[Rozpoznanie wzorca] Tęczowa droga

[Rozpoznanie wzorca] Tęczowa droga

Michał R. Wiśniewski

Ale i mnie udziela się nastrój podsumowań i mam taką myśl, że najbardziej w tej „odchodzącej” generacji podobała mi się ewolucja multimediów dzięki nośnikowi Blu-ray (powód, dla którego mam zero respektu dla Xboksa 360 z jego przedpotopowym czytnikiem DVD).

Raz, że pozwoliło to na robienie dużo większych i ładniejszych gier, i chociaż dziś wszyscy stawiają na dystrybucję cyfrową, to nie do końca jestem do niej przekonany – i to nie tylko dlatego, że nie będzie jak dawać prezentów. Grę na BR można pożyczyć koledze, chociaż...

No właśnie.

Trzeba jednak uważać.

Na ten przykład wymieniliśmy się z kolegą płytami, ja wziąłem Mirror's Edge, on film pod tytułem „Speed Racer” i minęło kilka lat, zdążył zapomnieć i jeszcze zrobić awanturę innemu koledze, że mu zgubił tego nieszczęsnego Mirror's Edge'a (za czasów amigowych takie akcje były częste, to bieganie po osiedlu w poszukiwaniu dyskietek...). Na szczęście ja pamiętałem, bo bardzo chciałem z powrotem mój film i w końcu udało nam się odmienić.

„Speed Racer”, doskonale obsadzone (Christina Ricci! Susan Sarandon! John Goodman w roli życia!) dzieło rodzeństwa Wachowskich z 2008 roku, był moim pierwszym filmem na BR. Ten film był jakby stworzony do tego nowego nośnika. Wysoka rozdzielczość pozwoliła oddać wszystkie kolorowe szczegóły, jakie twórcy włożyli do tego niecodziennego dzieła.

Fabułę oparto o klasyczny japoński serial animowany z lat 60, który po zaimportowaniu do USA stał się tamtejszą ikoną popkulturową. Odniesienia do „Speed Racera” można znaleźć u Beavisa&Butt-Heada, w „Laboratorium Dextera” czy nawet w teledysku Willa Smitha, który nosi koszulkę z bohaterem. Film Wachowskich opowiada historię osiemnastoletniego kierowcy wyścigowego – tytułowego Sped Racera, który idzie w ślady zmarłego starszego brata i chce zostać mistrzem. Startujący w barwach rodzinnej stajni wpada w tarapaty odmawiając podpisania kontraktu z E.P. Arnold Royalton z wyścigowej megakorporacji Royalton Industries.

Ten film albo się kocha, albo nienawidzi. Ja go kocham.

On jest inny. Powiedzieć, że jest kolorowy, to nic nie powiedzieć. To film, dla którego wynaleziono kolor w kinie, a rodzeństwo Wachowskich postanowiło skorzystać z całej dostępnej w filmach palety. Jakby przepraszali za „Matriksa”, za ciężkie monochromatyczne kolory i dekady ciemności, i wyprania z barw, jakie powstały po jego sukcesie.

W tym tęczowo-neonowym szaleństwie jest metoda. Dużo mówi się, że „Matrix” był inspirowany anime i faktycznie – przejął wiele rozwiązań stylistycznych z japońskich animacji, ale był przy tym dość zachowawczy – głównym źródłem inspiracji był dla niego przecież dorosły i poważny thiller s.f. „Ghost in the Shell”. „Speed Racer” nie czerpie z anime, nie w matriksowy sposób. Ten serial jest zresztą stary, gdy obejrzycie sobie odcinki (dostępne chociażby, za darmo i legalnie, w serwisie Crunchyroll), okaże się, że ma swoje lata i to po nim widać. Ktoś obeznany z medium zrozumie, czym wygrał widownię pół wieku temu, ale dziś jedyne co ma do zaoferowania to potężne pokłady nostalgii.

Zatem co zrobiło rodzeństwo Wachowskich? Wydestylowało esencję anime, tę ulotną magię, która ryje mózgi tysięcy fanów japońskie animacji i podkręciło ją do granic możliwości. O ile „Matrix” opowiadał o świecie, w którym maszyny wstrzykują ludziom wirtualny świat wprost do mózgu, to „Speed Racer” sam jest takim domózgowym zastrzykiem.

I nie byłoby to możliwe, gdyby nie gry wideo.

SPEED RACER SPOTYKA KAPITANA FALCONA

Otóż geniusz Wachowskich polegał na tym, że do filmu o wyścigach na podstawie anime z lat 60. dodali to, co przez lata zmieniło się w japońskich popkulturowych ścigankach. Dlatego „Speed Racer” wygląda jak skrzyżowanie F-Zero X (z którego zaczerpnięto kpiące sobie z grawitacji pokręcone tory i mnóstwo kolorowych pojazdów) czy Mario Kart, w którym, podobnie jak w oryginalnym „Speed Racerze”, na porządku dziennym jest eliminowanie przeciwników przy pomocy przeszkadzajek.

Nic dziwnego, że film spotkał się z niezrozumieniem krytyków, którzy z tymi grami nie mieli do czynienia. To film dla kogoś, kto zaliczył odlot zaliczając kolejne psychodeliczne strefy w Wipeout HD, dla kogoś, kto najlepiej czuje się na Rainbow Road.

Ponieważ „Speed Racer” powstał parę lat temu, gdy jeszcze robiono porządne gry na podstawie filmów, na jego podstawie powstała gra.

Śmieszna sprawa – żeby w pełni cieszyć się filmem trzeba mieć PS3, a gra ukazała się na Nintedo Wii i schodzące już do cienia PS2. Ale jest to jedna z przyczyn, dla których staruszka wciąż jest podpięta do mojego telewizora.

Nie wiem, może przemawia przeze mnie fan filmu (kupiłem sobie nawet bohaterów – Speed Racera i jego dziewczynę Trixie – w wersji Barbie), ale uwielbiam tę grę. Jest po prostu megafajna! Wyścigi zostały wyjęte żywcem z filmu, a więc - genialna psychodeliczna grafika dostarczająca (zwłaszcza po naciśnięciu dopalacza) wrażeń rodem z narkotycznej końcówki „2001: Odyseja kosmiczna”. Trasy, których projektanci nie słyszeli nigdy o grawitacji. Car-Fu, czyli punktowana walka na samochody: kombosy dopalaczy, skoków i obrotów służące eliminowaniu przeciwników - coś pięknego. Znakomita muzyka, z elementami retro zmieszanymi z typowym soundtrackiem futurystycznych wyścigów. Fabuła szczątkowa, ale ładnie pasująca do filmu - po wydarzeniach pokazanych w kinowym „Speed Racer” nadchodzi kolejny sezon zmagań: powracają starzy zawodnicy (głosy podkładają aktorzy z filmu, więc instrukcji jak kierować bolidem udziela Christina Ricci grająca Trixie), w których można się wcielić.

Są też nowi zawodnicy, w tym Trixie w bolidzie (delikatnie nawiązującym do pojazdu Penelope Pitsop z kreskówki „Wacky Racers”) zwanym TRX-Rod. To fajne rozwiązanie - już w klasycznym serialu postać Trixie była (jak na tamte czasy) samodzielna i dawała sobie radę. W filmie była już chodzącą girl power i oprócz latania helikopterem wzięła (icognito) udział w jednym z wyścigów. Możliwość wcielenia się w tę postać i pozamiatania nią na powykręcanym torze jest wielkim plusem gry. Nie potrafię powiedzieć, na ile to sprawa radochy, jaką daje możliwość akrobacji na dziwacznych torach, a na ile uczestnictwa w doświadczeniu „być jak Speed Racer”, jednak wracam do tej gry od paru lat i wciąż mi się nie znudziła.

A wszystkim ścigałkowym graczom i weteranom Rainbow Road, którzy nie mieli jeszcze okazji obejrzeć filmu polecam podejście do niego z otwartym umysłem, na przekór krytykom i przedwcześnie zgrzybiałym smutasom. Go Speed Racer, go!

Źródło artykułu:WP Gry
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.