Tak było z grami na urządzenia z ekranami dotykowymi – obok gier wykorzystujących ich specyfikę do uzyskania zupełnie nowych doświadczeń czy trybów rozgrywki, wiele tkwiło w przeszłości, emulując np. stare sposoby sterowania przy pomocy wirtualnych kontrolerów.
Tak było też z grami w internetowej technologii Flash. Flash to potężne i uniwersalne narzędzie, które pozwalało na zrobienie wielu rzeczy – od prostych platformówek, przez przygodówki, po – w nowszych wersjach – gry trójwymiarowe. Niewielu twórców potrafiło jednak dostrzec specyfikę tej internetowej platformy i stworzyć coś naprawdę oryginalnego. Jednym z tych, którym się to udało, był On, niezależny japoński twórca gier, który zasłynął serią Grow (pasują tu oba znaczenia tego słowa – rosnąć i uprawiać), dostępną na jego autorskiej stronie Eyemaze.
Na początku Flash był technologią pozwalającą na umieszczanie w sieci wektorowych animacji, które niewiele ważyły, co było istotne w dawnych czasach modemów i wolnych łączy. I właśnie animacja jest w Grow najważniejsza.
Pierwsza odsłona cyklu, dla niepoznaki nazwana Grow ver. 3 (taki numerek miała bowiem ostateczna, najbardziej wypolerowana wersja gry), ukazała się jedenaście lat temu. Stawia ona gracza wobec czerwonej kuli z emblematem „GROW” i dwunastu ikon. Każdą z nich można przeciągnąć na rzeczony emblemat, a wtedy rzecz reprezentowana przez ikonę zaczyna wyrastać z kuli. W każdej rundzie można zasadzić jedną rzecz, zaś każda rzecz zasadzona we wcześniejszych rundach rośnie o jeden poziom („level up”, jak w grach RPG). Celem gry jest uzyskanie „dobrego zakończenia” – wymaksowanie leveli każdej rzeczy, co stanie się możliwe jedynie przy zachowaniu odpowiedniej kolejności zasiewu. Te przedziwne – abstrakcyjne i surrealistyczne – „rośliny” wchodzą ze sobą w interakcję. Np. jeśli za wcześnie zasiejemy wiatraczek, przegoni oną bąbelki, które powinny wylevelować w chmurkę i podlać deszczem rosnącą górę. Góra, jeśli spadnie na nią deszcz, zazieleni się – w przeciwnym wypadku zmieni się w wulkan. Jak widać na tym przykładzie, wyboru kolejności ikon nie należy dokonywać na chybił-trafił, tylko analizując co się potem z nimi dzieje, choć oczywiście na początku trzeba będzie poklikać w ciemno. To gra, w którą przyjemnie się przegrywa – nawet jeśli nie doprowadzimy wszystkich rzeczy do maksymalnego poziomu rozwoju, przyjemnie i ciekawie ogląda animacje innych ścieżek rozwoju. Dostępne jest również sekretne zakończenie.
Tak oto niezależny twórca wykorzystał nową technologię do stworzenia nowego gatunku gier. Nie spoczął na laurach i zaczął rozwijać swój pomysł. Kolejną grą w serii była Grow RPG, która wcale nie była, wbrew nazwie, RPG, ale miała jej elementy. Tym razem zamiast czerwonej kuli jest mała planeta – kraina fantasy, na której należy zasiać las, zamek, labirynt, magiczną wieżę i temu podobne rzeczy (w sumie osiem ikon) – tak, by wyhodować świat, w którym erpegowy bohater odbędzie quest i pokona złego bossa. Ów boss również ma zdolność zasiewania, z której korzysta, by tworzyć czyhające na naszego małego herosa potwory.
W trzeciej odsłonie gry, Grow Cube, On odszedł od kuli i umieścił akcję w tytułowej kostce. Widać, jak rozwinął się jako artysta – gra zachwyca animacją.
BYŁO SOBIE JAJO
Ponieważ pierwsza gra z serii Grow miała w tytule cyfrę 3, fani zasypywali autora pytaniami, co się stało z 1 i 2. Żeby się nie musieć wciąż tłumaczyć, zrobił po prostu dwie nowe gry Grow ver.1 i Grow ver.2. Złożona z sześciu przedmiotów „dwójka” opowiada o przedziwnych leśnych stworzeniach, „jedynka” zaś odchodzi od standardowej konstrukcji serii i stawia gracza przed serią binarnych wyborów. Dostajemy migającą, kolorową kulkę – chcemy ją wysiadywać w gnieździe, czy zakopać w ziemi? Każdy wybór przenosi do kolejnego, warto prześledzić wszystkie ścieżki.
Powrotem do klasycznego sterowania była gra Grow Tower, w której należy zbudować jak najwyższą wieżę (z tradycyjnie cudacznych i „levelujących” elementów). Dwie gry, Grow Island i Grow Valley powstały na zamówienie Shibaura Institute of Technology i jest w nich mniej surrealistycznej logiki – są za to małe inżynierskie ludziki budujące małe utopijne krainy.
Gra Grow Cannon wprowadziła nowy system zasiewu – przedmioty są w niej wystrzeliwane z armaty, która daje możliwość wyboru miejsca, gdzie dany fant zostanie zasiany. Celem gry jest zaś obudzenie śpiącego ludzika; trzeba więc wyhodować jak najwięcej hałasu.
Najnowszą odsłoną cyklu jest Grow Maze. Gracz znajduje się w labiryncie jak ze starej komputerowej gry RPG, w którym znajdzie różne przedmioty, mechanizmy i dziwaczne postacie. Znalezione przedmioty dzielą się na zwykłe i „uprawne”, co odróżnia grę od klasycznych przygodówek. Gracz znajduje np. elementy potrzebne do zbudowania mostu nad przepaścią – ale zamiast ich po prostu użyć, musi rzeczony most zasiać w odpowiedniej kolejności. To chyba najfajniesza gra z całej serii.
Oprócz głównego cyklu na stronie Eyemaze można znaleźć przeróżne minigierki, a także gry pokrewne duchowo serii Grow, takie jak Black Box, w której również hoduje się przedziwną maszynerię, ale zawiera więcej elementów interaktywnych (takich jak odczepianie i przyczepianie elementów w innym miejscu czy potrząsanie całą konstrukcją). To jedyna gra, za którą trzeba wnieść symboliczną opłatę, ale naprawdę warto.
Najtrudniejszą grą, jaką stworzył On, jest Chronon. Miejscem akcji jest mieszkanie potwora, w którym siedzi uwięziony w klatce mały ludzik. Zadaniem gracza jest jego uwolnienie; w tym celu możemy klikać na różne przedmioty (np. otworzyć lufcik lub przemieścić rondel z wieszaka na palenisko) oraz – i tu się robi naprawdę ciekawie – przenosić w czasie między różnymi porami dnia. Każda czynność z przeszłości wpływa na przyszłość, trzeba więc myśleć i kombinować w czterech wymiarach: ból głowy gwarantowany.
Podobnie jak Pixel, inny niezależny japoński twórca gier, o którym pisałem tydzień temu, On wypracował swój własny, rozpoznawalny styl. Dziwaczne rośliny (np. kwiat z krowich wymion) i potworki (szczególnie urokliwa jest rasa rogatych cyklopiątek zwanych Tontie) przewijają się przez wszystkie gry. Kolorowa i urocza grafika i animacja wspomagane są przez odpowiednio nastrojową muzykę – a kiedy się wygrywa, to naprawdę czuć, że się wygrało. W czasach, gdy wiele gier kończy się napisem „Gratulacje” w pop-upowym okienku, On urządza dla swoich graczy prawdziwe parady zwycięstwa, pełne zabawnych i surrealistycznych animacji. Także po osiągnięciu celu w Grow Maze można nadal chodzić po labiryncie, odwiedzając poznane wcześniej postacie. W dzisiejszych czasach szalejącej komerchy gry tworzone z taką pasją i szacunkiem dla odbiorcy są rzadkością. Warto je pielęgnować.
Ciekawe, co jeszcze z nich wyrośnie.Forge of Empires poprowadź swoje plemię przez epoki