Retro - Worms

Retro - Worms

Mateusz Gołębiowski

Wormsy nie miały najłatwiejszego startu. I aż dziw bierze, że z początku totalnie nikt ich nie chciał, a ich twórcę, Andy’ego Davidsona, odsyłano z kwitkiem. Chłop jednak wierzył w swoje dzieło i postanowił wziąć je na targi ETCS, by tam spotkać kogoś, kto pomoże mu wydać grę na świat. Tam znalazł Marka Foremana, który to polecił skontaktowanie się ze studiem Team 17. I jak dobrze teraz wiemy, był to strzał w dziesiątkę.

Worms początkowo pojawiły się w 1995 roku na Amigę. Gatunkowo prezentowały dość mało rozpowszechniony, acz bardzo grywalny gatunek gier artyleryjskich. Wiele osób ignoruje jego istnienie przyczepiając Wormsom łatkę strategii turowej, jednak w tym tytule znajomość balistyki jest trochę ważniejsza od odpowiedniego rozmieszczenia jednostek. Inspiracją do ich powstania był sławetny Scorched Earth, w którym za pomocą czołgu musieliśmy pozbywać się… innych czołgów na planszy pełnej gór i dolin. Dzieło Davidsona było naturalną ewolucją tego tytułu. Nie dość, że doskonale poprawił wszelkie niedoróbki tego poprzednika to dodał drugie tyle od siebie.

Żeby było jasne, celem każdej misji w Wormsach było pozbycie się przeciwnika zanim on pozbędzie się nas. Bitwy były podzielone na tury, a czas na wykonanie ruchu był ograniczony. Nie było tu miejsca na opracowywanie skomplikowanych strategii. Trzeba było błyskawicznie działać. Potyczki toczyliśmy na dwuwymiarowych arenach pełnych min, mostów i wybuchających beczek. Każdą ich część mogliśmy niszczyć, przez co po wszystkim w niczym nie przypominały one siebie z początku. Do walki dostawaliśmy armię czterech robaków uzbrojonych po zęby w najróżniejszą broń począwszy od zwykłej bazooki, uzi, czy strzelby, a na kulach ognia i bombardowaniach z powietrza skończywszy. Klucyowa była znajomość działania każdej z nich. Bazooka może i robiła duże obrażenia, ale jej pociski były bardzo czułe na wiatr, granaty za to go zupełnie ignorowały, ale wybuchały po pewnym czasie, a do używania dynamitu musieliśmy mieć spore pole do ucieczki by samemu od niego nie oberwać. Było tego multum, a każda tura pełna napięcia – co zostanie w danym momencie użyte i na kim.

Davidson dodał do swojej gry jeden dość znaczący element, którego próżno było szukać w Scorched Earth – poruszanie się. Robakami mogliśmy pełzać i skakać gdzie tylko dusza zapragnęła, a żeby nie było to zbyt monotonne, do arsenału dodano sporo sprzętu poszerzającego nasze zdolności ruchowe. Lina z kotwicą, spawarka, młot pneumatyczny, a nawet i teleport. Wszystko tylko po to, by szybko dostać się w bardziej strategiczne miejsca, a przeciwnik czuł nasz oddech na plecach. A jeżeli nie chciało nam się za bardzo gdzieś ruszać, zawsze mogliśmy zbudować sobie stalową kładkę, poskakać na skakance albo po prostu się poddać. Chociaż zamiast ostatniej opcji lepiej było wykonać kamikaze na robalach przeciwnika.

Wormsy jednak nie byłyby sobą gdyby nie mały współczynnika chaosu, który wkradał się w każdą z potyczek. Każdy nasz ruch czy strzał mógł się nie udać, a konsekwencje tego były zazwyczaj bardzo widowiskowe. A to pocisk z bazooki zwiało gdzieś w naszych kamratów, a to granat wyrzucił w powietrze miny leżące nieopodal, czy też robak, który już miał wpaść do wody, zatrzymywał się na jedynym pikselku ponad jej powierzchnią. Wywoływało to zarówno salwy śmiechu, jak i tonę bluzgów. Żadna bitwa nie była taka sama i zawsze działo się coś nieprzewidywalnego.

Wormsy to prawdziwy, ponadczasowy klasyk, którego rozgrywa nie zestarzeje się jeszcze przez wiele generacji. Ma bezkonkurencyjny tryb wieloosobowy, daje tonę satysfakcji i rzadko przy którym tytule można się tak pośmiać. Może i nie wygląda teraz najlepiej, a miejscami nawet źle, jednak i tak sprawia o wiele lepsze wrażenie niż „balonowy” styl, który mamy dziś. Nie wiem jak to się stało, że stare, pikselowe robaki mają więcej charyzmy, niż ich nowocześni bracia. Osobiście polecam Worms Plus/Reinforcements, w której dodano nową broń i mapy, a nawet i pogrzebano przy grafice. Jest to chyba najlepiej wyważona część całej serii, która niestety jest teraz pełna nieudanych pomysłów.

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
ZATRZYMAJ SIĘ NA CHWILĘ… TE ARTYKUŁY WARTO PRZECZYTAĆ 👀