[Rozpoznanie wzorca] Zjadając ogon

[Rozpoznanie wzorca] Zjadając ogon

Michał R. Wiśniewski
SKOMENTUJ

Z okazji wiosennych wyprzedaży w PlayStation Store uzupełniłem kolekcję. Kupuję wtedy zwykle tytuły, których demo mi się podobało, ale nie na tyle, żeby od razu błyskać kredytówką, a czasem coś, co zwyczajnie przeoczyłem. Retro City Rampage należy do tej pierwszej grupy. Demo pozostawiło mnie letnim, potem o niej zapomniałem, a teraz się jednak skusiłem. I nie żałuję.

Retro City Rampage to dziecko dwóch rzeczy – zbudowanej na (często pożyczonej) nostalgii kulturze retro (dość oczywiste zważywszy na tytuł) oraz parodystycznej komedii. Ten ostatni sposób uprawiania popkultury ostatnio mocno podupadł. Kiedyś reprezentowany przez takie arcydzieła jak „Naga broń”, „Top Secret!” czy „Czy leci z nami pilot”, dziś zmienił się w ciąg coraz bardziej tandetnych „Cośtam Movie”, których twórcy nawet nie silą się na dekonstrukcję czy satyryczne ujęcie gatunku, tylko zapełniają dziury w wątłej fabule odgrywanymi na poziomie szkolnego przedstawienia scenkami z trailerów aktualnie popularnych hollywoodzkich hitów; bez ładu, składu i sensu. A co najgorsze – w ogóle nie są śmieszne!

I to była przyczyna, dla której na samym początku RCR nie zrobiło na mnie wrażenia. Obrazek okładkowy przedstawia typka spod ciemnej gwiazdy wywlekającego z DeLoreana kolesia podobnego do Doktora Browna z „Powrotu do przyszłości”, więc byłem jak „omg, znowu”, jakby ta seria filmów (i ten samochód) stała się nagle domyślną ikoną ejtisów, so cliché!

Nic nie mówię, uwielbiam „Powrót do przyszłości”, jeszcze do niego kiedyś, khem, wrócę.

A potem włączyłem grę i zobaczyłem huragan nawiązań. Wieżowcowe intro z Megamana, które jest tak zgrane, że sam twórca zauważył to autoironicznie w narracji, a zaraz dowcip z nintendowego Duck Hunt. Idziesz sobie, a tu wyskakują na ciebie pikselowe Żółwie Ninja, a za chwilę Drużyna A. I wszyscy mają durnowato poprzekręcane imiona i nazwy, bo to PARODIA! Poczułem się trochę, jak za złotych czasów animacji flashowych, a może trochę jak na niemieckiej komedii science-fiction. Autoironia i przekręcone imiona. To takie śmieszne! Tylko nie.

Ale na szczęście RCR idzie dalej.

Nagle te tony nawiązań zaczynają sklejać się w coś sensownego. Dlaczego? Bo to gra wideo. Medium, które może więcej. I RCR to wykorzystuje: nagle z prostego nawiązania do aktualnego hitu (scena napadu na bank z filmu „Mroczny Rycerz”) robi się gra w stylu Froggera (żeby nie było wątpliwości, na ekranie widać rozjechaną żabę). Albo – pojawia się postać parodiująca Snake’a z Metal Gear Solid, a gra zmienia w skradankę. I to wszystko w ramach spójnej mechaniki. Moment, który mnie kupił po całości nastąpił wtedy, gdy nieco naciągany splot okoliczności fabularnych posadził bohatera (zwanego po prostu „Gracz”) na rowerze, a następny etap okazał się parodią klasycznego Paperboya, co zostało zrobione tak, że do arsenału naszego bohatera (pistolety, bazooki, broń biała) zostały dodane gazety, którymi trzeba było celować w skrzynki pocztowe.

I o ile właśnie scenariusz i żarty są na pół chicha, to już sposób, w jaki twórca korzysta z medium, domaga się owacji na stojąco. To dzieło geniusza i nie ma w tym ani krzty przesady: gra zaczęła się bowiem jako „demake” (czyli „cofający remake”) trzeciej części Grand Theft Auto na konsolę Super Nintendo. Programista Brian Provinciano postanowił przenieść swoją ulubioną grę na stary system, wyciskając z niego ostatnie soki. Ale pomysł się rozwinął, zamiast przenosić scenariusze z GTA wypełnił grę parodiami swoich ulubionych tytułów, a gra wyszła w końcu na pecety i konsole nowych generacji. A klasyczne motywy z GTA zostały wzbogacone przez zmiksowanie ich z elementami River City Ransom (i nie tylko). Cieszą rozwiązania graficzne, pikselowa grafika została wzbogacona możliwością wyboru filtrów, tak, żeby gra wyglądała np. jak z przedpotopowego peceta albo Gameboya.

GRY VIDEO RZĄDZĄ

Tak się złożyło, że wróciłem niedawno do książki „Ready Player One” Ernesta Cline’a. Czytałem ją zaraz po premierze w 2011, a moja opinia ulegała ewolucji. Od początkowego zachwytu, przez „fajna, ale…”, do kompletnego odrzucenia.

RPO łączy z RCR nostalgia za latami 80. Cline jednak rozgrywa ją strasznie pasywnie. Tak jak autor Retro City Rampage zapełnił ją odniesieniami do swoich ulubionych gier (w tym momencie przypomina się Scott Pilgrim czy Wreck-it Ralph), tak Cline nawciskał doń swoje ulubione filmy, gry i muzykę. Ale o ile we wspomnianych tytułach nawiązania są mniej lub bardziej subtelne, to w RPO bohaterowie po prostu oglądają i grają w to wszystko. Cały świat przedstawiony w tej cyberpunkowej powieści dla młodzieży (czy raczej – dla ludzi, którzy na czas nie dojrzali) został skonstruowany tak, żeby ziścić największe nerdowskie marzenie: żeby ta cała bezużyteczna wiedza, zdolność do recytowania z pamięci dialogów z „Władcy Pierścieni” i umiejętność czytania i pisania po klingońsku kiedyś się do czegoś przydały. „Ready Player One” idzie o kilka kroków dalej: te nerdowskie skille są kluczem do władzy nad światem. A to dlatego, że w świecie przyszłości, który zaliczył typowo cyberpunkowy upadek, wszyscy grają. W co? W wirtualną, sieciową grę OASIS, która wchłonęła wszystkie inne gry, jak również większość innych aktywności, takich jak edukacja. Połączenie Second Life z World of Warcraft i Eve On-line itp.

I oto umiera jej twórca i właściciel, ekscentryczny geniusz (o cechach Steve'a Jobsa skrzyżowanego z Howardem Hughesem i Lordem Britishem, autorem serii gier Ultima). Pozostawia dziwaczny testament - konsorcjum zarządzające OASIS w spadku przypadnie temu, kto w wirtualnym świecie odnajdzie tzw. easter egg; wielkanocne jajko, sekret ukryty przez programistę. A wskazówki zostały ukryte w zagadkach związanych z popkulturą lat osiemdziesiątych, których ów geniusz był pasjonatem. Na ich trop wpada dzieciak imieniem Wade, przez co ściąga na siebie kłopoty – kontrolą nad OASIS jest bowiem zainteresowana Zła Cyberpunkowa Korporacja.

Więc jak czytałem, to najpierw byłem jak „łoo, bohater ogląda moje ulubione filmy”, potem byłem „no fajna, ale co z tego, że bohater ogląda moje ulubione filmy”, a teraz jestem jak „hej, oglądam te filmy, żeby uciec od nudnego życia, po cholerę mam czytać książkę, w której ktoś ogląda te filmy, żeby uciec od nudnego życia”.

A teraz, jak sobie zagrałem w Retro City Rampage, lepiej rozumiem moją wyhodowaną niechęć do RPO. Ta książka jest strasznie pasywna. To przeżywanie nostalgii na zasadzie oglądanie „Greatest Hits” na VH1. „O, jest moja ulubiona piosenka!”. Nudy! A autor RCR zanurza rękę w przeszłości, ale lepi z niej coś żywego, coś co działa, coś, w czym można brać udział. Po co mam czytać o tym, że ktoś gra w Pac-mana, skoro mogę zagrać w stylizowaną na grę z porażkowej konsoli VirtualBoy gierkę z Meat Boyem dołączoną do RCR? A może to jest różnica między tymi oldskulowymi nerdami, którzy umieli programować, a tymi neonerdami, którzy przejęli to wstydliwe niegdyś miano, bo oglądają filmy o superherosach, a to zupełnie jak bohaterowie „Teorii wielkiego podrywu”!

Książki mają wiele zalet, ale tym razem – gry wideo górą.

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne