Do roboty jest tak wiele rzeczy, że trudno się zdecydować w co włożyć ręce. Zbieramy karty, zarządzamy prowincjami, rozstawiamy armie, toczymy bitwy w czasie rzeczywistym, korzystamy z magii czy wreszcie – a gra z takim podtytułem nie mogła w tym aspekcie zawieść – kierujemy smokiem.
Produkcja Larian Studios nawiązuje do poprzednich gier z serii Divinity, opowiadając historię sprzed wydarzeń z tamtych tytułów. W udostępnionej wersji beta, nie można niestety zapoznać się z kampanią dla jednego gracza, która tłumaczyłaby konflikt i zasady panujące w danym świecie. A jest co tłumaczyć.
Przede wszystkim przedstawiony świat jest hybrydą fantasy i swoistego steampunka, co pozwala na obecność zarówno smoków i magii, jak i zmechanizowanych jednostek bojowych naziemnych i latających, ot choćby sterowców. Z notek prasowych wynika, że jest to konsekwencja paktu rządzących z demonem – cóż, jako gracze nie powinniśmy na to narzekać.
Zabawa z trybem wieloosobowym – sztuczną inteligencję, przeciw której możemy grać, również zaliczmy do kategorii osób – to zmagania o kontrolę nad mapą, w wielu aspektach do złudzenia przypominają mechaniką starsze tytuły z serii Total War. Od prowincji do prowincji, musimy zdobywać kolejne ziemie, często z pomocą ognia i miecza.
Każdy z posiadanych przez nas landów możemy usprawniać wbudowując jedną z dostępnych w grze konstrukcji, w ten sposób ukierunkowując jej rozwój i przydatność. Standardowo możemy zadbać o zwiększenie przychodu w złocie, co przekłada się na możliwość kupna dodatkowych jednostek, lub na powiększanie liczby punktów nauki, w ten sposób badając coraz to nowe ulepszenia dla naszej armii.
Jednak budynki w grze robią jeszcze jedną, dość istotną rzecz. Mianowicie losowo generują karty, które z grubsza podzielić można na kilka kategorii. Mamy karty najemników powiększające naszą armię w bitwie. Mamy karty typowo strategiczne wpływające bezpośrednio na konkretne prowincje. Mamy karty wzbogacające umiejętności jednostek lub smoka znajdującego się pod naszą komendą.
Mają one tak znaczący wpływ na każdy element rozgrywki, że dobieranie odpowiedniej talii staje się równie istotne, co strategiczne zarządzanie. Pomieszanie kart zakrytych i odkrytych sprawia też, że z jednej strony możemy się do walki przygotować, a z drugiej z pewnością czeka na nas kilka niespodzianek.
Zdarzy się, raczej prędzej niż później, że konkretna prowincja zainteresuje więcej niż jedną stronę konfliktu, co w konsekwencji oznacza bitwę. Znów w stylu Total War przenosimy się na pole bitwy, gdzie w czasie rzeczywistym udowadniać będziemy swoją wyższość.
Cechą wyróżniającą Divinity: Dragon Commander jest fakt, że nie ogranicza się ona wówczas jedynie do sterowania zbudowaną wcześniej armią, ale pozostaje klasycznym RTS-em z budowaniem baz, tworzeniem nowych jednostek i kontrola punktów na mapie. A, i jak najbardziej klasycznym smokiem, na którego można wsiąść, polecieć i szerzyć popłoch.
Mimo początkowej nawałnicy różnorakich opcji, szybko będziemy w stanie połapać się w tym, co dzieje się na ekranie głównie dlatego, że Divinity: Dragon Commander może pochwalić się szalenie udanym interfejsem, który zamyka skomplikowane rozwiązania gry w zaledwie kilku kliknięciach. Nie zalewa mnóstwem danych, a jednocześnie nie ogranicza.
Choć z początku nastawiałem się na klon Total War w klimatach fantasy, coś na kształt niezbyt wybitnej serii o Królu Arturze, to nowe Divinity jest zaskakujące. Na tyle odświeża formułę i daje jej własny niepowtarzalny rys, że mimo dostępności w becie zaledwie jednej mapy, zamierzam wielokrotnie próbować sił w kolejnych utarczkach.