[Rozpoznanie Wzorca] Conrad, zamknij się!

[Rozpoznanie Wzorca] Conrad, zamknij się!

Michał R. Wiśniewski

Gra ukazała się latem jako „czasowy ekskluziw” na Xboxa, od miesiąca mogą się nią cieszyć również posiadacze PS3 i PC. Tylko czy jest się z czego cieszyć?

Na remake tej klasycznej platformówki czekałem, o czym pisałem kiedyś, z wiarą, nadzieją i miłością. Z miłością do oryginału, z nadzieją na dobrą grę i z wiarą w zapomniany geniusz pechowego twórcy, Paula Cuisseta. Ale w głębi wiedziałem, że to nie ma prawa się udać – że nie powstanie gra o takim impakcie, jak oryginał, który był wówczas w awangardzie, że można liczyć najwyżej na coś w rodzaju nowej trasy koncertowej starego rockmana, który zagra stare hity w nowej aranżacji, posiłkując się pomocą młodszych muzyków.

Największym osiągnięciem Flashbacka HD (dawniej – Flashback Origins, jakoś bardziej podobał mi się ten roboczy tytuł, dający nadzieję na sequel pt. Legends, tak nazywała się nieopublikowana i nieukończona trzecia część gry) jest podkreślenie geniuszu oryginału. Na tle nowej produkcji jak widać, co było w niej zrobione dobrze – niestety dlatego, że teraz jest zrobione źle.

Stary Flashback, ten z z 1992 roku, był jedną z pierwszych gier używających nowoczesnych środków narracji. Gdy się ukazał, z powodu tego samego studia mylono go z sequelem wcześniejszej gry Delphine Software International, Another World Erica Chahi. Ale chociaż nie był kontynuacją (stworzyli go przecież inni ludzie), to wiele odziedziczył po grze Erica – zwłaszcza podejście do opowiadania historii. Chociaż znajdziemy tu – czego nie było w niemym i beztekstowym Another World – fragmenty bogate literacko (holograficzne nagrania czy komputerowy dziennik), narracja jest oszczędna i doskonale skrojona.

Widać to już w pierwszych sekwencjach – jeszcze bezimiennego bohatera poznajemy w biegu, widzimy najpierw jego sportowe buty, potem niemal dosięgające go strzały miotaczy laserowych i pogoń. Bohater wskakuje na latający motor i odlatuje, goniony przez statek kosmiczny, który zestrzeliwuje go nad pozaziemską dżunglą. Wszystko w rytm dramatycznej muzyki, budującej napięcie od pierwszych chwil.

A potem – ekran startowy i wreszcie pierwszy etap, znów rozpoczynający się krótką animacją. Oto leżącego na ziemi nieprzytomnego bohatera budzi nieziemski owad, ten podnosi się, zrzucając leżący obok tajemniczy przedmiot. I zaczyna się gra. Stoimy na platformie w dżungli, słysząc jedynie odgłosy przyrody i denerwujące bipanie. Jeśli pójdziemy w lewo, możemy spaść w bezdenną przepaść – wyświetli się wówczas jedna z wielu animacji oznaczających śmierć: bohater koziołkujący i znikający w czarnej otchłani.

Ale jeśli pójdziemy w lewo, napotkamy na zamykające się drzwi, broniące dostępu do dalszej części planszy. Wkrótce okaże się, że mają one związek ze źródłem denerwującego dźwięku – to przedmiot, który strąciliśmy przy pobudce, zablokował czujnik odpowiedzialny za otwieranie owych drzwi. Musimy go podnieść, żeby pójść dalej (podniesieniu towarzyszy animacja, nie jest to zwykłe „wzięcie itema” jak w innych platformówkach z tamtych czasów). Okazuje się, że to kostka z nagranym hologramem, z którego dowiemy się, że nasz bohater ma na imię Conrad, stracił pamięć i musi dostać się do Nowego Waszyngtonu, by spotkać z przyjacielem, Ianem.

Spójrzmy, jak to wszystko zostało elegancko wymyślone – animacja ze strącaną kostką i pretekst, żeby zmusić gracza do jej podniesienia. Gra pełna jest różnych eleganckich rozwiązań. W dalszej części konieczne będzie naładowanie kartridża uruchamiającego most nad przepaścią – ładuje się go w tej samej stacji, w której ładuje się osobistą tarczę ochronną (odpowiednik „punktów energii”). Na końcu etapu, wyposażeni w pas antygrawitacyjny, musimy wykonać „skok wiary” w przepaść (tamtędy wiedzie droga do Nowego Waszyngtonu) – tylko po to, żeby zobaczyć wspomnianą wcześniej animację śmierci: bohater koziołkuje i znika w czarnej otchłani... gdy nagle aktywuje urządzenie i bezpiecznie ląduje na ziemi!

Wszystko to można zobaczyć grając w dołączoną do remake'u oryginalną wersję gry (oznaczoną jako 1993, wtedy wyszła wersja na PC), chociaż – to skandal! – brakuje w niej muzyki! Granda, soundtrack skomponowany przez Jean Baudlot (i zaaranżowany na Amigę przez Audio Monstera) sprawiał, że całość nabierała epickiego rozmachu.

Gra, która chciała być filmem

Ale najważniejszym dziedzictwem Another World była filmowość – te gry bardzo starały się udawać, że nie są grami. Stąd brak wyświetlaczy ekranowych (AW) lub ograniczenie ich do minimum (FB), stąd uzasadnienia fabularne takich rzeczy jak ładowanie energii, animowane zgony i filmowe podnoszenie przedmiotów.

Nowy Flashback nawet nie próbuje udawać, że jest czymś innym. To gra, gra z wielkim napisem GRA, gra z przerośniętym HUD-em (można na szczęście ustawić w opcjach, ile rzeczy ma być pokazywane na ekranie) i z przedmiotami, które są „itemami” jak w Mario Bros. To gra, w której kolekcjonuje się ukryte „morph eye”, chociaż jeszcze nie wiemy czym są Morphy.

Dziś można wszystko, nie ma żadnych ograniczeń – zamiast lakonicznego intro jest animacja z wieloma ujęciami z kamery, której niestety brakuje tamtego dramatyzmu. Levele zostały nieco zmienione, przez co posypała się narracja – kostka z hologramem po prostu leży na ziemi, zupełnie bez sensu. Zamiast półotwartego świata, w którym wiele lokalizacji można było zwiedzać nielinearnie, pojawiają się rozwiązania typu człowiek mówiący, że winda jest zepsuta; magicznie naprawia się, gdy zrobimy co mieliśmy zrobić – daleko tu do subtelności oryginału.

Conrad z 1992 był małomówny, Conrad z 2013 jest bucem, któremu nie zamyka się gęba. Gada tekstami z kiepskiego amerykańskiego komiksu. Oryginalna gra była pełna nawiązań do filmów S-F z lat 80. i początków 90. – elementy fabuły były, sprytnie i – znów – subtelnie zapożyczone z takich filmów jak „Bladerunner”, „Total Recall”, „They Live!” i „Alien”. Tutaj te nawiązania są rozsmarowane po twarzy gracza – Conrad w fałszywych dokumentach ma nazwisko Carpenter (jak reżyser „They Live!”), statek kosmiczny nazywa się „Ver Hoeven” (czyli Verhoeven, reżyser „Total Recall”), polując na zbiegłego replikanta Conrad mówi o nim „skinjob”, jak w „Bladerunnerze”, jest to notabene bardzo brzydkie sformułowanie, porównywalne (w filmie) do „czarnucha”. Mówiłem, że jest bucem?

Całe rozdęcie i przegadanie fabuły wzięło się z głupiego komiksu – krótkiej historii wyprodukowanej przez Marvela, która była dołączana do amerykańskiego wydania oryginalnej gry, dostarczającej przegadanego i idiotycznego tła do prostej historii opowiedzianej w grze. Ktoś wpadł na „genialny” pomysł, żeby wcisnąć to do remeaku, stąd tytułowe flashbacki stylizowane na komiks, stąd – nieobecna w poprzedniej grze, a występująca w komiksidle – postać Sonya'i, dziewczyny Conrada. Ciekawe co będzie z Sarah, którą poznał w Fade To Black!

To, co zasmuciło jednak najbardziej, to że oryginał był francuską grą. I oprócz czerpania z amerykańskiego kina s.f. (to zresztą bardzo francuskie posunięcie!) miał wiele elementów z francuskich komiksów. Takich jak wygląd Ziemi. Uwielbiał Ziemię z Flashbacka. Nowa gra wygląda jak hollywoodzki blockbuster s-f. Jest ładna, ale brakuje jej duszy. Zupełnie jak stary „Total Recall” i jego nowa wersja, w której szaloną wizję zastąpiła bezpieczna sztampa.

Molekularne gogle nostalgii

Ale mimo wszystko ta gra mi się podoba. Kiedy szybko nacisnę przycisk „skip” i nie wczytuje się w bzdurne komiski, kiedy przymknę oczy na przesadzone fabularne twisty, okazuje się, że jest tak samo przyjemna jak oryginał. Gdy już przyzwyczaiłem się do nowego sterowania (wielu narzekało na dziwne kontrole w oryginale, niesłusznie, był to jeden z przejawów geniuszu tamtej gry), okazało się, że jest miło. Przyjemnie strzela się do latających dron korzystając z nowej funkcji strzelania w 360 stopniach. Chociaż gra została uproszczona (nie trzeba też już tyle biegać dla samego biegania), na dalszych etapach zostało wiele zagadek w stylu oryginału.

Ucieszyło mnie kilka smaczków specjalnie dla starych fanów. Takich jak ekran opcji, będący cytatem z (brzydkiego) ekranu opcji z wersji na SNES, ale możliwość użycia znanych z okładki oryginału okularów molekularnych. Służą tu za „tryb detektywistyczny”, pozwalający na odkrycie poszlak i niewidocznych elementów (jak miny). I uproszczenie rozgrywki dla dzisiejszych, najwyraźniej nie tak mądrych jak kiedyś, graczy.

Ale właśnie ten wynalazek sprawił, że pokochałem nowego Flashbacka, może nie taką miłością, jaką darzyłem (i wciąż darzę) oryginał, ale mimo wszystko szczerą. Otóż na pierwszym levelu spotykamy rannego człowieka, któremu trzeba przynieść teleport. W oryginale leżał sobie w odległym miejscu planszy „bo tak”, tutaj do tego zdarzenia został dopisany pretekst fabularny – ukradło go jakieś stworzenie. Oglądając przez molekularne okulary ślady owego zwierzaka, przypominające odciski kocich łapek, prowadzące wprost do rzeczonego teleportu, stwierdziłem, że było warto wydać te cztery dychy. Przyjemność to suma przyjemnych momentów, a ten był wyjątkowo rozczulający.

Źródło artykułu:WP Gry

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.