[Rozpoznanie wzorca] Robota

[Rozpoznanie wzorca] Robota

Michał R. Wiśniewski

Od jakiś dwóch tygodni pracują bowiem dla Omni Corporation jako operator Robocopa. To praca zdalna, bez wytyczonych godzin, w których mam się nią zajmować, chociaż z jej specyfiki wynika, że niektóre czynności powinienem wykonywać raz na dobę.

Ile zarabiam? Ciężko powiedzieć, Omni Corporation wypłaca bowiem w dziwnej walucie.

Robota jest prosta. Zainstalowałem specjalną aplikację na iPhonie i za jej pomocą łączę się z serwerami Omni Corp. Biorę udział w testowaniu Robocopa, zanim zostanie wypuszczony na ulice Detroid. Robocop jest cyborgiem, połączeniem człowieka i maszyny. Serio. Wsadzili jakiegoś kolesia do robota, na zawsze. Tzn. nawet nie całego, głowę, flaki i jedną dłoń. Więcej zresztą nie miał, bo z tego co wiem tyle z niego zostało po eksplozji. Zgarnęli co było ze szpitala i wsadzili do maszyny. Gościu myśli, że ma kontrolę nad tym co robi. I tak jest, dopóki nie wejdzie w tryb bojowy, wtedy kontrolę przejmuje komputer. Albo ja, zdalny operator Robocopa.

Tak jak mówię, na razie nie łazi po mieście, tylko podpięli go do wirtualki. Jak w "Matrixie". Biedny koleś myśli, że to wszystko dzieje się naprawdę. Czasem mi głupio, jak daję ciała i koleś ma zwiechę, bo pewnie ma potem przykre sny. Ale po tym wszystkim co przeszedł pewnie i tak jedzie na silnych lekach i nic potem nie pamięta.

Robota jest prosta, nie, odpalam aplikację, wybieram misję testową i steruję Robocopem. Nazywam go Robbo, zdrobniale. On biega, ja strzelam i mówię, kiedy ma się wychylić zza osłony. Trochę jak w Space Invaders. Graliście kiedyś? Strzelasz takim działkiem do rzędów kosmitów, a oni do ciebie, możesz się wtedy schować za osłoną, ale strzały je wykruszają. Tu jest tak samo. Jak będzie za długo siedział za betonowym klocem albo samochodem, to je rozwalą i Robbo będzie wystawiany na ogień wroga. Koleś z Omni Corpu, który nadzoruje te misje, załadował do wirtualki profile najgorszych zbirów z Detroid. I trochę androidów, drony i Edzia. Znacie Edzia? Taki wielki czarny kurczak. Nie fikasz do Edzia, każdy to wie. A ja i Robbo fikamy.

No i tu jest kwas właśnie, bo jak mówiłem, Omni Corporation płaci ładnie za misję, w dolarach, złocie, a czasem w żetonach OCorp., ale kurde, jeszcze nic nie udało mi się przelać na paypala. Bo muszę tę kasę inwestować w Robbo. Kupować chłopakowi nowe, lepsze zbroje. I co najważniejsze, nową, lepszą broń. Nie przesadzam, cała kasa na to idzie. Czasem mam wrażenie, że dokładam do tego interesu. Po co więc to robię? Nie wiem, po prostu lubię tę robotę. Robię coś dobrego, nie? Dla miasta, dla dzielnicy.

ZŁOTO, DOLARY I EURO

Tak naprawdę to nie pracuję dla Omni Corp, tylko gram w głupią gierkę na komórce. Ale czasem mam wrażenie, że to praca.

Złowili mnie w prosty sposób – wyszedłem z kina najarany filmem i chciałem więcej. Tak samo było po Pacific Rim. Tak samo było po Szybkich i wściekłych 6. Wychodzisz z kina, chcesz więcej, więc ściągasz darmową lub śmiesznie tanią aplikację. I czasem są to proste gierki, jak w przypadku Wreck-it Ralph, a czasem maszynka do uzależnienia gracza. Nawet wyglądają tak samo. Okienka z dialogami ozdobione zdjęciami aktorów. Ciemne, cyberpunkowe mapy. Dwie waluty do zakupu fantów. Znacie słowo „grywalizacja”? To pomysł na takie łechtanie wychowanych na gierkach pracowników, żeby zamiast pieniędzmi płacić im acziwkami. Podobne mechanizmy są zaszyte w grach, które sprawiają wrażenie, że się pracuje.

Bo w tym nieszczęsnym Robocopie chodzi o to, taki jest cel gry, żeby wymaksować osiągi naszego Robbo, żeby nakupować wszystko co się da. I wykonać główne misje Omni Corp, jest ich 25, o rosnącym poziomie trudności – który przekłada się na konieczność rozwijania zbroi i uzbrojenia. Inaczej nawet jak masz skille, to ogień przeciwnika cię zmiecie. Takie RPG. A żeby można było upgrade'ować, trzeba zarabiać dolary, wykonując misje poboczne, które są nudne i powtarzalne. Dolar do dolara i jest nowy element poprawiający osiągi. Ale to nie wszystko, trzeba jeszcze odczekać aż się zainstaluje. Czasem kilka minut. Czasem pól godziny. Żeby nie było za słodko, każda misja zużywa energię. 20 jednostek za główną. 10 za poboczną. Potem czekasz, aż się naładuje. To gra w czekanie. Czekasz na energię. Czekasz na upgrade. A potem ciułasz dolce.

Czas to pieniądz. Jak w filmie „In time”, futurystycznej dystopii, gdzie czas stał się dosłownie walutą. Można było dzięki temu zobaczyć z bliska, ile warty jest kubek kawy w przeliczeniu na minuty potrzebne do zapracowania na niego. Na wszystko w życiu trzeba zapracować marnując życie w pracy.

Więc autorzy gry wiedzą, że czas to pieniądz. I sprzedają go za złoto. Nie musisz wcale czekać, aż naładuje się energia, nie musisz czekać, aż załaduje się nowe usprawnienie, które pozwoli wreszcie zaliczyć misję. Możesz zapłacić złotem i mieć to od ręki. Ale złoto – nie prawdziwe, wirtualne – kosztuje. Trzeba za nie płacić prawdziwą, a nie wirtualną kasą.

Tak więc 50 sztuk złota kosztuje tylko 89 centów. Za 90 euro można dostać 3200 sztuk złota. Pistolety dla Robocopa kosztują od 630 do 3000 sztuk złota. Te tańsze możesz kupić również za zwykłe dolary zarobione za wykonane misje. Ale to trwa. Dlaczego? Żeby wracać i wracać. I płacić za grę -- pieniędzmi albo oglądaniem reklam. Za obejrzenie jednego spotu można dostać sztukę złota.

Więc po co w to gram? Nawet nie dostaję jakiś fajnych nagród. W CRS Racing można przynajmniej zbierać samochody, jak pokemony. Ale i bez tego gram. Bo jest zaprojektowane jako doskonały narkotyk. Małe dawki szybkiej satysfakcji. Mam taką wizję, jak badacze w firmach produkujących gry na komórki prowadzą badania statystyczne dotyczące czasu spędzanego przez graczy na kiblu. Mają komputery pełne zebranych danych i wykresy pokazujące średni czas robienia „dużej dwójki” przez docelową publiczność gry. I na tej podstawie projektują misje. Małe kawałki rozrywki, które można wcisnąć w każdy, nawet najbardziej zatłoczony dzień. Nie masz siły ani czasu, żeby odpalić peceta czy konsolę i zagrać w prawdziwą grę, to przecież cały rytuał i serio biznes. A tu klik i smyrasz kciukiem, Robbo rozwala bandziorów, wow, takie zwycięstwo, dolarów tyle, uszanowanko, misja taka skończona.

A potem nawet nie wiesz, kiedy się uzależniasz od zdobywania kolejnych fantów, chociaż są nic nie warte. Ale co bym robił w tym czasie? Zbawiał świat? Pisał drugi tom mojej powieści? Za mało czasu. Prędzej kłócił się z ludźmi w internecie, np. w ważnej kwestii „czy konsole nadają się do strzelanek”. Kiedy byliśmy zajęci tymi głupimi kłótniami, przyszły komórki i to na nich się teraz gra w strzelaniny.

I chociaż wiem to wszystko, znam mechanizmy i wiem, co one ze mną robią, i tak gram w tego cholernego Robocopa.

Bo lubię tę robotę.

Źródło artykułu:WP Gry
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.