Retro - Widget
Retro - Widget
Ponoć jeden z Planetarian rzucił w diabły swoja robotę, bo jego pierścień był kompletnie bezużyteczny. Ale nie ma co się martwić! Na świecie jest jeszcze jeden obrońca przyrody, który może i nie wygląda jak latający MacGyver o zielonych włosach, jednak mimo to radzi sobie równie dobrze.
Widgeta mogliśmy poznać przy okazji serialu animowanego puszczanego w połowie lat 90. w polskiej telewizji. Czasem mi się wydaje, że byłem jego jedynym widzem, jednak nie zmieniało to faktu, że dorobił się aż 65 odcinków. Formuła serialu bardzo przypominała tę z Kapitana Planety. Była banda kosmitów, którzy zanieczyszczali Ziemię, zagrażali ginącym gatunkom zwierząt, a od czasu do czasu kradli najznamienitsze zabytki. Jedynym ratunkiem na tego typu sytuacje był tytułowy Widget – mały, purpurowy przybysz z odległej galaktyki, który posiadał bardzo ciekawą właściwość wokół której wszystko się kręciło. Potrafił zmieniać swoją postać praktycznie w co tylko chciał. Począwszy od przeróżnych zwierzaków i dziwnych stworów, przez sprzęty bojowe typu czołg, a na postaciach z popkultury kończąc. I ktoś na świecie musiał lubić ten serial tak samo jak ja, bo stwierdził, że fajnie by było zrobić na jego podstawie grę. I pojawiła się ona pod koniec 1992 roku na NES-ie. Oczywiście nie było zaskoczeniem, że zrobiono platformówkę. I pomijając to, że był to najpopularniejszy gatunek tamtych czasów, a małe dzieciaki najlepiej radziły sobie właśnie ze skakaniem, to nie wyobrażam sobie lepszego gatunku dla tego tytułu.
Fabularnie dostawaliśmy to samo co w serialu. Mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, że poszczególne poziomy to mniej lub bardziej kalki istniejących odcinków. Nie było tutaj czegokolwiek oryginalnego. Na szczęście rozgrywka była na tyle ciekawa, że brak fajnej historyjki w ogóle nie przeszkadzał. Ktoś mógłby stwierdzić, że przypominała ona tą z Mega Man. I jak w wielu takich przypadkach nie zgadzam się z tym porównaniem, tak tutaj ma to jakiś sens. Nasz bohater z początku to skaczący ufoludek strzelający niemrawymi nabojami. W miarę przedzierania się przez poziomy mamy możliwość zbierania różnego rodzaju wspomagaczy takich jak powiększanie paska zdrowia czy lepsze naboje do jego pistoleciku. Wiele z nich jednak jest niedostępnych i tu na pomoc przychodzą specjalne zdolności Widgeta. Jak już wspomniałem, ten purpurowy kosmita umie zmieniać się w co tylko chce i to samo potrafi w grze. Za każdego pokonanego bossa, dostajemy nową formę, w którą możemy się przemienić. Jest to chociażby mała, bardzo szybka mysz, latający pterodaktyl czy chociażby ociężały olbrzym o dewastujących pięściach. Każda z tych postaci, prócz pomocy w pokonywaniu poziomów, daje możliwość zebrania wcześniej niedostępnych wspomagaczy. Bywa nawet tak, że niektóre etapy odwiedzamy kilkukrotnie, by nabrać sił przed ostatnią bitwą. A wierzcie mi, jest to absolutnie potrzebne do przejścia gry.
Widget wbrew pozorom nie należy do łatwych gier. Miejscami potrafi być nawet frustrująco trudny. Margines błędu przy niektórych skokach to dosłownie parę pikseli, a umiejscowienie poszczególnych przeciwników jest po prostu nie fair. Do tego dochodzi denerwujący odskok w tył przy każdym otrzymywanym ciosie i tak szybko można skończyć bez żyć na ekranie kontynuacji tracąc wszelkie zdobyte ulepszacze. Taka tam gra dla dzieci. By tego było mało, Widget charakteryzuje się jeszcze jedną, dość niechlubną cechą - posiada całe mnóstwo błędów. Przechodzenie przez ściany, przeskakiwanie całych plansz, zabijanie bossów zanim się pojawią. Wszystko to na wyciągnięcie ręki. Mi jednak ciężko uznać to za wadę. Trzeba się trochę postarać by odnaleźć te wszystkie bugi, a można i przejść całą grę nie natrafiając na żaden z nich. A jak już się wie, co jak dział, można poeksperymentować z przechodzeniem na czas.
I chyba wiem, skąd się wzięły te wszystkie błędy w rozgrywce. Ludzie z Atlusa za bardzo skupili się na oprawie Widgeta. Wyglądał on obłędnie. Doskonale odwzorowano wszelkie postacie, które można było spotkać w serialu. Każda z nich posiadała po kilka zabawnych i szczegółowych klatek animacji. Bohater, na ten przykład, przymykał jedno oko przy każdym strzale z pistoletu. Same poziomy różniły się znacząco klimatem, posiadały całą masę ciekawych elementów dekoracyjnych i swoich własnych przeciwników. Do tego dochodziły prześliczne przerywniki pomiędzy misjami, no i cudownie wyglądająca mapa wyboru misji. Żeby tego było mało, na ekranie tytułowym witał nas przerobiony na osiem bitów motyw główny z serialu, który momentalnie wpadał ucho. A nie był to jedyny doskonały kawałek, który można było usłyszeć w grze.
Widget to po prostu dobry platformer o ciekawych rozwiązaniach i z różnymi elementami rozgrywki. Posiada miejscami wyśrubowany poziom trudności i jest pełny różnych błędów, ale gwarantuję, że nie niszczy to przyjemności z grania. Na wszystko jest sposób. I może nie postawiłbym Widgeta obok Mega Mana 2 czy Darkwing Ducka, ale tak czy tak, ma on swój unikalny urok, który warto poznać. No i musiał mieć coś w sobie, skoro doczekał się kontynuacji na SNES-a.