[Rozpoznanie wzorca] Prezenty

[Rozpoznanie wzorca] Prezenty

Michał R. Wiśniewski

Oglądając starą reklamę konsoli Sega Saturn ze słynnym dżudoką Segata Sanshiro, który pod koniec lat dziewięćdziesiątych zachęcał japońską młodzież do spędzania większej ilości czasu z padem w ręku, uświadomiłem sobie, że nigdy nie dostałem gry pod choinkę.

Przebrany za Santa Clausa surowy Segata przynosi tu w prezencie konsolę z zestawem gier. Konsola to fajny prezent, taki konkret, nie? Wielkie pudło, wielka radość, aż do łez, jak na tym filmiku z youtube, gdzie młody człowiek zrywa papier z pudła i odkrywa Xbox360:

Na youtube można też znaleźć filmiki, gdzie jacyś psychopaci robią bekę z dziecka i kładzie mu np. pod choinką karton od PS3 wypełniony kartoflami, ale nie jestem tego w stanie obejrzeć do końca.

Ale właśnie ta reklama ze srogim dżudoką przypomniała mi o wątkach, które często znajdywałem na forach poświęconych grom retro, gdzie gracze opisywali jak to w młodości dostali jakąś grę pod choinkę, co wiązało się z różnymi intensywnymi przeżyciami (zachwytem lub rozczarowaniem w przypadku nietrafionego tytułu).

I wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że nigdy nie dostałem gry pod choinkę. Dlaczego? Bo kiedy za młodu dostawałem prezenty, to gry nie istniały. Teraz kupuję je sobie sam, kiedy mnie najdzie ochota, potrzeba lub przecena. I może dlatego, że nie zakodowałem sobie tego w dzieciństwie, gdy ktoś mnie pyta, co chcę w prezencie, nigdy nie przychodzi mi do głowy „gra”.

Kiedy piszę, że gry nie istniały, mam oczywiście na myśli, że nie istniały jako przedmiot. Prezent musi być przecież przedmiotem, prawda? Jakimś fantem, który można zawinąć w papier i położyć pod obwieszonym łańcuchami i bombkami drzewkiem. Gdy byłem młody, w epoce piractwa komputerowego, gra nie istniała jako przedmiot, była tylko plikiem przegrywanym z dyskietki na dyskietkę. Moi rówieśnicy z Ameryki, którzy dziś piszą nostalgiczne posty na forach, mogli znaleźć pod choinką piękny kartridge do Nintendo. Moje gry pojawiały się dzięki magii kopiowania na pustych wcześniej dyskietkach.

Piractwa nie zabiła ustawa regulująca kwestie praw autorskich z 1994, tylko pojawienie się CD-ROM, których na początku zwyczajnie nie opłacało się jumać, a wraz z nimi pięknych, pudełkowych wydań w miarę przystępnych cenach, z instrukcjami i fantami. Gra nagle stała się przedmiotem, pudełko z grą to już coś, co istnieje, co można zdjąć z półki, owinąć w papier w mikołaje i położyć pod choinką.

A teraz kończy się rok 2013 i gry znów przestają istnieć, tym razem – na legalu.

PUDEŁKO NA CYFRĘ

Dystrybucja cyfrowa. Gier, książek i innych mediów. Istnieje od tylu lat, jest coraz powszechniejsza – a czasem wręcz nie ma alternatywy – a ja wciąż nie wiem, co o niej myśleć.

Z jednej strony jest wygodna, prawda? Wystarczy kliknąć, krasnoludki pobiorą sobie pieniążek z naszej karty lub cyfrowego portfela, a potem mija chwila – czasem dłuższa, zależy od łącza – i gra ląduje na naszym dysku twardym.

Który się w końcu zapcha i przestaje to wtedy być wygodne. Dlatego wolę jednak dźwignąć tyłek z kanapy i gdy mamy ochotę na Raymana podejść do regału z blurejami. Ach, no i jak ładnie wygląda rząd kolorowych pudełek. Można do niego podejść, wziąć płytę i pożyczyć koledze. Chociaż może to akurat wada, bo potem jeszcze zapomni oddać i zostajesz bez gry na rok albo dwa.

Zresztą trzeba uważać. Znalazłem niedawno na półce z przecenami w Empiku grę Ferrari The Race Experience, którą kupiłem, z powodu nieustającej fascynacji Ferrari i niskiej ceny. Nie przeczytałem uważanie napisów na pudełku i kiedy otworzyłem je w domu, okazało się że plastikowym pojemniku na blureja wcale nie ma blureja. Jest, owszem, instrukcja, jest całkiem ładna okładka, jest też wydrukowany na jej wewnętrznej stronie napis, wypadający akurat w miejscu, gdzie powinien być srebrny krążek – „Proszę mieć na uwadze, że ten program nie korzysta z płyty jako nośnika”. W instrukcji jest kod do PSN, który pozwala na pobranie gry – która, na marginesie, okazała się dość nudnym symulatorem, są pewnie fani takich rozrywek, ja wolę jednak podejście arkadowe do jazdy, ale nie narzekam, bo można sobie dekorować wiele modeli Ferrari i robić im zdjęcia.

Ale wracając do tematu – oto rozprowadzana cyfrowa gra, która tak, jak Pinokio chciał być prawdziwym chłopcem, chce być przedmiotem. Czymś, co można położyć pod choinką. Nie można tego zrobić z czymś, co jest tylko kupką bitów. Dlatego w sklepach reklamuje się zdrapki zasilające portfel w PSN jako dobre na prezent i dlatego wciąż pakowane są, czego kiedyś nie mogłem zrozumieć, w pudełka od blurejów. Nie masz pudełka – nie istniejesz. Nie istniejesz – nie nadajesz się na prezent.

PYŁ NA WIETRZE

Ale gry z dystrybucji cyfrowej czasem nie istnieją naprawdę, nie tylko metaforycznie. I to jest główna przyczyna, dla której podchodzę sceptycznie do tej formy sprzedaży. Wspominałem już kiedyś, jak nagle wyparował Flashback w wersji na iOS – kiedy jego twórca, Paul Cuisset, zdobył prawa do tytułu, żeby zrealizować remake. I co, znika gra, nie można jej pobrać, i nikogo nie obchodzi moje 89 centów.

Ale pal licho grę, w którą i tak grałem sto razy – ciągle boleję nad Outrunem w wersji na PS3, który wyparował z elektronicznego sklepu, gdy firma Ferrari wycofała licencję udzieloną firmie Sega. Kto się załapał i kupił – ten ma. Reszta może najwyżej kupić na allegro wersję na PS2, która wyszła na DVD, więc jest wieczna. Przynajmniej dopóki nie rozpadnie się płyta.

Oczywiście są to problemy, które dotyczą plików zabezpieczonych takim czy innym DRM. Problemem nie jest sama idea nośnika, tylko jego implementacja. Ale skoro żyjemy w cyberpunkowym świecie rządzonym przez korporacje, to można mieć pewność, że implementacja w większości przypadków będzie robiona pod ich interesy. No cóż, kontrola nad dostępnością gier to w sumie niewielki element tej całej opresyjnej maszynerii, o której możecie przeczytać w nowej książce Wojciecha Orlińskiego „Internet. Czas się bać”, ciesząc z tego, że czasem mamy jeszcze możliwość wyboru gry na nośniku fizycznym.

Ale pewnie już niedługo. Radujcie się zatem z każdej gry znalezionej pod choinką, nawet jeśli nie będzie to wasz wymarzony tytuł. W przyszłości znajdziecie tam najwyżej zdrapki.

I skarpety.

Źródło artykułu:WP Gry

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.