Duchowy spadkobierca Burnouta, czyli Need for Speed: Most Wanted, nadaje się do tego nieco mniej, ponieważ trzeba uważać na gliniarzy.
Żeby zrozumieć, jak ważna jest przyjemność z jazdy, trzeba się przejechać w czymś arcynieprzyjemnym. Moją pierwszą grą samochodową, nie licząc odwiedzanych w wakacje automatów, był symulator (co wówczas oznaczało po prostu widok z kokpitu) Formula 1 firmy Mastertronic na MSX-a. Była brzydka. Niebieskiego niebo, zielona trawa, szara droga, od czasu do czasu jakiś żółty sprite na poboczu, brązowy kokpit z prostą animacją rąk na kierownicy. Napisać, że była masakryczna, to nic nie napisać, więc opowiem: ta gra nie wybaczała. Wystarczyło wypaść na trawę i koniec - „rozbiłeś samochód, game over”. Pierdzące dźwięki silnika, pisk kół i ten ostateczny trzask kraksy. I to wszystko na najprostszym torze „Silverstone”. Żeby wziąć udział w wyścigu, trzeba było zaliczyć okrążenie kwalifikacyjne. Robiłem je zawsze powolutku, ostrożnie, żeby tylko nie rozbić się, dojechać i spróbować się z czarnymi, migającymi sprite'ami przeciwników. Trwało to jakąś godzinę, a może całą wieczność. Godzina kwalifikacji i szybka śmierć na pierwszym albo drugim zakręcie podczas wyścigu. Jedyna pociecha, że wtedy gier się nie kupowało, a kopiowało. Szukając ilustracji znalazłem filmik z gry na youtube; w opisie jego autor wyraził dokładnie moje uczucia, ale dodał jeden smutny fakt: dostał tę grę na urodziny. Czuję twój ból, internetowy brachu.
MUZYCZKA Z EKRANU OPCJI BYŁA ŁADNAAle to było ćwierć wieku temu; dziś odpalam sobie Burnout Paradise i wrzucam muzykę z Drive (jego wielkim fanem jest twórca Metal Geara, Hideo Kojima, który nawet sprawił sobie charakterystyczną kurtkę noszoną przez bohatera i pokazał się w niej na twitterze). „I'm giving you a night call to tell you how I feel” śpiewa elektronicznym głosem Kavinsky, a ja czuję się jak bezimienny bohater filmu, który urządzał sobie nocne wycieczki dla relaksu. Nocne Paradise City jest takie piękne. Silnik nieistniejącego samochodu mruczy przyjemnie, żadnych zmartwień, tylko bezkresna ulica.
Kavinsky – postać, w którą wciela się francuski muzyk Vincent Belorgey – w 1986 rozbił swoje czerwone Ferrari Testarossa i po 20 latach powrócił – wraz z samochodem, z którym połączyła się jego dusza - jako zombie, by grać muzykę elektroniczną. Jego album nosi nazwę „Outrun” i nie jest to przypadek.
Outrun to gra firmy Sega z 1986 roku (powstała ledwo rok po Formula 1!), pierwsze wyścigi, w których najważniejsza była przyjemność z jazdy. Nie, nie wyścigi (racing), tylko właśnie jazda (driving). Czerwone (nielicencjonowane) FerrariTestarossa, łokieć za oknem, blondynka na siedzeniu pasażera, wystarczy nastawić radio, wybrać ulubioną piosenkę i można jechać. W lewo – będzie prościej, w prawo – trudniej, ale ciekawiej. Trzeba tylko zdążyć na czas, ale to nie problem, jeśli się nie zdąży: Game Over, ale bez spinki, można wrzucić kolejny żeton i zabawa zaczyna się od nowa. Jeśli wypadniemy z trasy, to tracimy cenny czas, ale ta gra nagradzała nas za wypadek piękną animacją wypadku (odległa zapowiedź orgii zniszczenia z Burnout Paradise, jakie to różne od smutnego pierdnięcia w F1), która na początku lat 90. została wykorzystana w reklamie społecznej MTV przeciwko jeździe pod wpływem alkoholu. I to było moje pierwsze, nieco spóźnione, spotkanie z Outrun.
Nie jeździj po pijaku, w życiu nie masz kolejnego żetonu!Były to czasy Amigi i gry Lotus 2, podobnej nieco do Outrun i nie pozbawionej przyjemnych momentów, ale nic nie mogło się równać z widokiem blondynki wypadającej z dachującego Ferrari. Odnalazłem więc Outrun na automatach i zostawiłem w nim parę żetonów. Gra doczekała się adaptacji na sprzęty domowe (o różnym stopniu wierności) oraz kilku mniej lub bardziej dziwnych sequeli, które (zwłaszcza te na domowe konsole Sega) miały z nią wspólny jedynie tytuł (Outrun Europa czy futurystyczny Outrun 2019). To więcej niż gra, to ikona popkultury. Co ciekawe – neonowe palmy z zainspirowanej filmem Drive niezależnej gry Hotline Miami są nawiązaniem do Outrun.
ŻYCIE BYŁO NUDNE
Na prawdziwą kontynuację przyszło czekać aż do 2003 roku, ale było warto. Outrun 2 (a także rozbudowana wersja Outrun 2 SP) to prześliczna i przefajowska gra, która przeniosła ducha oryginału w XXI wiek. Trójwymiarowa grafika i galeria (licencjonowanych!) Ferrari do wyboru, i w jakim chcesz kolorze. I znów – wystarczy wybrać ulubioną piosenkę, wcisnąć gaz do dechy i uważać, żeby nie zdenerwować dziewczyny (ślicznej blondynki o urodzie typowej dla trójwymiarowych panien z gier firmy Sega); za złą jazdę można oberwać fochem owiniętym w wątłą, dziewczęca pięść. Z drugiej strony, za ładne drifty i przegonienie rywali nagradza nas okrzykami zachwytu i serduszkami. Owe serduszka są także podstawą trybu „Heart Attack”, w którym dostaje się je za wykonywanie różnych zadań („driftuj”, „zalicz bramki”, „wyprzedzaj samochody”, „nie wpadnij na nikogo”, „jedź po czerwonym polu”) wymyślanych przez dziewczynę.
Outrun 2 (SP) wciąż można spotkać w salonach gier; zwykle jako dwumiejscowe automaty pozwalające na ściganie się z żywym przeciwnikiem. I kiedy tak podliczyłem, ile dwuzłotówek pożarły te cudowne maszyny, postanowiłem kupić sobie grę do domu. Co się okazało – wprawdzie w 2009 wyszła wersja na konsole ostatniej generacji (Xbox 360 i PS3), nazwana dla niepoznaki OutRun Online Arcade, ale już jej nie ma – została usunięta z XBLA i Playstation Store, ponieważ wygasła licencja Ferrari. Jak następnym razem będziecie protestować przeciw ACTA, upomnijcie się przy okazji o przywrócenie Outrun OA. Z jednej strony żałuję pięknej grafiki w HD, z drugiej, ponieważ była pisana, gdy gry z dystrybucji elektronicznej na Xboxa 360 podlegały ograniczeniem objętości, wyleciało z niej wiele rzeczy z wersji O2SP.
I właśnie na takie okazje trzymam niezastąpioną Playstation 2. Za równowartość dziesięciu rundek na automatach stałem się właścicielem używanej płyty DVD z Outrun 2006: Coast to Coast. Kolejna zmyłkowa nazwa, pod którą kryje się stary, dobry automatowy O2SP, a także nowa, tytułowa gra, oferująca m.in. dodatkowe samochody i wiele nowych trybów rozgrywki, w tym sieciowej. Niestety, wszystkie serwery (także na inne platformy, na które wyszedł O2006, czyli Windows i XBox), już pozamykano; pozostaje gra po domowej sieci LAN.
Więc siadam przed telewizorem, podłączam kierownicę, wrzucam płytę, wybieram testarossę, nastawiam radio na ulubioną piosenkę – to nowe wersje klasycznych melodii, łokieć za okno, blondynka na siedzeniu pasażera i gaz do dechy.
„Życie było nudne”, śpiewa w ostatniej kawałku z radio OutrunDonna Burke – australijska piosenkarka i aktorka robiąca karierę w Japonii. Słowa piosenki „Life was a bore” to historia właśnie tej dziewczyny z siedzenia pasażera, w której pozbawione emocji życie wjechał wyluzowany chłopak w Ferrari i zabrał ją w beztroską, ekscytującą podróż życia.
I może ja wcale nie jestem tym chłopakiem w Ferrari, tylko tą znudzoną dziewczyną. I chociaż Outrun to nie jest przygoda życia, to dał mi parę chwil autentycznej radosnej beztroski, jaką tylko może dać elektroniczna zabawa.