[Rozpoznanie wzorca] Miraż

[Rozpoznanie wzorca] Miraż

Michał R. Wiśniewski

Niedawna 20. rocznica magazynu „Gambler” naturalnie wzbudziła we mnie falę wspomnień. W latach 90 pomiędzy periodykami toczyły się wojny podobne do tych pomiędzy fanami Commodore i Atari czy Amigi i PC; takie to już prawa młodości. Kupowałem kilka tytułów – raz, żeby porównywać recenzje, dwa, że każdy miał bowiem w sobie coś szczególnego. „Top Secret” zapamiętałem jako pioniera, który później zdobył osobowość publikując przygody wirtualnych redaktorów; „Secret Service” miał, poza wieloma zaletami, kącik „Manga Room”, a „Gambler” – durnowate felietony i kultowe żółte strony, a na nich – klub miłośników gry Frontier: Elite II.

Ach, Frontier (1993), jedna z najlepszych gier w historii – wielka, otwarta galaktyka sprytnie upchnięta na jednej amigowej dyskietce. Kosmos stojący otworem – można było po nim latać, odwiedzać planety i stacje orbitalne, kupować, sprzedawać i przewozić towary, zabierać pasażerów, walczyć z piratami i policją, nabywać i doposażać statki kosmiczne, wykonywać przeróżne misje ku chwale Imperium lub Federacji, trwających w stanie czegoś w rodzaju zimnej wojny. W przeciwieństwie do pierwszej części, Elite, z czasów komputerów ośmiobitowych, Frontier miała zaimplementowaną fizykę, statki zachowywały się, jakby naprawdę były w kosmosie, a nie w grze zręcznościowej. W 1995 seria doczekała się kontynuacji pt. Frontier: Frist Encounters, a teraz, po latach, wraca ze wsparciem kickstartera jako Elite: Dangerous.

Ale wracając do „Gamblera” – Frontier była tak doskonałą i rozległą grą, że nie dało jej się opękać jednym tekstem. Dziś miałaby (i zresztą – ma) własną wiki i forum, wtedy, w czasach przedinternetowych, rolę centrów wymiany informacji między fanami stanowiły właśnie magazyny o grach. I właśnie w jednym z numerów „Gamblera” w tejże frontierowej rubryce ukazał się list kolesia, któremu udało się posiąść statek Mirage. Opisał, jakie ma osiągi, jak się nim lata, wow i uszanowanko.

TATA Z NINTENDO

Ach, Mirage, statek-legenda. Widziany na zdjęciach z misji, jak czeka na kosmodromach obcych. Każdy go chciał mieć. Książka „Sekrety Frontiera” („Secrets of Frontier Elite”) podawała skomplikowaną procedurę: trzeba zyskać rangę „elite”, zostać księciem Imperium, otrzymać błogosławieństwo prezydenta Korporacji Syriusza i polecieć na krawędź galaktyki.

Którą krawędź!?

Jak zyskać „błogosławieństwo prezydenta Korporacji Syriusza”???

Cóż, Mirage okazał się tylko mirażem, a autor książki przyznał, że przepisał te wskazówki z listu do magazynu o grach. Legenda miejska, jedna z wielu.

Wszystkie legendy miejskie związane z grami biorą się z kilku źródeł. Pierwszym z nich były właśnie magazyny o grach, które zamieszczały dowcipy prima aprilisowe albo, co gorsza, niesprawdzone (np. źle przetłumaczone) informacje, których czytelnik odcięty od jakichkolwiek innych źródeł wiedzy nie miał jak zweryfikować.

Drugim były różne odkrycia – jakiś dziwny przedmiot, kawałek widocznej w grze, ale niedostępnej, planszy – które podróżowały pocztą pantoflową, mutujące memy zamieniające się w legendy; głuchy telefon. Ktoś znalazł krowę w Diablo i nagle zrobiła z tego legenda o „krowim levelu” (zrealizowanym zresztą dla żartu przez twórców w Diablo 2), taka demitologizacja jest zresztą dość częsta wśród twórców, którzy lubią swoich fanów). Internet stał się jednocześnie narzędziem, który pozwala weryfikować wiele z takich rewelacji, ale jednocześnie bardzo ułatwił rozsiewanie plotek.

Trzecim był „ten dzieciak”, którego „tata pracował w Nintendo”, o którym ciągle czytam na forach miłośników retrogamingu. Mały troll, sprzedający kolegom kłamstwa o grach, dla zwrócenia na siebie uwagi albo z innych powodów. Znaliście takich typków? Spotkałem raz na wakacjach kolesia, było to jakoś w 1990, z którym zacząłem rozmawiać o grach, opowiedziałem o problemach z przejściem jednej z planszy w Pitfall 2. I ten koleś mi wytłumaczył, co trzeba zrobić, a ja mu uwierzyłem, bo dlaczego miałbym nie wierzyć? Kiedy wróciłem z wakacji spróbowałem zagrać wedle jego wskazówek okazało się, że pewnie w życiu nie widział tej gry na oczy: jego tipsy były wyssane z palca.

Przeżyjcie to jeszcze razTak samo, jak wyssane z palca były wszystkie sposoby na ożywienie Aeris z Final Fantasy VII, spotkanie Yeti w Grand Theft Auto: San Andreas, zdobycie miecza Diablo czy odblokowanie gołej Lary Croft w Tomb Raiderze.

Albo znalezienie kosmicznego statku Mirage, o którym ktoś napisał i wysłał do „Gamblera”.

I WANT TO BELIEVE

Dlaczego ludzie wymyślali takie kłamstwa w listach do redakcji? Złośliwość, chęć spłatania psikusa („zrobiłem to dla beki”) i głód sławy („popatrz mamo, jestem w gazecie!”).

Ale chyba nie tylko.

Kiedy okazało się, że Mirage nie istnieje, byłem smutny – nie dlatego, że ktoś mnie oszukał, ale dlatego, że poznałem prawdę, i okazała się mniej ciekawa. Prawda w ogóle nie jest ciekawa.

Na youtube można znaleźć film, na którym widać radość graczy z zakończenia klasycznej strzelanki River Raid:

Wystarczy lektura forów i wiadomo, że to fałszywka: River Raid nie miał zakończenia, plansza była generowana proceduralnie, a gra kończyła się po prostu, gdy wynik nie mieścił się w rejestrze. O tak:

Miejskiej legendy ze świata gier nie przeszkadzają mi tak, jak kłamstwa z reala: gra jest czymś przynależnym krainie fantazji. Przekraczanie każdej bariery, znajdowanie „jajek wielkanocnych” czy błędów pozwalających na więcej niż zakładał projektant, to jedna z najfajniejszych rzeczy w grach. O ile nie zmieni się w obsesję, jak w filmie „Avalon”, albo w wkładanie ogromnej ilości pracy w wykonanie kroków potrzebnych do zrealizowania celu przedstawionego w legendzie. Nigdy nie podjąłem próby zdobycie Mirage'a, wystarczała mi świadomość, że gdzieś tam kiedyś, może nie dziś ani nie jutro, czeka na mnie nagroda. Przyjemniej żyje się w świecie, w którym można liczyć na wskrzeszenie Aeris, choć to tylko świat miraży. I dobrze o tym pamiętać wracając do realnego świata.

Źródło artykułu:WP Gry

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.