Polacy podchodzą do Sonika bardzo ostrożnie - jak pies do jeża. W Stanach Zjednoczonych i Japonii niebieski zwierz ma jednak miliony fanów, a na każdą jego nową wersję czeka się jak na zbawienie. Sęk w tym, że Sonic Riders będzie produkcją dość nietypową. Zamiast dynamicznej platformówki, gracze otrzymają wyścigi. Sonic Team twierdzi, że to gatunek, który od zarania dziejów leżał im po drodze.
Gracz otrzyma do dyspozycji 16 zawodników, w tym wszystkie najważniejsze postacie ze świata pędzącego jeża: jego mroczne alter ergo, lisa z dwoma kitami, ponętną króliczkę, paru najbardziej znanych przeciwników. Wszyscy oni zmierzą się na 15 starannie przygotowanych torach, długich, pełnych zaskakujących pułapek i ostrych zakrętów. Tempo biegu będzie, jak łatwo się domyślić, niesamowite. Fani Sonika przyzwyczajeni są do chorych prędkości i ich właśnie w Sonic Riders na pewno nie zabraknie.
Program wygląda nieco lepiej niż ostatnie odsłony serii, choć oprawa graficzna utrzymana jest w tym samym klimacie. Małe, świetnie animowane ludki zakaszaniają po olbrzymich planszach, korzystają z ramp, odskoczni, spiral, zeskoków i charakterystycznych odbijaczy, które wyrzucają ich na wyższe platformy. W otoczeniu roi się od neonów, świateł, tajemniczych budynków czy palemek stojących nad brzegiem oceanu. Na ich podziwianie nie ma jednak czasu. Biegacze zasuwają bowiem do przodu i gracz ma czas tylko i wyłącznie na reagowanie na kolejne atrakcje toru. A tych nie brakuje. Sonic Riders to nie tylko biegi, ale i... surfowanie po wzburzonej rzece na przykład. Na jednym z etapów płynie potężna struga. Bohaterowie dobiegają do niej, wskakują na dechy i zasuwają przed siebie. Niejako przy okazji krzeszą tricki podobne do tych, jakie gracze znają z serii SSX. Sposób ich wykonywania jest dużo prostszy niż w oryginale Electronic Arts, jednak wszystko dzieje się o wiele szybciej. Tak, tak, masz rację, na innym etapie bohaterowie trafiają na ośnieżony stok, wskakują na dechy i mkną w dół na złamanie karku. Gra jest trudna nie tylko ze względu na znaczne prędkości. Jej autorzy postarali się bowiem, by gracz wciąż był narażony na jakieś niebezpieczeństwo. W efekcie nie wszystkie tory mają ograniczniki i czasem można z nich spaść, co wiąże się z utratą kilku cennych sekund. Innym perfidnym pomysłem autorów są wspomniane pułapki oraz możliwość spychania na nie rywali. Jeśli dorzucić do tego sprytnie poukrywane skróty, liczne dopalacze i rampy, z których można po prostu polecieć na ryja, jeśli nie ma się odpowiedniej prędkości... robi się ciekawie.
Gra ukaże się w sklepach w lutym przyszłego roku w wersjach na wszystkie najpopularniejsze konsole (rozważana jest konwersja na pecety). Według ostatnich informacji będzie zaopatrzona w tryb multi dla dwóch graczy, także i na podzielonym ekranie. Stadne wyścigi zapowiadają się więc ciekawie... Oczywiście dla fanów Sonika. Pozostali gracze raczej nie mają tu czego szukać.