiedy trochę przydługi czas ładowania.
Niech update będzie z Wami
Celem, jaki przyświecał Respawn Entertainment przy tworzeniu sequela Fallen Order, było zaczerpnięcie najlepszych elementów z "jedynki" i udoskonalenie gry poprzez dorzucenie paru istotnych nowości. To wyszło nieźle – przede wszystkim system walki, który jak dla mnie stanowi najważniejszy element Star Wars Jedi, jest teraz o wiele bardziej spektakularny i satysfakcjonujący.
Natomiast na tę chwilę gra pozostaje trochę niedopracowana. Dlatego otrzymuje ode mnie notę 7. Poprawienie płynności to zapewne kwestia kilku tygodni. Wówczas do końcowej oceny byłabym skłonna dodać jeszcze jedno oczko. Bo fabuła fabułą, ale gameplay zdecydowanie ma tę moc.
Grę testowaliśmy na PS5. Kod do recenzji dostarczył wydawca - Electronic Arts.
- ulepszone mechanizmy walki
- szybka podróż i inne innowacje w systemie poruszania się
- ładne widoczki
- humor
- płynność rozgrywki
- animacje postaci
- niekiedy dość długi czas wczytywania
- fabuła
Dagmara Kottke, współpracownik Polygamii