Smutny los zbieracza - kilka słów o kolekcjonowaniu, karciankach i kolorach

Smutny los zbieracza - kilka słów o kolekcjonowaniu, karciankach i kolorach

Michał Piwowarczyk

W środku były 2 talie, biało-czerwona i niebiesko-zielono-czarna. Tę pierwszą wziąłem ja, drugą oddałem bratu. Nie trzeba było wiele, żeby zainteresować trzynastolatka grą karcianą o potężnych magach, smażących się nawzajem kulami ognia i wysyłających na siebie smoki, szczególnie kiedy przeciwnikiem miał być człowiek (zazwyczaj w postaci młodszego brata, a masz, gówniarzu, "Shockiem").

W "medżika" wsiąkłem na lata, a razem ze mną w otchłań gry Wizards of the Coast powędrowała znaczna część kieszonkowego. Magic: The Gathering i wszyscy inni bliscy i dalecy kuzyni z półki "kolekcjonerskich gier karcianych" to stworzenia bardzo wymagające i wiecznie głodne. Nawet w moim rodzinnym, niewielkim mieście (i okolicach, największy wymiatacz, który swoją drogą oszukał mnie przy wymianie kart i wyciągnął ode mnie to, mieszkał w Marcinkowie, populacja 764 osoby) istniało równie niewielkie, ale za to bardzo prężnie działające środowisko, organizujące kilkuosobowe wyjazdy po boostery i randomy do olsztyńskiego Empiku.

O tak, to były czasy, z uśmiechem na ustach i bez ani jednej krytycznej myśli w głowie oddawałem sporą część mojego malutkiego budżetu na wychodzące regularnie nowe dodatki. Mechanizm kolekcjonerskich gier karcianych jest bajecznie prosty i przez to genialny. Co kilka miesięcy wychodzą nowe dodatki, spychając tym samym w niepamięć i bezużyteczność edycje poprzednie. Pewnie, duża część kart nadawała się do użytku, ale żeby utrzymać się na medżikowej fali trzeba było regularnie płacić za nowości. Takie życie, nie chcesz, to nie kupuj. W dzisiejszych czasach lekko zmodyfikowaną formą są "żywe gry karciane". Na pierwszy rzut oka stawiają sprawę uczciwiej– w dodatku otrzymujemy wszystkie karty z danej listy, a nie tylko losowo pakowane, ale na sam koniec człowiek i tak przecież wydaje pieniądze. A w klaserze ląduje po prostu więcej elementów, których nigdy się nie użyje.

Magic: The Gathering miał zawsze świetne obrazki. Moim ulubionym artystą karcianym był Paolo ParenteGry wideo, w porównaniu do pędzącego z prędkością czterech dodatków na rok Magic: The Gathering wydawały się inwestycją odrobinkę mniej kosztowną, przynajmniej długofalowo. Jednorazowy wydatek był większy, ale za to nabyty produkt starczał na długo. Jagged Alliance 2, Baldur's Gate, Master of Orion 2 i inne fantastyczne gry z tamtych czasów dostarczały dziesiątki, jeśli nie setki, godzin zabawy. Jedyny minus był taki, że nie można było już przysmażyć przeciwnika (zazwyczaj w postaci młodszego brata, a masz, gówniarzu, "Shockiem") kulą ognistą, ale rakietnica z Quake'a II wspaniale nadawała się na substytut. Planescape: Torment i Quake III: Arena, oto zestaw single/multiplayer, z którym kończyłem dzieciństwo. O jeden odcień nerdozy lżejszy niż zestaw Cyberpunk 2020/Władca pierścieni.

Na lata zamknąłem "medżika" w pięknych wspomnieniach z dzieciństwa i pudle po butach upchniętym gdzieś między kolekcję pisma "Magia i miecz" a "Batmany" od wydawnictwa TM-Semic. Dopiero przy okazji premiery Magic 2014 mój mózg odkopał w pamięci ten przeklęty proces, prowadzący do wydawania pieniędzy tylko po to, aby grać chwilkę dłużej. Po 20 próbach nie udawało mi się przejść za pomocą podstawowej czerwonej talii już drugiego poważnego przeciwnika w tegorocznej edycji cyfrowej karcianki. Moja talia była za słaba, a do tego miałem pecha (choć i tak wiem, że "komputer" oszukuje, niby dlaczego ma zawsze co turę nowy ląd?). Nie byłem w stanie pokonać sprawnie skonstruowanej talii przeciwnika, która szybko wyrzucała na stół bandę irytujących, pomagających sobie nawzajem kritów o typie "Human". To jest przecież "medżik". Poświęciłem tej grze z 5 lat życia, powinienem być w to dobry.

Zrezygnowany włączyłem sklep Steama i kupiłem sobie dodatkowy deck za jedno euro bez (euro) centa. Rozumiecie? Kupiłem grę za 10 euro, w której za pieniądze można odblokować sobie dodatkowe, dobrze skonstruowane talie. Bo te podstawowe może i do czegoś by się nadawały, gdyby nie fakt, że nie były kompletne. Spryciarze tak ułożyli listy, że zawsze brakuje tej jednej, dwóch kart do optymalnej ilości czterech takich sam czarów w talii. A odblokować je można tylko poprzez wygrywanie daną talię. Albo poprzez mikropłatności. Przed kupnem straciłem 2 godziny na walkę z wiatrakami, po zakupie talii nie miałem żadnego problemu ze skończeniem gry którymś zestawem podstawowym.

Boostery, czyli cyfrowe zestawy losowych kart. Idea ta sama, co w wersji oryginalnej, ale gdzieś zniknął ten dreszczyk emocji przy otwieraniu opakowaniaI znów znalazłem się w tym samym miejscu, tylko 15 lat później. Znów wydałem niby małą sumę, żeby grać dalej. Nikt mnie do tego nie zmusił, to oczywiste. Nie chcesz, to nie graj. Problem tylko w tym, że jest różnica pomiędzy "chcę kupić ten dodatek" a "chcę grać w tę grę". Magic 2014 wybór jednego z tych dwóch "chcę" zamienił w warunek: "chcę grać, więc muszę kupić ten dodatek". A kiedy już zakupu dokonałem, żeby sam przekonać siebie o uzasadnionym wydatku, grałem dalej, potencjalnie zwiększając prawdopodobieństwo przyszłych zakupów. W grze, za którą już zapłaciłem 10 euro. To nie jest wcale tak mało pieniędzy.

Pewnie, dodatki do gier wychodziły zawsze, ale przez ostatnie lata mikropłatności wśliznęły nam się w codzienne życie gracza. I nie mówię tu o tych przykrych sytuacjach, kiedy wydawca konsol chce pieniędzy za usługę, która powinna być darmowa. Mówię to u dodatkowych mapach do gry wieloosobowej. Jeśli ich nie kupimy, szybko wypadamy z obiegu sieciowego współzawodnictwa. Mówię tu o uzupełnianiu historii bohaterów, do których już zdążyliśmy się przywiązać, wyskakujących nagle po premierze, jak gdyby nie mogły być częścią pakietu podstawowego.

Smutny (z powodu tych gier) i zły (na siebie) wyłączyłem Magica 2014 (10 euro) i włączyłem XCOM: Enemy Unknown (10 euro po przecenie). Przeszedłem do ekranu edytowania żołnierzy i bezskutecznie przez kilka minut szukałem możliwości zmiany koloru pancerza. Lubię zmieniać imiona, nadawać charakterystyczny rys moim podwładnym, rozpoznawać ich po wyglądzie na polu bitwy. Dlatego nowy XCOM jest taką fajną grą. Poszukałem chwilkę w sieci i dowiedziałem się, że zmiana kolorów pancerza, owszem, występuje. Ale w formie płatnego dodatku (5 euro).Forge of Empires poprowadź swoje plemię przez epoki

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
ZACZEKAJ! ZOBACZ, CO TERAZ JEST NA TOPIE 🔥