Szeroka hakama, charakterystyczna zbroja płytowa, hełm budzący grozę i najważniejszy element – katana. Bez tych elementów nawet najlepiej wyszkolony wojownik wyglądałby jak najzwyczajniejszy człowiek, chociaż sposób jego zachowania mógłby dać nam do myślenia, kim tak naprawdę jest. A czy poznalibyście prawdziwego samuraja tylko i wyłącznie po samej głowie?
Niektóre pozycje w bibliotece gier na NES-a to największe dziwolągi, jakie nosi świat. Jednym z najlepszych przedstawicieli tej grupy jest Zombie Nation z 1990 roku. Jest to tytuł, który niesie ze sobą taką masę niedorzeczności i absurdu, że mało wyćwiczony umysł potrafi samoczynnie się wyłączać podczas grania. Siądźcie zatem porządnie, przygotujcie sobie szklankę wysokoprocentowego mleka, bo zaraz poznacie jedną z najdziwniejszych historii daleko odbiegającą od jakichkolwiek logiki.
W niedalekiej przyszłości roku 1999 na Ziemię spada meteoryt. Ot, zwykła skała z kosmosu, którą wszyscy mają głęboko w nosie. Przecież nawet najwięksi naukowcy nie zwracają uwagi na takie rzeczy. Przez ich indolencję cały świat staje wobec groźby ogromnego potwornego niebezpieczeństwa. Ów głaz okazuje się być nieprzyjaźnie nastawionym obcym, który za pomocą hipnotyzujących promieni zamienia ludność całej Ameryki w zombie. W tym momencie powinien się pojawić jakiś heros, któremu ta cała sytuacja za bardzo się nie spodoba. Fakt, pojawia się ktoś, jednak losy świata nie za bardzo go obchodzą. Chodzi mu tylko i wyłącznie o jego dawny miecz, który przy okazji całej tej sytuacji wpada w niepowołane ręce. A że jest on najpotężniejszą bronią we wszechświecie, to nasz „wybawca” musi się trochę pospieszyć. Warto nadmienić, iż wyrusza on z Japonii, że był martwy przez ostatnie kilkaset lat, a on sam jest latającą, łysawą głową. Co tak mocarna katana robi w Ameryce? Czemu kosmiczny najeźdźca w ogóle się nią nie interesuje? I co się dzieje z resztą świata? Kogo to obchodzi! W grze kierujemy losami fruwającego czerepu samuraja!
Pewnie jesteście ciekawi, czym jest Zombie Nation, skoro główny bohater nie posiada tak naprawdę żadnego ciała. Bez problemu możecie odrzucić gry sportowe i platformówki. Okazuje się, że tytuł ten jest shoot’em upem. Lecimy z lewa na prawo, strzelamy do wszystkiego, co się rusza i na końcu ubijamy bossa. Jednak w tym przypadku większość tych standardów została dość mocno przeobrażona. Przez to, że latamy głową, a nie jakimś zaawansowanym myśliwcem, nasze strzały to oczy i niezidentyfikowana maź z ust.
Są one zadziwiająco skuteczne w zwalczaniu wszelkich wrogich oddziałów, jak i niszczenia niektórych obiektów niczym z gier z serii Rampage. Z burzonych w ten sposób budynków i skał od czasu do czasu wypadają ludzie wołający pomocy. Ich ratowanie jest bardzo ważne, gdyż ulepszają oni nasze zdolności bojowe, a można to robić do trzech razy. Dodatkowo nasz samuraj posiada pasek życia. Bez niego przejście któregokolwiek z czterech etapów byłoby absolutnie niemożliwe, chociaż i z nim łatwo nie jest. Na szczęście uzupełnia się on co jakiś czas przy okazji zdobywanych przez nas punktów.
Niestety każdy element tej rozgrywki niesie ze sobą jakiś problem. Jednym z największych jest samo sterowanie, które jest dość mozolne. Głowa samuraja jest spora, a jej ruszenie z miejsca zajmuje trochę czasu. Niestety przez to co rusz wpadamy na jakieś pociski, pojazdy, czy inne przeszkody, co oczywiście szybko kończy się naszą śmiercią. Innym problemem są miotane przez nas pociski. Mają one tak dziwne trajektorie lotu, że ciężko jest precyzyjnie w cokolwiek celować. Do tego dochodzą problemy z czytelnością samej gry. Miejscami na poziomach dzieje się tyle rzeczy naraz, że trudno ocenić, co tak naprawdę się dzieje, nie mówiąc już o omijaniu jakichkolwiek przeszkód. Przez to gra nie należy do najłatwiejszych, chociaż jej zakończenie warte jest całego trudu.
Żeby w pełni zrozumieć dziwność Zombie Nation trzeba w niego koniecznie zagrać. Niedorzeczna historia, groteskowi bossowie i niespotykany nigdzie indziej bohater tworzą z tego tytułu niezapomniane przeżycie. Może i sama gra posiada mnóstwo niedoróbek i potrafi zeźlić nawet najtwardszych graczy, ale i tak polecam ją wszystkim, zwłaszcza miłośnikom absurdu i tandety.